KRAKÓW - Co mi w brzuchu burczy, czyli moje "niekrakoskie" smaki

Widok Rynku w Podgórzu w Krakowie i talerza papryczek Pimientos de Gernika

Kraków - moje ukochane miasto. Tutaj mieszkam, pracuję i jem. A że jeść lubię, wiedzą wszyscy, którzy mnie znają. Z gotowaniem bywa różnie - coraz częściej łapię się na tym, że zdecydowanie wolę, gdy to inni mnie karmią, szczególnie jeśli wiem, że jedzenie przyrządzają najlepsze kucharskie ręce w okolicy. 


Rozczaruję wszystkich, którzy po mieszkance Krakowa spodziewali się ochów i achów nad maczanką krakowską, obwarzankami, kiełbaskami z niebieskiej nyski, zapiekankami od Endziora czy lodami ze Starowiślnej. O tych krakowskich specjałach pisał już niejeden znawca, a sława wielu kultowych miejsc dawno już przebrzmiała. 

Dziś będzie o miejscach dla mnie szczególnych, które sprawiają, że podskakuję na krześle, gdy do głowy przychodzi myśl: "chodźmy tam", gdzie czuję się jak w domu (choć to niekoniecznie domowa kuchnia 😉), a po wyjściu dobry nastrój pozostaje jak smak potraw na języku - smak, jak zobaczycie, niekoniecznie krakoski.

Euskadi - ul. Kazimierza Brodzińskiego 4.

Sercem, duszą i ciałem kocham to miejsce. Może w poprzednim wcieleniu byłam Baskijką 🤔, a może po prostu niezwykle sobie cenię kulinarne perełki tworzone przez niezwykłych ludzi. 

O gospodarzu tego miejsca, Damianie Surowcu nie będę pisać zbyt wiele, choć mogłabym, bo to człowiek z ogromnym doświadczeniem, wiedzą i pasją do gotowania, ale z uwagi na jego skromność, a może nawet pewnego rodzaju uroczą nieśmiałość, oddam głos wyłącznie daniom przez Niego tworzonym 😘. A na talerzu w Euskadi króluje nietypowa kuchnia baskijska i na dodatek w wersji "de luxe" 😊. Luksus oznacza tu jednak przede wszystkim najlepszą z możliwych jakość składników, którą wyczuć można w najprostszych nawet daniach. 

Od czego zacząć? Najlepiej od prostych przekąsek na jeden kęs, czyli pinxtos. Ja ZAWSZE biorę Croquetas de Jamón, czyli chrupiące, a jednocześnie rozpływające się w ustach kuleczki z szynką. Mój kolejny punkt obowiązkowy to smażone, słodkie papryczki Pimientos de gernika. Zresztą wszystkie propozycje warzywne w Euskadi można brać w ciemno, łącznie ze słynnymi hiszpańskimi ziemniaczkami Patas bravas. Zjecie tu również klasyczną, cudownie mokrą, ziemniaczano-jajeczną tortillę, polędwicę ze świni iberyjskiej karmionej żołędziami, a nawet ośmiornicę. Dania są niewielkie, to prawda, ale jeśli, zgodnie z sugestią, wybierzecie 3-4 propozycje, na pewno nie wyjdziecie głodni. 

Zanim dokonacie wyboru, przestudiujcie uważnie czarną karteczkę leżącą na stole lub zapytajcie kelnera o dania z spoza karty. Może Wam się akurat trafić jakiś niezwykły, baskijski, sezonowy rarytasik. Bądźcie czujni 😉.

Zauważyłam, że szefa ostatnio nieco mniej, ale może sobie na to pozwolić. Wspaniali kucharze, kontynuują jego kulinarne pomysły, a na sali rządzi Maja i sztab fantastycznych kelnerów, których serdecznie pozdrawiam i kłaniam się w pas za ich pracę, dzięki której, każdy gość czuje się w Euskadi należycie zaopiekowany. 😊.

Lokal zyskał po pandemii dodatkową przestrzeń, mimo to warto zarezerwować stolik. Sława tego miejsca dawno już przekroczyła granice Małopolski.





Molám - ul. Rajska 3

Molám to nie restauracja - to zjawisko. Jak tylko powstała, w mgnieniu oka zmiotła z mapy Krakowa inne tajskie knajpy. To straszne, bo nawet jeśli by się chciało spróbować gdzie indziej, to nie ma motywacji, bo w Molám jest wszystko, czego potrzebują do szczęścia nasze kubki smakowe (to nie tylko moja opinia, ale także innych krakowskich foodiesów, a nawet inspektorów Michelin, którzy w 2023 roku nagrodzili lokal prestiżowym wyróżnieniem Bib Gourmand 🙉)

Menu w Molám to jedna kartka gęsto zapisana dziwnymi, tajskim nazwami, ale niech Was to nie przeraża, bo wszystko wyjaśni Wam dokładnie przesympatyczna i świetnie wyszkolona obsługa. Ktoś tu robi naprawdę dobrą robotę, jeśli chodzi o szkolenie kelnerów. Jako gość czuję się tu zawsze dobrze zaopiekowana i.. odmłodzona, bo w tym miejscu panuje tak luźna atmosfera, że wszyscy są na Ty, kelnerzy nierzafko odbierają zamówienie na… kucąco 😊. 

Jedzenie w Molám jest tak pyszne, że zawsze mam ochotę zamówić wszystko. Właściciele chyba o tym wiedzą, i dlatego wprowadzili modną w kulinarnym świecie zasadę "sharingu",  czyli dzielenia się jedzeniem. Warto więc zamówić kilka dań i w ten sposób próbować różnych smaków. Nie dajcie się jednak zwieść, porcje nie są tutaj wcale małe - wystarczy więc jeśli, będąc w dwie osoby, wybierzecie 3-4 potrawy. Lepiej wziąć mniej, będziecie mieć pretekst, by tu wrócić 😉.

Wybór dań jest duży i często się zmienia, jak to bywa, kiedy podstawą kuchni są sezonowe składniki, więc trudno coś doradzić. Osobiście zawsze poluję na przepyszną, mega prostą sałatkę z ogórków. Jadłam tu najlepsze na świecie smażone szparagi. Zaskoczyły mnie smakiem panierowane żołądki… Mogłabym wymieniać tak bez końca, ale po co, lepiej sami zacznijcie odkrywać dla siebie te cudowne, tajskie smaczki😊.

W 2022 roku Molam doczekał się braciszka albo siostrzyczki jak kto woli. W Rynku Podgórskim, niemal naprzeciwko Euskadi otwarto Luktung. Smaki południowo-wschodniej Azji (Tajlandia, Kambodża, Wietnam) są w moim odczuciu nieco łagodniejsze, ale zyskaly już grono wiernych fanów, dołączając do lokalnych "must eat".




Mezzalians - ul. Kalwaryjska 66

To miejsce odwiedzam najrzadziej, a to grzech, bo tutejsza kuchnia po prostu powala na kolana. Trzeba się będzie z tego wyspowiadać. Najlepiej w widocznym z okna kościele redemptorystów na pobliskich Krzemionkach 😉. Z żalem za grzech zaniechania i mocnym postanowieniem poprawy nie będzie jednak kłopotu, bo tutejsza kuchnia jest doskonała. 

Mezzalians to libańsko-syryjskie smaki w najlepszym wydaniu. Pozycja obowiązkowa to właśnie "mezze", będące inspiracją dla nazwy lokalu, a dla gości prawdziwa kulinarna podróż po aromatach bliskiego wschodu. Mezze nigdy Wam się nie znudzą, bo za każdym razem możecie wybrać inny zestaw tych przepysznych przystawek. Jest wiele możliwości, ale ja radzę wybrać do podziału opcję najmniejszą tak, żeby mieć jeszcze miejsce na danie główne. Spróbujcie koniecznie tutejszego humusu lub obłędnej pasty z bakłażana. Jeśli chodzi o mięso, polecam oczywiście baraninę: kebap albo, jeszcze lepszy, szaszłyk z combru baraniego. Jeśli nie lubicie smaku baraniny, jest też opcja z kurczakiem, a dla wegetarian kilka ciekawych dań warzywnych. Te zresztą zmieniają się wraz z porami roku. 

Klimat miejsca doskonale współgra z tym, co na talerzu: jest kolorowo, świeżo, bezpretensjonalnie. Ogromny plus dla wyposażenia łazienki (przewijak dla dzieci, "zestaw ratunkowy" dla kobiet 😉) Mały minus za brak klimatyzacji. W ciepłe, letnie wieczory trudno wytrzymać na głównej sali, a chciałoby się posiedzieć dłużej 😊. Na szczęście z tyłu restauracji zorganizowano niewielki ogródek, więc zrobiło się trochę "przewiewniej".  

Sukces Mezzaliansu zachęcił właścicieli do otwarcia drugiej restauracji. Suwayda na Kazimierzu to zupełnie inny klimat. W nazwie jest street food, ale obrusy w kratkę przypominają mi raczej atmosferę domowej kuchni jak u mamy. Tyle, że mama jest syryjska i jak dla mnie gotuje pysznie, ale trochę za tłusto. Chociaż wiem, wiem, oliwa to nie tłuszcz 😜.




Filo - ul. Św. Tomasza 30

Do zestawienia dołączają greckie smaki, którymi od kilku lat z radością delektujemy się w bistro Filo. To była miłość od pierwszego wejrzenia, ale musiała się trochę uleżeć w brzuchu i w serduchu, żebym była jej pewna. Restauracja jest maleńka, jej szefowa jeszcze mniejsza, ale kuchnia i talent na miarę wielkich tego świata. Ada udowadnia, że w kuchni wszystko wypada. Miesza smaki i bawi się formą, wyczarowując na swoich małych i dużych talerzykach kulinarne cuda. Myślisz, że wszystkiego już w życiu próbowałeś? Jest szansa, że Filo Cię zaskoczy, a nawet jeśli nie, to na pewno nakarmi wyśmienicie. 

Wszyscy fani Filo z radością przyjęli wiadomość, że właściciele bistro postanowili otworzyć drugą restaurację. Mazi znajdziecie w Rynku Podgórskim, który jest obecnie chyba najciekawszym kulinarnym miejscem w Krakowie. W restauracji królują śródziemnomorskie smaki. Jest lekko, nowocześnie i z klasą. Uwielbiam minimalistyczny, elegancki wystrój wnętrza, zastawę. Zresztą wszystko tu uwielbiam 😊.

Mały update: Życie pisze swoje scenariusze i Ada już nie szefuje w opisanych powyżej miejscach. Mimo to, kuchnia nadal na wysokim poziomie, więc serdecznie polecam 😍.




Sushi Royal - Osiedle Dywizjonu 303 31L

Jestem szczęściarą, bo mam to cudo niemalże pod nosem. To dzięki Sushi Royal ( i Działowi Technicznemu, który uwielbia sushi 😘), polubiłam rybę z ryżem! Przyznam, że wielkim znawcą nie jestem, dlatego zanim wpisałam to miejsce na listę moich "debeściaków", zaprosiłam tu kilku znanych mi ekspertów 😉, którzy jednoznacznie potwierdzili, że miejsce jest SUPER! To znaczy, że kulinarna intuicja mnie nie zawiodła.

Przejdźmy do menu. Bogata, ale przejrzysta karta jest jednocześnie przewodnikiem po tajnikach japońskiej kuchni. Dużo pięknych zdjęć i wyjaśnień, co jest co, a sami przyznacie, że w tych uro, furo, fiutomakach można się pogubić 😉.

Wyjątkowo nie będę niczego polecać, bo jestem pewna, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, a cała przyjemność tkwi w odkrywaniu własnych smaków i preferencji. 

To co lubię w sushi to kompozycja i kolory. To są dania, które jemy oczami, a w Sushi Royal są one podane wyjątkowo pięknie. Widać, że szef kuchni, Tomasz Stanek, ma nie tylko długoletnie doświadczenie, ale i talent.

Zresztą w Sushi Royal wszystko jest "tip top" i naprawdę nie ma się do czego przyczepić (a lubię 😉) Przeszklone, jasne wnętrze, minimalistyczny wystrój, bardzo profesjonalna obsługa i jeszcze do tego czysta łazienka. Na końcu, jak na sushi, bardzo przyjazny rachunek. Nie wierzycie? Sami sprawdźcie...

Jak się okazuje w Nowej Hucie też można się rozwijać, więc teraz sushi na jedną nóżkę, a ramen na drugą. W części ramenowej oprócz pysznych zup w kilkunastu wersjach, zjecie również obłędne żeberka. Nie dziękujcie…




Cafe Lisboa - ul. Dolnych Młynów 3/4

A na koniec wisienka na torcie, czyli Cafe Lisboa. Ta niewielka, portugalska kawiarenka bije rekordy popularności w naszym mieście. Nie ma się czemu dziwić. Robią tutaj najlepsze Pastéis de Nata w tej części Europy. Kto kiedykolwiek był w Portugalii, ten wie, że wstydu nie ma. Przeciwnie duma ogromna i radość, że te maleńkie cudeńka mamy na wyciągnięcie ręki 😊. Bo Pasteis de Nata są dobre na wszystko: na chandrę, migrenę, awanturę w pracy i tęsknotę za słońcem…

Dla tych, którzy nigdy nie jedli, tłumaczę: Pastéis de Nata to portugalskie tarteletki z pysznym, budyniowym kremem, w chrupiącym, lekkim cieście francuskim, zapieczone i posypane cynamonem lub cukrem pudrem, lub jednym i drugim jednocześnie. 

Do Cafe Lisboa warto wstąpić również na śniadanie. Polecam jajecznicę z chorizo, kanapkę z sardynką i do tego kieliszek domowego wina. 

Knajpka jest mikroskopijna jak pasteis, ale oferuje sporo miejsca na zewnątrz. Zajrzyjcie z tyłu na podwórko. W letnie dni odnajdziecie tam namiastkę śródziemnomorskiego klimatu. 

Na koniec dodam jeszcze, że ceny są równie przyjazne jak w Portugalii, a dla nas Krakusów Sknerusów, to na pewno dodatkowy atut 😉. 

Komentarze

  1. Super rekomendacje, na bank skorzystam 😋

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie wiem czemu sława krakowskiej maczanki niby przebrzmiała - jadłaś U Andrusa? Nie wiem co tam miało by się zepsuć. Polecam spróbować! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję zrobić proste ćwiczenie i zapytać 10 przypadkowych osób na ulicy co to jest maczanka, a zapewniam, że poprawnych odpowiedzi będzie niewiele , niestety nawet wśród Krakusów. Adrus faktycznie przypomina nam nieco zapomniane smaki i chwała mu za to :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!