LIBUŠÍN I MAMĔNKA - Secesja na ludowo

Błękitna jadalnia w schronisku Libušin w Czechach

Mówi się, że to najpiękniejszy kompleks schroniskowy w Beskidach, a niektórzy uważają nawet, że schroniska Libušín i Mamĕnka to największe perełki górskiej architektury w całej Europie. Miejsce faktycznie zachwyca bajkową architekturą i nikogo nie pozostawia obojętnym. Jeśli jeszcze tam nie byliście, koniecznie wpiszcie je na swoją “bucket list”. Nie pożałujecie.

Przełęcz Pustevny w Beskidzie Śląsko - Morawskim, gdzie znajdują się słynne schroniska, jest ostatnim przystankiem naszej tegorocznej wyprawy na Morawy, o której na pewno niedługo Wam opowiem. Docieramy z przyjaciółką około ósmej wieczorem z zamiarem spędzenia nocy w hotelu Mamĕnka i pobuszowania następnego dnia po okolicy. Nic jednak z naszych planów nie wyszło, bo rano zaczęło padać a okna naszego pięknego hoteliku zabieliła gęsta mgła. Do tego moja kierowczyni, mocno zestresowana na myśl o krętych serpentynach, po których przyjdzie nam zjeżdżać, przebierała nogami, żeby jak najszybciej, zaraz po śniadaniu, wyruszyć w drogę powrotną.



Czy to nie kiepskie okoliczności jak na wpis o jednym z najpiękniejszych górskich schronisk? Czy kilka niewyraźnych zdjęć zdoła pokazać Wam niezwykłość tego miejsca? Zanim zaczęłam pisać, parę dni biłam się z takimi właśnie myślami. Mogłabym oczywiście wrócić w jakiś słoneczny dzień i zrobić lepszy materiał. Z Krakowa to jakieś 3 godziny drogi samochodem. Pomyślałam jednak, że ładnych fotek w internetach jest już mnóstwo, a nasza historia, mimo że nieco mniej atrakcyjna wizualnie, jest po prostu prawdziwa. Takie przecież są góry: kapryśne, nieprzewidywalne, ale w każdej odsłonie piękne. Taki też jest Libušín i Mamĕnka: czasem w słońcu, a czasem we mgle.



Kiedy dotarłyśmy na miejsce, wczesnym (według nas) wieczorem, słońce powoli chowało się za góry, a ja myślałam, że zaraz usiądziemy w pięknej błękitnej sali schroniska Libušín przy talerzu puchatych knedlików z borówkami, które jak czytałam, są letnią wizytówką tego miejsca. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że restauracja działa tylko do 20.00 a wokół nas nie ma żywego ducha. Przyznać muszę, że kompletnie nie rozumiem tej koncepcji biznesowej. Wyobrażałam sobie, że zastanę tu tłumy turystów odpoczywających przy piwku po trudach wędrówki, gwar i śmiech dzieciaków, a okazuje się, że pod uroczym hotelem Mamĕnka zaparkowane są dwa samochody, w tym jeden nasz 😪.



Pytam obsługi, gdzie są turyści (jest przecież środek lata), a oni na to, że byli w ciągu dnia, ale że na noc mało kto tu zostaje. Z niefrasobliwego tonu głosu wyczułam, że taki stan rzeczy nikomu tu nie przeszkadza. Niech się czeskie państwo martwi, skoro to jego własność. A jednak gdzieś w duszy żałuję, bo może gdyby było tu więcej gości, hotel nie byłby taki drogi. Z kolei turyści pewnie wolą tańsze noclegi w dolinie i koło się zamyka. Ponad 500 złotych za noc to faktycznie spora kwota. Mimo to, postanowiłyśmy zaszaleć i spędzić noc w tym zjawiskowym miejscu.



Pierwsze chaty powstały w miejscu dawnej pustelni w 1891 roku. A podziwiane dziś schroniska Libušín i Mamĕnka zostały udostępnione turystom w 1899 roku. Zaprojektował je architekt Dušan Jurkovič, który całe życie zafascynowany był etnografią i folklorem. Jego charakterystyczny styl znany jest pod nazwą ludowej secesji. Kolorowe projekty budynków, kapliczek i cmentarzy rozsiane są w różnych częściach Czech i Słowacji. Ciekawy epizod jego życia związany jest również z Krakowem, gdzie po I wojnie światowej zgłosił się do pracy w Wydziale Grobownictwa Wojennego 🙉. Przez 3 lata swojej pracy zaprojektował 35 cmentarzy między innymi w Regietowie, Łużnej czy Nowym Żmigrodzie. Oprócz cmentarzy, do jego najsłynniejszych projektów należą jego własna willa w Brnie, budynki sanatorium w Luchaczowicach, zamek w miejscowości Nové Město nad Metují i właśnie schroniska Libušín i Mamĕnka.



Los nie był zbyt łaskawy dla tego bajkowego kompleksu. Po drugiej wojnie światowej ośrodek był w opłakanym stanie, ale już w 1947 roku zaczęto myśleć o jego odbudowie. Projekt renowacji wspierał sam Dušan Jurkovič, który na chwilę przed swoją śmiercią w tym samym roku odwiedził przełęcz Pustevny. Prace trwały przez wiele lat, a ostateczny ich efekt podziwiać można było dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.



Niedługo jednak turyści cieszyli się pięknem tego miejsca. W 2014 roku miał miejsce pożar, który poważnie uszkodził chatę Libušín i zniszczył najcenniejszą jej część, czyli zjawiskową salę jadalną. I tym razem podjeto decyzję o odbudowie, stosując te same co przed laty techniki i materiały i jednocześnie wzmacniając bezpieczeństwo pożarowe obu budynków. Odnowioną chatę podziwiać można znów od 2020 roku.



Zacznijmy od hotelu, w którym się zatrzymałyśmy. Mamĕnka jest śliczna, choć utrzymana w nieco innej kolorystyce niż Libušín. Przytulne pokoje mają ciepłe barwy i meble z tradycyjnego drewna sosnowego. Obie zwracamy uwagę na detale i zachwycamy się kolorowymi dywanikami, serduszkami przyczepionymi do drzwi, a nawet ornamentami na koszach na śmieci. Wszystko proste, ale bardzo fajnie przemyślane. Przyjemne wnętrze i świeże górskie powietrze sprawiły, że spało nam się tak dobrze, jak u mamy 😊.




Rano wstałyśmy z nadzieją, że śniadanie podawane jest w pięknej sali jadalni Libušín. Niestety musiałyśmy się zadowolić pomieszczeniem obok, które nie ma już tego uroku. Za to brak turystów sprawił, że po posiłku błękitną salę jadalną miałyśmy praktycznie tylko dla siebie (nie licząc ekipy porządkowej). Mogłyśmy więc do woli cykać fotki i podziwiać detale tego niezwykłego wnętrza. Nie dziwię się, że przyciąga ona tak wielu miłośników gór i architektury. To prawdziwa perełka, której nie da się z niczym innym porównać. Przynajmniej ja mam takie odczucie. Zachwyt, po prostu zachwyt i już.



Oprócz kompleksu, który jest bohaterem tego wpisu, w pobliżu jest jeszcze jeden hotel, o którym warto wspomnieć. Hotel Tanečnica ma zupełnie inny klimat, ale muszę przyznać, że tutejsza restauracja nieźle karmi i praktycznie uratowała nas przed głodem, kiedy zajechałyśmy na przełęcz wieczorową porą i wszystko inne było pozamykane. Co ciekawe, to jeden z najstarszych górskich hoteli w Czechach. Powstał w 1926 roku, a dwa lata później gościł w nim pierwszy prezydent Czechosłowacji Tomáš Masaryk. Bryła hotelu zachowała swój pierwotny kształt, ale wnętrze ma wystrój z lat osiemdziesiątych. Trochę mnie śmieszy, kiedy czytam, że to oryginalny styl retro z końca ubiegłego wieku, ale z drugiej strony taki swojski “wintydż” rozczuli każdego gościa z mojego pokolenia. Swoją drogą to miejsce przypomina mi trochę słowacki hotel Monfort, o którym pisałam 🔍tutaj.



Jakie atrakcje czekają na Was na przełęczy Pustevny oprócz schronisk? Chyba największą i najłatwiej osiągalną jest Stezka Valaška. Ścieżka w koronach drzew z mostem himalajskim i szklaną platformą widokową na pewno spodoba się dzieciakom. Warto również przy okazji zaplanować wejście na pobliski Radhošť. Szczyt z pięknymi widokami i zabytkową kaplicą Cyryla i Metodego. Po drodze kapliczki, altany i pomnik czczonego tu niegdyś słowiańskiego boga Radegasta. O wszystkich tych atrakcjach przeczytacie na przykład 🔍tutaj. Latem można pojeździć tu także na górskich rowerach, a zimą na nartach.



Na koniec jeszcze słowo o tym, jak dojechać na Przełęcz Pustevny. Jest kilka opcji. Najwygodniejsza to oczywiście samochód, który zostawiacie na płatnym parkingu kilkaset metrów przed kompleksem. Jeśli jednak jesteście gośćmi któregoś z hoteli, śmiało wjeżdżajcie dalej. Lojalnie uprzedzam, że ostatni odcinek drogi jest naprawdę kręty. W zimie bez łańcuchów raczej nie ma szans. Na szczęście jest też druga opcja, czyli wjazd kolejką linową, która działa tu od 2017 roku. Samochód zostawiacie wtedy na jednym z płatnych parkingów i beztrosko cieszycie się urokami Beskidu Śląsko-Morawskiego.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!