SZYDŁÓW - Jak śliwka w kompot

Brama Krakowska w zamku Szydłów

To małe miasteczko położone wśród pól i lasów u podnóża Gór Świętokrzyskich nazywane jest dumnie polskim Carcassonne. Imponujące mury obronne i zamek kazał zbudować tu w średniowieczu sam Kazimierz Wielki. Co kryje się za tym murem? Czy odnajdę tu ducha dawnej świetności i czy to miejsce warte jest odwiedzenia? Bardzo, ale to bardzo jestem tego ciekawa.

Wstyd się przyznać, ale o Szydłowie pierwszy raz usłyszałam od... czytelników mojego bloga 🙈. Było to dokładnie po tym jak opublikowałam nasz wpis o francuskim Carcassonne, który znajdziecie 🔍 tutaj. Okazuje się, że miasteczko od lat konkuruje ze śląskim Paczkowem o zaszczytne miano polskiego Carcassonne. I choć paczkowskie oryginalne mury obronne robią spore wrażenie, świętokrzyski Szydłów wygrał odległością. Znajduje się bowiem niecałe dwie godziny jazdy samochodem od mojego rodzinnego Krakowa. Idealny pomysł na jednodniową wycieczkę.


Nie ma szanującego się miasteczka bez lokalnej legendy. Dawno, dawno temu zbój imieniem Szydło mieszkający w okolicznych lasach wraz ze swoją bandą napadał na podróżnych, a zrabowane dobra ukrywał w tutejszych jaskiniach. Pewnego razu trafił na orszak królewski, który to, z pomocą boską, pokonał rzezimieszka. Skruszony, a raczej zmuszony do posłuszeństwa zbój oddał królowi wszystkie zrabowane kosztowności, za które monarcha, z wdzięczności, kazał zbudować kościół. A że był to władca litościwy, postanowił uwiecznić imię zbója, nazywając miasto Szydłowem.

Czy królem tym był Kazimierz Wielki, o tym legenda nie wspomina. Za to na kartach historii wyraźnie zapisano, że oprócz świątyni powstał również murowany zamek i długie na ponad kilometr kamienne mury. W ten sposób twierdza Szydłów stała się od XIV wieku ważnym punktem obronnym ziem małopolskich i przez wiele lat, jedną z ulubionych siedzib królewskiego dworu. Poczet królów polskich, który przewinął się przez Szydłów jest imponujący. Rekordzistą jest jednak Władysław Jagiełło, który stacjonował w miasteczku aż siedemnaście razy.


Królowie do miasta wjeżdżali zapewne najokazalszą z bram, zwaną Bramą Krakowską. Wizytówka miasta łączy dziś sobie elementy gotyckie i renesansowe. Kiedyś prowadził do niej dodatkowo zwodzony most. To jedyna z trzech bram miasta, która ostała się do naszych czasów. Wiadomo, że niegdyś była jeszcze Brama Wodna i Opatowska. W miejscu tej ostatniej znajdziecie pamiątkową tablicę. Patrzcie zatem uważnie pod nogi.


Mimo przychylności możnych tego świata, los nie był łaskawy dla królewskiego miasta Szydłów. Liczne pożary, potop szwedzki, a na końcu II wojna światowa zniszczyły miasto niemal doszczętnie i dopiero w latach dwutysięcznych przystąpiono do pieczołowitej odbudowy miasteczka. Rekonstrukcję najlepiej widać na murach obronnych. Ciemne elementy to oryginalny średniowieczny kamień, jasna część to już współczesna nadbudowa zakończona nie tak dawno, bo w roku 2019.


Dzisiejszy wygląd Szydłowa to zasługa ludzi, którzy oddali serce dla swojej małej ojczyzny. Dobrym duchem miasteczka jest były już wójt Jan Klamczyński, który był włodarzem Szydłowa przez szesnaście lat. To on walczył o fundusze na odbudowę, a także doprowadził do odzyskania przez Szydłów praw miejskich w 2019 roku.

Dziś wójta Jana spotkacie w jego własnym domu przy bramie Krakowskiej, gdzie otwarł prywatną izbę pamięci i gdzie ze szczegółami opowiada o dziejach miasteczka. To człowiek z gatunku pozytywnie zakręconych pasjonatów, którzy zarażają dobrą energią i entuzjazmem i podobnie jak pan Cezary Łutowicz w Sandomierzu tworzą niezapomnianą atmosferę miejsca, w którym żyją. O Sandomierzu i panu Cezarym poczytać możecie 🔍 tutaj.


W dobrym nastroju udajemy się na szydłowski zamek, a raczej zameczek, bo dla przeciętnego turysty to raczej niepozorny budynek. Znawcy tematu uważają jednak, że to "jedyna integralnie zachowana, średniowieczna rezydencja królów polskich". Słowa te cytuję za przewodnikiem zakupionym w zamkowym sklepiku. To z niego dowiaduję się również, że zbudowany w czasach Władysława Jagiełły zamek był jak na swoje czasy bardzo luksusowy, bo ogrzewany piecami hypokaustycznymi, które zachowały się do dnia dzisiejszego.


Jak działa taki piec i wiele innych średniowiecznych ciekawostek odkryjecie dzięki multimedialnej ekspozycji muzealnej znajdującej się w pięknie odrestaurowanym renesansowym skarbczyku naprzeciw zamku. Oprócz tego ciekawe makiety europejskich zamków i postaci w strojach z epoki. Bardzo przyjemne miejsce i profesjonalna ekspozycja. Bilet na te i wszystkie inne atrakcje Szydłowa kupiliśmy w centrum informacji turystycznej. Wszystkie potrzebne informacje znajdziecie 🔍 tutaj.


W samym zamku dużo bardziej tradycyjna wystawa polskich symboli narodowych nie wzbudziła u mnie szczególnego entuzjazmu w przeciwieństwie do klimatu miejsca. Surowe kamienne mury przestronnej sali królewskiej pozwalają na chwile przenieść się w czasie. Można nawet usiąść na tronie, założyć na głowę złotą koronę i poczuć się jak prawdziwy, średniowieczny władca. Dział Techniczny tak się wczuł w rolę, że rozkazał zrobić sobie małą, prywatną sesję zdjęciową. Wolę Wam jej jednak nie pokazywać 😜.


W czasach świetności Szydłów był prężnie działającym ośrodkiem, w którym kwitło rzemiosło i handel. Annały historyczne wspominają o licznych cechach kowali, ślusarzy, piekarzy i prasołów, czyli kupców handlujących solą.  

A tam gdzie handel tam zwykle pojawiają się specjaliści od obrotu pieniędzmi, czyli Żydzi. Początkowo niewielka grupa, w pierwszej połowie XX wieku stanowiła trzydzieści procent mieszkańców. Jednak w czasie II wojny światowej, niemal cala społeczność żydowska z Szydłowa i okolic została wywieziona do obozu w Treblince.

Po dawnych dobrych czasach została jednak okazała, późnogotycka synagoga wybudowana w połowie XVI wieku. To jedna z najstarszych żydowskich bożnic w Polsce, a na pewno najstarsza w województwie Świętokrzyskim. Ozdobiona ciekawym murem attykowym z blankami kryjącymi dach nadaje budowli obronnego charakteru.

Plotka głosi, że synagoga w Szydłowie została wybudowana na prośbę Esterki, słynnej żydowskiej kochanki Kazimierza Wielkiego. Król był w niej ponoć tak zakochany, że chciał wybudować dla niej synagogę większą o ufundowanego wcześniej kościoła św. Władysława. Możecie sobie wyobrazić raban w miasteczku. Podczas budowy świątyni parafianie postanowili po kryjomu podciąć krokwie podtrzymujące dach bożnicy. Dach zapadł się i do dziś pozostaje niewidoczny. Wściekła Estera miała rzucić klątwę na miasto, życząc mu klęski, z której już nigdy się nie podniesie. Można powiedzieć, że kilka wieków później, klątwa niestety zaczęła działać.


Przed synagogą naszą uwagę zwróciły drewniane rzeźby przedstawiające wielkich Polaków, w tym głównie noblistów. Tylko Olga Tokarczuk, mimo że najmłodsza w ekipie, ma głowę przeciętą na pół. Trzeba ją będzie "operować" na kolejnym plenerze rzeźbiarskim, który jest już jesienną tradycją w Szydłowie. Rzeźbiarze z różnych stron Polski zjeżdżają się tu we wrześniu i tworzą z drewnianych bali nowe figury, które stawiane są w różnych częściach miasta.


Drewniana ławeczka z sympatycznym błaznem stoi również na szydłowskim rynku tuż obok klatki hańby. Ta metalowa konstrukcja zwana także klatką błaznów właśnie, podobna trochę do klatki na ptaki służyła w średniowieczu do wystawiania na publiczne pośmiewisko tych, którzy dopuszczali się drobnych przestępstw, łamali zasady współżycia społecznego lub prowadzili się nieobyczajnie. Do takiej klatki trafić mogły więc miejscowe pijaczki i złodziejaszki, ale także kobiety, które po zmroku chodziły po ulicach bez męskiego towarzystwa. Gapie i przechodnie mogli skazańca do woli obrzucać wyzwiskami i różnymi przedmiotami. Największą popularnością cieszyły się ponoć zgniłe warzywa i owoce.  

W Szydłowie zapewne rzucano zgniłymi śliwkami, bo przecież jesteśmy w mieście, gdzie ten owoc zajął na tronie miejsce królów. Osiemdziesiąt procent produkcji rolnej w tej okolicy to śliwki. Najlepsza są ponoć te wędzone, ale śliwki w czekoladzie też cieszą się dużą popularnością. Ja jednak postanowiłam spróbować tych w ketchupie 😜.

Te i wiele innych śliwkowych pyszności kupicie w sklepiku prowadzonym w budynku ratusza. Tuż obok otwarto również sympatyczna kawiarnię, gdzie zjecie oczywiście pyszne ciasto śliwkowe. W sierpniu "święto śliwki" to okazja do wspaniałej zabawy zarówno dla mieszkańców jak i przybywających tu licznie turystów.


Na koniec śliweczka na torcie, znaczy się wisienka 😜. Poza średniowiecznymi murami miasteczka znajduje się jeszcze jedna perełka, którą koniecznie trzeba zobaczyć. To kościół Wszystkich Świętych malowniczo położony na niewielkim wzgórzu i strzeżony przez drewniane figury świętych. Z zewnątrz może wydawać się nieco niepozorny, ale zdecydowanie warto poczekać na pełną godzinę, aby wejść do środka. Wnętrze zdobią bowiem niezwykłe gotyckie polichromie z XIV wieku. Sąd Ostateczny, Siedem grzechów głównych, Siedem smutków Marii, twarze proroków na sklepieniu jednym słowem cuda odkryte przypadkiem kiedy po pożarze dachu ze ściany odpadł kawałek tynku. Jak widać, czasem złe rzeczy obracają się w dobre. Najlepsze, bo według mnie ten kościółek to najbardziej wyjątkowa rzecz, jaką zobaczyliśmy w Szydłowie.


Na tyłach kościoła, znajdziecie również niewielkie jaskinie, gdzie według legendy zbój Szydło ukrywał zrabowane skarby. Dziś niestety chyba tylko miejscowi menele chowają tu swoje śmieci i butelki po wódce. No cóż, trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że Szydłów to nie skansen. Oprócz masy zabytków to normalne miasteczko, gdzie współczesna typowo polska, chaotyczna zabudowa kontrastuje z perełkami średniowiecznej architektury. Dla jednych może to być mocny zgrzyt i rozczarowanie, dla innych urok, który zostanie w pamięci na długo. Ja wpadłam jak śliwka w kompot 😊.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!