LE TRAIN BLEU - Pociąg nie byle jaki

Restauracja Le Train Bleu na dworcu Gere de Lyon, Paryż - piękne wejście z peronów

"Wsiąść do pociągu byle jakiego..." Ta piosenka Maryli Rodowicz przychodzi mi do głowy zawsze, gdy znajduję się w okolicy jakiegokolwiek dworca kolejowego. Tym razem jednak będzie o dworcu wyjątkowym i pociągu absolutnie nie byle jakim.


Gare de Lyon w Paryżu, dworzec, z którego odjeżdżają pociągi w kierunku południowo-wschodnich regionów Francji jest jednym z najbardziej imponujących dworców w Europie. Przepięknie zdobiona fasada oraz, górująca nad okolicą, 67 metrowa wieża zegarowa, zachwycają niezmiennie od 1900 roku.


Jednak, aby odkryć prawdziwy skarb tego miejsca trzeba koniecznie wejść do środka. W centralnym punkcie stacji, naprzeciwko peronów, znajduje się jedna z najpiękniejszych restauracji w Paryżu - Le train bleu.

Do restauracji zaprowadzą nas kręte, zdobione secesyjną ornamentyką schody, dając przedsmak tego, co zobaczymy w środku.


Ekskluzywny bufet dworcowy miał swym przepychem oszołomić podróżnych, przybywających tłumnie na wystawę światową w 1900 roku. Oficjalnie inaugurowany, rok później, przez ówczesnego prezydenta Francji, przez lata przyciągał artystów i bogatych bywalców Paryża. Jadali tu między innymi: Coco Chanel, Colette, Jean Cocteau, Salvador Dali, Marcel Pagnol. Obecna nazwa restauracji funkcjonuje jednak dopiero od 1963 roku i jest hołdem dla legendarnego, dziewiętnastowiecznego, niebieskiego pociągu Paris - Vintimille, łączącego Paryż z Lazurowym Wybrzeżem. To, że restauracja istnieje do dziś, w praktycznie niezmienionym stanie, zawdzięczamy pisarzowi i ministrowi kultury Andre Malraux, który ocalił to miejsce przed zamknięciem w 1966. Kilka lat później, w 1972 roku, restauracja została wpisana na listę zabytków historycznych Paryża.
Ale dość historii, wejdźmy do środka, by na własne oczy zobaczyć oszałamiający przepych tego miejsca: złocone stiuki, kolorowe freski, kryształowe żyrandole. Warto tu zajrzeć, nawet po to tylko, by zrobić zdjęcie. Zapewniam, że nikt Was stąd nie wyrzuci. Obsługa zdaje się być przyzwyczajona do ciekawskich turystów i z uśmiechem pozwoli Wam się poszwędać i cyknąć fotkę.







Jeśli jednak, tak jak ja, macie ochotę na więcej, zapraszam na kolację… Mimo, że restauracja jest duża, warto dla pewności, zarezerwować stolik na stronie internetowej lub przez telefon. Restauracja w dniu wizyty poprosi o dodatkowe potwierdzenie przybycia. W menu znajdziecie kultowe dania, które restauracja serwuje od początku swojego istnienia. Po pierwsze danie główne - gigot d'agneau (udziec jagnięcy), który podjedzie pod wasz stolik na specjalnym wózku.


I po drugie deser - słynna babka rumowa, ponczowana wiekowym rumem Saint James prosto z butelki.


Osobiście żałuję, że nie spróbowałam obłędnie wyglądającego, flambirowanego tatara, który przyrządzono na naszych oczach dla gości przy sąsiednim stoliku.


Restauracja, francuskim zwyczajem, serwuje również specjalnie skomponowane formuły.
Najprostsza wersja to "Menu du voyager", dwa dania do wyboru, w tym wspomniany wcześniej udziec jagnięcy z zapiekanką ziemniaczaną. Opcja idealna dla podróżnych, którzy nie mają zbyt dużo czasu. Restauracja zapewnia, że serwis w tym przypadku nie będzie dłuższy niż 45 minut.
Menu PLM (Paris-Lyon-Méditerranée) to kulinarna podróż w śródziemnomorskie klimaty, ukłon w stronę miejsc, do których dotrzeć można stąd pociągiem. Najciekawiej jednak przedstawia się menu "Train bleu" wizytowka lokalu. I na tę opcję właśnie się skusiliśmy. Do najtańszych nie należy (110 euro), ale co tam, jak szaleć to szaleć. Menu jest naprawdę różnorodne, a dania zmieniają się tak często, że dwa tygodnie po naszej wizycie już serwowano coś innego. Nie wiadomo więc na co traficie. My skosztowaliśmy między innymi: łososia szkockiego z ratatouille zawiniętą w plastry cukinii, foie gras z kaczki, filet z piotrosza z grilowanym bakłażanem i konfitowanymi pomidorkami, medaliony cielęce, sery regionalne i kultową babkę rumową.


Dania były smaczne i, może oprócz przystawek, raczej niewyszukane. Widać, że właściciele trzymają poziom, ale nie mają ambicji bycia "gwiazdkową" restauracją. Ceny niestety, dosyć wysokie, ale nie ma co ukrywać, płacimy głównie za możliwość przebywania w przepięknym i kultowym miejscu. Obsługa, profesjonalna jak należy, dbała by niczego nam nie brakowało i cierpliwie objaśniała tajniki serwowanych dań. Atmosfera miejsca, mimo otaczającego nas salonowego przepychu, zachowała swój luźny charakter dworcowego bistro. Miłym, choć wiadomo, że turystycznym chwytem, był śpiewający francuskie szlagiery "zawiadowca stacji".


Ale czy Train bleu to miejsce tylko dla turystów? Fakt, z racji dworcowej lokalizacji na pewno jest ich tu sporo. Co ciekawe, od ekranizacji w tym miejscu niektórych scen z "Nikity" Luca Bessona, lokal stał się punktem obowiązkowym niemal każdej japońskiej wycieczki. Jednak wierzcie lub nie, Francuzi kochają Train bleu. Potwierdziła to zagadnięta przeze mnie, siedząca obok nas para Paryżan: Tak smacznie i na poziomie zjesz we Francji niemal wszędzie, ale tak wyjątkowego miejsca jak Train bleu nie znajdziesz nigdzie. Podpisuję się pod tym obiema rękami i życzę każdemu miłośnikowi Francji, dobrej kuchni i pięknych wnętrz, by dane mu było choć raz wybrać się w kulinarną podróż tym wspaniałym, niebieskim pociągiem.



Komentarze

Obserwuj Instagram!