LUSŁAWICE - Muzyka i drzewa

Widok elewację boczną Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego

Wyobraźcie sobie olbrzymi, nowoczesny budynek pośrodku szczerego pola gdzieś pod Tarnowem. Z prawej strony nic tylko rzepak i rozległe pola uprawne. Z lewej, zza płotu, facet na traktorze nieufnie łypie spod oka na przybywających tu, coraz liczniej, ciekawych miejsca melomanów. Cholera, to znowu ci od Pendereckiego, mruczy pewnie pod nosem.

Jesteśmy w Lusławicach, niewielkiej wsi w Małopolsce, gdzie w 1974 roku kompozytor Krzysztof Penderecki kupił zrujnowany dwór z ogrodem. To tutaj, uciekając od krakowskiego zgiełku, przez lata tworzył, nie tylko wybitne dzieła muzyczne, ale również swój raj na ziemi, bo jak mawiał "Mieszkać mogę wszędzie, żyć tylko w Lusławicach".



Ci, którzy interesują się życiem i twórczością Pendereckiego, może wiedzą, że Mistrz miał w życiu dwie pasje: muzykę i drzewa. Tę drugą, od której chcę zacząć, odziedziczył, jak twierdził, po dziadku leśniczym. To pod okiem dziadka właśnie, wnuk tworzył zielniki, poznawał nowe gatunki drzew, uczył się ich łacińskich nazw, którymi posługiwał się bezbłędnie do końca życia.  

Kiedy zobaczył lusławicki dwór po raz pierwszy, poznał jego historię, wiadomo było, że to tutaj zapuści korzenie i stworzy dom dla swojej rodziny, swoich symfonii, ale przede wszystkim dla swoich drzew.

A historia dworu jest imponująca. Posiadłość, w której mieszkał i tworzył również inny słynny artysta Jacek Malczewski, należała bowiem niegdyś do Arian, czyli Braci Polskich. Była to wspólnota religijna, stanowiąca w XVI wieku jeden z najbardziej radykalnych odłamów reformacji, prężnie działająca na terenach Małopolski i nie tylko. Wspólnota, owiana nutą tajemniczości, skupiała wokół siebie wybitnych przedstawicieli nauki i sztuki. Gorącym zwolennikiem Braci Polskich był chociażby pisarz Andrzej Frycz Modrzewski. Mimo sporej tolerancji, z której słynęły czasy renesansu, odważne tezy Arian nie wszystkim przypadły gustu, a wraz z nastaniem rządów Stefana Batorego, zaczęły się prześladowania, które doprowadziły do likwidacji wspólnoty.

W na terenie dworu w Lusławicach, do dziś odnaleźć możemy pozostałości po Braciach Polskich. Najważniejszym z nich jest symboliczny grób jednego z przywódców Arian - Fausta Socyna, który uciekł z Krakowa przed prześladowaniami i zmarł w Lusławicach w 1604 roku.

Modernistyczne w stylu mauzoleum ufundowali amerykańscy i angielscy potomkowie wyznawców Socyna, a bryłę zaprojektował słynny krakowski architekt Adolf Szyszko-Bohusz. Grób od stuleci pozostaje jednak pusty, a zwłoki słynnego reformatora wrzucono prawdopodobnie do Dunajca. Miało to miejsce w XVII, gdy wielu uwierzyło, że "oczyszczenie ziemi z heretyków", uchroni tutejszą ludność przed szalejącą wówczas epidemią cholery.


Rozmyślając nad kruchością ludzkiego losu, kontynuujemy spacer po tym pięknym ogrodzie. Z pomocą przewodniczki odszukujemy kolejne gatunki rosnących tu drzew i innych roślin, których nasiona i sadzonki Penderecki nierzadko przemycał w trakcie swoich licznych podróży w walizkach, pokrowcach na narty, a czasem nawet w bukietach kwiatów dla ukochanej żony Elżbiety. Mogły to być chociażby egzotyczne odmiany rosnące do dziś w ogrodzie takie jak: cyprysik nutkajski, jodła koreańska, korkowiec amurski czy uważany za święte drzewo, miłorząb japoński.

Najstarszym drzewem w arboretum jest jednak nasz rodzimy, widoczny na zdjęciu poniżej, rozłożysty dąb, liczący jakieś 250 lat. Drugim wiekowym drzewem jest rosnący przed dworem tulipanowiec, którego prawdopodobnie zasadził jeszcze przed wojną jeden z poprzednich właścicieli posesji. Dworu nie fotofragujemy jednak z szacunku do jego mieszkańców.


Spacer zaczynamy od pięknie przystrzyżonych labiryntów ogrodu w stylu włoskim znajdujących się po prawej stronie od dworu, za ariańskim lamusem (czyli budynkiem gospodarczym) z XVI w.. Ten włoski zakątek to symboliczny ukłon w stronę, pochodzącego z toskańskiej Sieny, wspomnianego wyżej Fausta Socyna. Klimat Italii tworzą tutaj również: ozdobny mur i balustrady, donice na postumentach oraz, znajdująca się w głębi, stylizowana kaplica.



Poniżej, w zachodniej części posesji, zlokalizowany jest niedokończony przez Mistrza ogród japoński z charakterystycznym, czerwonym mostkiem. Podmokła łąka sprawia, że dobrze mają się tu rośliny lubiące wilgoć. Niestety, ze względu na spore opady deszczu, nie było nam dane tam dotrzeć. Z tego samego powodu nie mogliśmy zejść do nowej części ogrodu, a znajdujący się tam gigantyczny labirynt z przyciętych równiutko grabów, podziwialiśmy jedynie z góry, ale i tak było pięknie.




Coraz bardziej intensywny deszcz wygania nas jednak z ogrodu. Wracamy więc do budynku Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. Nowoczesna bryła kontrastuje z otoczeniem, ale jej prostota sprawia, że nie czujemy dyskomfortu. Jest to raczej rodzaj zdumienia, że coś tak okazałego powstało właśnie tutaj, i że wciąż tak mało osób o tym wie. Centrum, otwarte w 2013 roku, oprócz działalności edukacyjnej skierowanej głównie do młodych muzyków, organizuje liczne koncerty i festiwale dla szerokiej publiczności. Najsłynniejszy z nich Emanacje, odbywa się co roku w miesiącach wakacyjnych i jest, według mnie, najlepszą okazją do odwiedzenia tego miejsca.



Zwiedzanie obiektu zaczynamy od ekspozycji składającej się z trzech części: Artysta, Spotkania i Dzieło.
W części poświęconej Artyście zobaczycie gabinet Krzysztofa Pendereckiego, w którym Mistrz autentycznie tworzył swoje dzieła. Oczywiście przestrzeń jest zaaranżowana na potrzeby zwiedzania, ale znajdziecie tam oryginalne meble i olbrzymią gablotę pełną przeróżnych medali, odznaczeń, dyplomów, listów i innych cennych bibelotów.



Spotkania to właściwie kilka multimedialnych ekranów, na których wyświetlane są sylwetki artystów, którzy byli inspiracją dla twórczości Pendereckiego: Karol Szymanowski, Grażyna Bacewicz, Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik, Wojciech Kilar, Henryk Mikołaj Górecki.

Najciekawszą częścią ekspozycji jest jednak ta poświęcona Dziełu kompozytora. W ciemnym, wyłożonym miękką tkaniną pomieszczeniu przechodzimy przez historię muzyki, na tle której wybrzmiewają piękne, choć momentami niepokojące, a czasem nawet nieco szarpiące duszę dźwięki utworów Pendereckiego. Wsłuchujemy się w nie, siedząc w wygodnych fotelach w kształcie nagłośnionej tuby, wybierając utwory z menu wbudowanego w ścianę. Nie umiem nawet dobrze opisać ani tego miejsca, ani wrażeń jakich doznaję. To jest coś, czego musicie koniecznie doświadczyć sami. Zarezerwujcie sobie minimum godzinkę na tę muzyczną przyjemność.



Przed koncertem jeszcze kawa i szarlotka z tutejszej kawiarenki, które najlepiej smakują na patio, w towarzystwie rzeźb Adama Myjaka, wybitnego współczesnego rzeźbiarza. Ja kojarzę go głównie jako autora projektu kwadrygi na dachu Teatru Wielkiego (o wizycie w warszawskiej Operze Narodowej poczytać możecie 🔍tutaj), ale jest On autorem wielu uznanych projektów. Na dziedzińcu i w korytarzach Centrum, podziwiać możemy głównie monumentalne statuetki i popiersia, w tym to najbardziej symboliczne - profesora Krzysztofa Pendereckiego.



Sercem budynku jest oczywiście sala koncertowa. Pomieszczenie na 650 miejsc, calutkie wyłożone drewnem, ma klasyczną konstrukcję pudełkową i faktycznie przywodzi na myśl pudło rezonansowe. Fachowcy chwalą miejsce za doskonałą akustykę. Ja jestem pod wrażeniem jej prostoty, która jednak została przemyślana w każdym detalu i odpowiada naprawdę światowym standardom. Nie ma problemu na przykład, aby w koncercie uczestniczyły osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich, niedowidzące, a nawet niedosłyszące! Jak to możliwe? Pierwsze dwa rzędy wyposażone są na stałe w tzw. pętlę indukcyjną, która pozwala cieszyć się czystymi dźwiękami muzyki osobom korzystającym z aparatów słuchowych.

Bardzo doceniam tego typu rozwiązania, dzięki którym sztuka przestaje być dobrem jedynie dla wybranych. Przy okazji warto wspomnieć o tym, że Centrum łamie również inną - często bardziej dotkliwiej dzielącą ludzi - barierę finansową. Zaskoczę Was, ale zwiedzanie ekspozycji, arboretum i udział w koncercie kosztuje jedyne 25 zł, a czasem bywa nawet całkiem darmowe! Na myśl przychodzi mi nowy slogan reklamowy "CCC - Centrum Czyni Cuda" - dla kultury oczywiście 😉.




Dzień w Lusławicach, pełen wrażeń, dobiega końca. Ciągle nie mogę uwierzyć, że tak niezwykłe miejsce mam na wyciągnięcie ręki, a do tej pory nie miałam o tym pojęcia. Czyżby, pomimo ogromnych nakładów finansowych, zapomniano o podstawowych działaniach marketingowych? Miejsce zapewne znane jest w świecie artystycznym, ale co z nami, zwykłymi śmiertelnikami? Zgodnie z zamysłem samego Mistrza miejsce to ma przecież emanować dobrą, artystyczną energią i przyciągać tych, którzy kochają muzykę i piękno w ogóle. Życzę sobie i Wam, aby tak było. I wiecie co? Mam cichą nadzieję, że ten wpis będzie również elementem tej  niezwykłej emanacji 😊.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.


Komentarze

  1. Czy do parku otaczającego dwór są jakieś terminy na wejście? Tyle razy tam przejeżdżałam, ale brama zawsze była zamknięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, park zwiedza się z przewodnikiem. Wszystkie aktualne informacje znaleźć można na oficjalnej stronie Centrum Pendereckiego. 😍

      Usuń
    2. Link do Centrum podany jest w tekście 😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!