KONCERTOWA - Etiuda na cztery ręce

Widok na willę, od strony Parku Słotwińskiego, w której mieści się restauracja "Kocertowa"

Od razu na wstępie wyjaśniam, że pomimo mylącego tytułu, nie o muzykę tym razem chodzi, a o kulinaria. Muzycznych konotacji jednak nie unikniemy, zaczynając od nazwy restauracji po niezwykły duet, który ją tworzy, serwując gościom symfonię smaków na cztery ręce. Czy wszystko gra i na jaką nutę, postaram się wiernie, od początku do końca, opowiedzieć. Zapraszam do Krynicy, do restauracji "Koncertowa".


Zacznijmy od miejsca, bo jest ono wyjątkowe. Restauracja "Koncertowa" mieści się bowiem nieco poza centrum Krynicy w uroczym Parku Słotwińskim. Z okien restauracji widać parkową perełkę, pijalnię wody "Słotwinkę". To najstarszy budynek zdrojowy w mieście! Pochodząca z 1806 roku drewniana pijalnia zlokalizowana była pierwotnie w samym centrum miasteczka przy głównych źródłach krynickich. W drugiej połowie XIX wieku przeniesiono ją do parku Słotwińskiego na zasłużoną emeryturę. W sezonie letnim można jednak wejść do środka. Przy odrobinie szczęścia może traficie, jak my, na jakąś fajną mini wystawę.



Prawdopodobnie nowy "gość" w Parku Słotwińskim był inspiracją do wybudowania tuż obok, w 1870 roku, pawilonu koncertowego, choć obecny gospodarz budynku, Pan Darek, uważa, że budynek pierwotnie niewiele miał wspólnego z muzyką, a jeżeli, to dosyć przypadkowo. Pełnił on raczej funkcję, powiedzmy, rekreacyjno - wypoczynkowo - towarzyską. Wczasowicze popijający lecznicze wody musieli przecież gdzieś przycupnąć. To wtedy zapewne przydrożni grajkowie, zaczęli przygrywać do "szklaneczki słotwinianki" i tak to się zaczęło. A potem, siłą rozpędu, wszyscy zaczęli kojarzyć to miejsce z dobrą zabawą i "koncertowa łatka" na dobre przylgnęła do tej pięknej, zabytkowej willi.



Do ogrodu willi drzwi są otwarte, ale do środka nie wejdziecie bez rezerwacji. Takie "zasady gry" wprowadzili sobie właściciele i mają do tego pełne prawo. Niektórych taka konwencja może dziwić, dla innych będzie to intrygujący element kulinarnej zabawy. Dla mnie jest to sygnał, że w tym miejscu nic nie jest przypadkowe, nawet goście.

Kolejną zasadą jest to, że nie ma tu tradycyjnej karty dań, a wyłącznie menu degustacyjne w cenie 240 zł od osoby (wine pairing - to dodatkowe 90 zł) Aktualne ceny warto jednak sprawdzić na stronie przed dokonaniem rezerwacji. Drogo? Nie, jeśli mamy świadomość, że na talerzu króluje kuchnia "regionalna współczesna" w najlepszym, fine diningowym wydaniu, o czym za chwilę przekonacie się sami.

Zarezerwujcie sobie minimum trzy godziny na tę kulinarną przyjemność. Atmosfera tego miejsca sprawia, że w naturalny sposób zwalniamy, bierzemy głęboki oddech i zaczynamy delektować się wszystkim, co nam tu serwują.

W prostym, ale eleganckim wnętrzu restauracji czuć ducha przedwojennej Krynicy, o której przypominają nam malowidła na ścianach. Biale obrusy kontrastują z zielenią wdzierającą się do środka przez olbrzymie, stylowe okna.

Najpiękniejszym jednak miejscem jest zabytkowa weranda wychodząca na ogród. Mamy możliwość wyboru stolika, więc oczywiście rozsiadamy się na zewnątrz. Przepiękne ażurowe przepierzenia, proste detale i wszechobecna zieleń sprawiają, że mam ochotę zamknąć oczy i przenieść się w czasie, udając przez chwilę dziewiętnastowieczną wczasowiczkę.





Restaurację prowadzi wspólnie małżeństwo Patrycja i Darek. Patrycja rządzi w kuchni, a Darek zajmuje się gośćmi. Wyczytałam gdzieś, że wszystkim zajmują się sami. Faktycznie, oprócz pary gospodarzy, nikogo więcej nie widzieliśmy, ale aż trudno mi uwierzyć, że ogarniają to wszystko, szczególnie gdy restauracja ma pełne obłożenie. Jeśli tak jest, to ogromny szacun dla ich ciężkiej pracy, bo nie doszukałam się, ani w potrawach, ani w obsłudze najmniejszych uchybień.

Patrycję Stefanów-Kot kojarzyć możecie z drugiej edycji programu Top Chef", który zresztą dobrowolnie opuściła w pierwszym odcinku, rezygnując z tytułów i pieniędzy. Kariera medialna i stres z tym związany najwyraźniej nie jest dla Niej. Krótka rozmowa z Nią na koniec wizyty uświadomiła mi jak bardzo skromną i wrażliwą jest osobą, i że najlepiej czuje się we własnym domu, czyli w "Koncertowej".

Okazuje się bowiem, że "Koncertowa" to rodzinny dom Patrycji, który odziedziczyła po rodzicach, również restauratorach, którzy przyjechali do Krynicy aż z Poznania. To w kuchni rodziców Patrycja nabrała doświadczenia i tego niezwykłego wyczucia smaku, którym nasze podniebienia cieszyły się przez całe to urocze popołudnie.

Nie mniej zakręcony na punkcie jedzenia jest mąż Patrycji - Darek. Już na początku, podczas rozmowy o chlebie, pochwalił się nam swoim nowym zakupem - młynkiem do mielenia mąki, dzięki któremu zamierza osiągnąć jeszcze lepszą jakość serwowanego żytniego chleba, zachowując maksymalną ilość wartości odżywczych. Przyznać trzeba, że Darek tym młynkiem przełamał pierwsze lody i z marszu kupił nasze kulinarne serca.



Sama nie wiem czy bardziej zachwycił mnie chleb czy masło, które do niego podano. Masło w trzech odsłonach, z których najbardziej zaintrygowała mnie wersja środkowa. Kawałki twardego masła zalane warstwą roztopionego masła. Nie dość, że pięknie to wygląda, to jeszcze ma wspaniały orzechowy posmak. Spróbuję powtórzyć to kiedyś w swojej kuchni. Do tego konfitury domowej roboty. Mniam!


Jak na fine diningową kuchnię przystało, oprócz chleba, na stole pojawia się starterek. Tortellini faszerowane prawdziwkami, a jakże, w towarzystwie podkręconego winem sosu demi glace i gęstej śmietany. Bardzo to było aromatyczne i świetnie się komponowało z popijanym przez Nas prosecco.


Podanego na przystawkę tatara z dojrzewającej wołowiny z czosnkiem niedźwiedzim i marynowanym rydzem specjalnie Wam powiększam, żebyście mogli prześledzić każdy detal: każdy grzybek, każdy listek tego dania. To kulinarne arcydzieło, podane z białym Solarisem z winnicy Gródek, smakowało po prostu wybornie.


Zdjęcie botwinki z jajkiem szafranowym schrzaniliśmy, jakby to powiedzieć - koncertowo. Dział Techniczny rozbabrał jajo, kompletnie zapominając, że jeszcze fotka nie zrobiona. Przyjmijmy jednak, z przymrużeniem oka, że to nasza artystyczna wersja tego pysznego "barszczyku" 😉.


Kolejne danie jemy przy świecach i nie chodzi wcale o romantyczny klimat. Na zewnątrz rozszalała się taka burza z piorunami, że musieliśmy uciekać z altany, a w całym budynku wywaliło korki. W kuchni też, więc na kolejne dania musieliśmy chwilkę poczekać. Ale nie ma tego złego, wciągnęliśmy Darka w pogawędkę. To wtedy opowiedział nam o historii tego miejsca, a także o tym gdzie szukają inspiracji, kogo cenią i o tym, że nazajutrz będą w Krakowie na kolacji w Bottiglieria 1881 😊.

Słuchaliśmy tych opowieści, pałaszując fantastycznego jesiotra od Filipa Kądziołki, lokalnego Króla ryb z pobliskiego Łabowa. Ryba dumnie prezentowała się na pęczotto z zielonych warzyw i fistaszków. Dopełnieniem kompozycji była azotowa pianka z żubrówki i białka. Taki malutki ukłon w stronę kuchni molekularnej.


Danie mięsne to, zrobiona metoda sous vide, a następnie podpieczona, jagnięcina i znowu pęczak, tym razem nie na sypko, a w zupełnie innej bardziej kremowej odsłonie rozpływający się w ustach dzięki dodaniu sera szafir. Do tego mlode marchewki i bób. Świetna, pełna kolorów i smaków lata, kompozycja, choć kaszy trochę mi już w tym menu za dużo.


Przed deserami wypiliśmy, cudownie odświeżający kubki smakowe, koktajl z rabarbaru i lawendy a chwilę potem próbowano nas upić miksturą z malin, rumu, cukru i spirytusu 😉.



A teraz "clou" programu, czyli jeden z najładniejszych deserów jakie ostatnio jadłam. Czerwona kula zrobiona była ze zmrożonego musu z truskawek z dodatkiem syropu z czarnego bzu i wypełniona domową bitą śmietaną z kruszonką z białej czekolady. Deser był olbrzymi, a brzuszki wypełnione po brzegi. Ale cóż było robić - jedliśmy, i to ze smakiem.  


Niestety, jak mogliśmy się domyślić, to nie był koniec przyjemności. Zaraz po deserze głównym wjechała "dokładka" w postaci mini serniczków i czekoladowych pralinek. A wszystko spowite azotową mgiełką. Dokładnie taką, jaka w tym samym momencie, tuż po burzy, unosiła się nad pasmem Jaworzyny Krynickiej.


Dział Techniczny prowadził, więc tylko ja wybralam wine pairing i mogłam cieszyć podniebienie winami z osobistej piwniczki Pana Domu. Jest z niej bardzo dumny, a my poczuliśmy się zaszczyceni, kiedy nas do niej zaprosił po zakończonej degustacji. Kolekcja win dopiero się buduje, ale już widać, że jest bogata i różnorodna. Dominują wina polskie, regionalne, ale nie brakuje też klasyków. Zapewniam, że jest w czym wybierać.


Piwniczka to nie koniec planów gospodarzy. Już pracują nad własną wędzarnią i dojrzewalnią serów! Wygląda na to, że "Koncertowa" dopiero się rozkręca i mimo ugruntowanej pozycji na rynku, wciąż chce nas zaskakiwać.

Podsumowując, przyznać trzeba, że "Koncertowa" absolutnie słusznie wymieniana jest w czołówce rankingów najlepszych restauracji w Krynicy. Nie ma sobie równych chyba na całej Sądecczyźnie. Małomiasteczkowe kompleksy dawno schowała do kieszeni, a z regionalnego bogactwa czerpie pełnymi garściami. Klimat miejsca, pasję właścicieli i fantastyczną kuchnię docenili również kulinarni eksperci, a galerię nagród i dyplomów podziwiamy w korytarzu, wychodząc z restauracji. Cóż nie będę oryginalna, jeśli powiem na koniec, że na pewno tu wrócę. Ale wrócę, wrócę na pewno 😊.


Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.


Komentarze

Obserwuj Instagram!