SYRAKUZY - Sycylia w wersji de luxe

Syrakuzy - widok na Koścół św. Łucji na głownym placu

Stefan, tu jest jakby luksusowo, mówiłam sama do siebie zaskoczona, spacerując pierwszy raz uliczkami syrakuzańskiej Ortigii. Lśniący w słońcu biały kamień deptaków, eleganckie kamienice, markowe sklepy, wypasione restauracje i mnóstwo kwiatów. Okazuje się, że tak też może wyglądać Sycylia. Bo ta niezwykła wyspa ma wiele twarzy, jak głowy Maurów w tutejszych sklepach z ceramiką. Dziś pokażę Wam jedną z tych najładniejszych.

Jeśli Sycylię kojarzycie głównie ze śmieciami na ulicach, odrapanymi kamienicami ze zwisającym wszędzie praniem i podejrzanymi typami na każdym rogu, to prawdopodobnie byliście w Palermo. Ja też od tego miasta zaczęłam moją przygodę z wyspą słońca, tyle że mnie, w przeciwieństwie do sporej grupy ludzi, nieoczywisty klimat stolicy bardzo przypadł do gustu, o czym możecie się przekonać zaglądając 🔍tutaj, 🔍 tutaj i 🔍 tutaj 😜.


Syrakuzy to jednak kompletnie inna bajka. Greckie wpływy dodają miastu elegancji, a tak znamienici mieszkańcy jak Archimedes, niepodważalnego prestiżu. Wystarczy wyobrazić sobie słynnego uczonego biegającego po uliczkach Syrakuz z okrzykiem “Eureka” na ustach, by zdać sobie sprawę, że nie mamy tu do czynienia z jakąś zapyziałą mieściną. Od V wieku p.n.e. Syrakuzy były bowiem uważane za najpiękniejsze i najbogatsze, a także najludniejsze miasto wyspy. Nie każde miasto mogło poszczycić się dwoma portami i teatrem na 15 tysięcy widzów, gdzie swoje tragedie wystawiał inny znany mieszkaniec miasta, Ajschylos.


Najstarszą częścią miasta jest wyspa Ortigia połączona z lądem trzema mostami. Jeśli spojrzycie na mapę, zauważycie, że jej kształt układa się w zaciśniętą pięść z wyciągniętym do dołu kciukiem. Czy to miało jakieś symboliczne znaczenie dla Kartagińczyków, którzy w VII wieku p.n.e. postanowili założyć tu osadę, nie wiem. Na pewno jednak znaczenie miał fakt, że na tym niewielkim skrawku skały biło źródło słodkiej wody.


Źródło Aretuzy jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów na mapie miasta, a grecki mit o pięknej nimfie zamienionej w strumień przez boginię Artemidę, by uciec przed natrętnym zalotnikiem Alfejosem przeczytacie w każdym przewodniku. Uciec się nie udało, bo konkurent sam zamienił się w rzekę i połączył z ukochaną. Ta legenda jednak zrobiła niesamowitą furorę w miasteczku. Twarz Aretuzy odnaleźć można na starych syrakuzańskich monetach, a przepiękną fontannę z postaciami całej mitologicznej trójki znajdziecie na placu Archimedesa w samym sercu Ortigii.


Dzięki słodkiej wodzie, w basenie Aretuzy utworzył się specyficzny mikroklimat, sprzyjający hodowli papirusa. To jedno z niewielu miejsc w Europie, gdzie spotkać można dzikie okazy tej rośliny. Syrakuzy, które papirus otrzymały w darze od egipskiego faraona Ptolemeusza II, mogą pochwalić się aż dwoma takimi miejscami. Oprócz źródła Aretuzy, papirus rośnie u brzegów rzeki Ciane. Niestety od 2015 roku rezerwat można zwiedzać tylko pieszo. Informacje na ten temat znajdziecie 🔍 tutaj. Szkoda, bo wyprawa kajakami wśród papirusów mogłaby być wyjątkową przygodą


Miłośnicy historii mogą pogłębić temat w niewielkim Muzeum Papirusu. Oprócz mnóstwa technikaliów związanych z produkcją papieru na Sycylii zobaczycie tam kilka innych ciekawych rzeczy zrobionych z łodyg i liści papirusu od łodzi po garderobę. Niestety, ze względu na delikatność materii, nie można robić zdjęć z bliska.


Muzeum papirusu nie każdemu przypadnie do gustu, nikt jednak nie oprze się urokowi źródła Aretuzy o zachodzie słońca. Olbrzymi taras z widokiem na morze i liczne knajpki wokół fontanny gromadzą tu co wieczór tłumy mieszkańców i turystów. Tej przyjemności nie możecie sobie darować. A wieczór warto spędzić w jednej z uroczych restauracji nad talerzem wspaniałych owoców morza lub innych sycylijskich pyszności, które tu smakują najlepiej. Osobiście polecam tę najbliżej źródła o nieprzypadkowej nazwie Alfeo albo Sorelle a mare z przepięknym widokiem na morze 😜.

 

Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb życiowych mieszkańcy miasta postanowili zadbać o sprawy duchowe. Na terenie miasta powstają pierwsze świątynie ku czci helleńskich bogów. Prawdopodobnie najstarsze ruiny mijamy tuż przy wejściu na wyspę Ortigię. To pozostałości świątyni Apollina z VI w p.n.e. Patrząc na tę przestrzeń, próbuję wyobrazić sobie ogromną świątynię otoczoną kolumnadą w stylu doryckim. Musiała robić wrażenie nie tylko na mieszkańcach miasta, ale także na przybywających do niego podróżnych.


Około V wieku przed naszą erą w Syrakuzach powstaje konkurencyjna świątynia ku czci Ateny. Przenieśmy się zatem na Piazza Duomo, główny plac miasta, gdzie pozostałości antycznego sanktuarium możemy oglądać do dziś wbudowane w konstrukcję syrakuzańskiej katedry Narodzenia Najświętszej Marii Panny.


To kolejna wizytówka miasta i chyba najbardziej okazały budynek w mieście. Oczy przykuwa szczególnie barokowa fasada, którą ozdobiono kościół po potężnym trzęsieniu ziemi z 1693 roku, które zdewastowało tę część wyspy. Syrakuzy miały szczęście, ale takie miasta jak pobliskie Noto, Modica czy Ragusa praktycznie zmiotło z powierzchni ziemi.


Korpus syrakuzańskiej świątyni ocalał być może dzięki mocnym elementom doryckich kolumn, które do dziś wspierają jej sklepienie. Najlepiej widać je w środku po prawej stronie nawy głównej, ale nawet nie wchodząc do kościoła, w lewej bocznej ścianie podziwiać można ukrytą, a raczej odkrytą przez archeologów imponującą, lekko zwężającą się ku górze antyczną kolumnę.


Tuż obok w głębi placu jeszcze jeden ciekawy kościół. Santa Lucia alla Badia, Jego charakterystyczna sylwetka wraz ze znajdującą się obok okazałą kamienicą Palazzo Borgia del Casale (najpiękniejsze rbnb w mieście, pierwsze piętro możliwe do zwiedzania), została ostatnio odkryta na nowo przez “wielki świat” za sprawą nakręconej przez Netflixa współczesnej ekranizacji powieści “il Gattopardo” Giuseppe Tomasiego di Lampedusy. Serial jest pięknie zrobiony, a wiele scen kręconych było właśnie w Syrakuzach. Na pewno warto go zobaczyć, chociaż osobiście pozostaję wierna starej filmowej wersji Luchino Viscontiego z 1963 roku nie tylko ze względów estetycznych, ale również z uwagi na fantastycznych aktorów tj. Claudia Cardinale, Burt Lancaster i Alain Delon. Polecam gorąco.


Pozostając jeszcze przez chwilkę w klimatach Lamparta (polskie tłumaczenie włoskiego tytułu), polecam Wam również zajrzeć do niezwykle klimatycznego sklepu. Ortigia Sicilia to luksusowa drogeria pełna oryginalnych perfum, mydeł i kosmetycznych gadżetów dla pań i panów. Królują tu mocne kolory i lamparcie printy, które od razu skojarzyły mi się z tym kultowym filmem. Ceny dosyć wysokie, ale być może ktoś z Was zachwyci się na tyle, by zabrać ze sobą do domu cząstkę takiej właśnie Ortigii.


Do św. Łucji, patronki miasta, jeszcze wrócimy, ale chcąc zachować chronologię muszę zabrać Was teraz poza centrum miasta do parku archeologicznego Neapolis. Ciało i dusza nakarmione, czas na zabawę. A bawić umieli się w starożytności jak mało kto. Teatry powstawały, więc jak grzyby po deszczu. Syrakuzański teatr nie jest być może tak dobrze zachowany jak ten najsłynniejszy w Epidauros, ale ani trochę nie ustępuje mu rozmachem. Jest zresztą duże prawdopodobieństwo, że powstał wcześniej, bo wzmianki o nim pojawiają się już w V wieku p.n.e, a co do wielkości mógł nawet być większy, bo niektóre źródła szacują liczbę miejsc na ponad 15 tysięcy. Na pewno miał też o 12 rzędów więcej niż jego grecki odpowiednik.


Niestety, wielokrotnie przebudowywany, nie zachował się w całości. Najwięcej szkód przyniosły mu czasy średniowiecza, kiedy to postanowiono wykorzystać kamień z teatru do budowy obwarowań wyspy Ortigii. Szkoda, bo gdyby nie ta akcja Sycylia mogłaby się szczycić najpotężniejszym teatrem greckim na świecie. Tymczasem splądrowana ruina stopniowo popadała w zapomnienie. Na szczęście w XIX wieku działalność archeologów takich jak Paolo Orsi, którego imię nosi syrakuzańskie Muzeum Archeologiczne, na nowo obudziła zainteresowanie tym niezwykłym zabytkiem do tego stopnia, że od 1914 roku w ramach Festiwalu Teatru Antycznego znów odbywają się tu spektakle. Jeśli będziecie w Syrakuzach w okresie kwiecień - lipiec, koniecznie zajrzyjcie na stronę festiwalu, może uda Wam się kupić bilety. Spektakl w takim miejscu to przeżycie niezwykłe. Wiem o czym mówię, bo udało mi się być tu aż dwa razy, za co serdecznie dziękuję Magdalenie (@madamechicpakujewalizki), która kupiła bilety w okazyjnej cenie.


Nawet jeśli nie uda Wam się dostać biletów na spektakl (lub nie będziecie mieli na to ochoty), park archeologiczny Neapolis to i tak obowiązkowy punkt programu w Syrakuzach. Rozległe tereny dawnych kamieniołomów tworzą malowniczy park ze śródziemnomorską roślinnością i kilkoma jaskiniami, z których najbardziej znana to tzw. “Ucho Dionizosa”. Po prawdzie muszę zgodzić się z tymi, którzy twierdzą, że na pierwszy rzut oka wejście do jaskini przypomina raczej narząd rodny niż narząd słuchu, wystarczy jednak wejść do środka, żeby zobaczyć kształt małżowiny i usłyszeć niesamowite efekty akustyczne.


Po prawej stronie od wejścia do parku znajduje się “nowsza” część parku, którego główną atrakcją jest amfiteatr z okresu rzymskiego. Podczas mojego pobytu (czerwiec 2025) cały obszar parku usiany był dodatkowo rzeźbami naszego polskiego artysty Igora Mitoraja, co dodawało temu miejscu jeszcze większego uroku. Pozwólcie zatem, że wrzucę tu kilka fotek z tego wydarzenia, bo moim zdaniem wyglądało to wszystko naprawdę zjawiskowo. Sami zresztą zobaczcie.



Okolice parku Neapolis przenoszą nas do świata chrześcijańskiego. Parę kroków od głównego wejścia znajdziecie pierwsze drogowskazy na katakumby św. Jana. Doskonale zachowane podziemne korytarze kryją groby pierwszych chrześcijan i męczenników. Wśród nich najcenniejsza jest krypta św. Marcjana ucznia św. Piotra i pierwszego biskupa Syrakuz. Święty, według legendy, mieszkał w okolicznych jaskiniach, a po zamordowaniu przez Żydów jego ciało miało zostać złożone w tutejszych katakumbach.

Przyjmuje się, że normański kościół wybudowany nad katakumbami około VI wieku mógł być pierwszą syrakuzańską katedrą. Jego obecny, nadszarpnięty zębem czasu kształt, to efekt trzęsienia ziemi z końca XVII wieku, o którym już wspominałam. Mimo zniszczenia świątynia prezentuje się bardzo ciekawie. Jedyny minus jest taki, że zwiedzanie możliwe jest tylko z przewodnikiem i jeśli nie wstrzelicie się w konkretne godziny, to tak jak ja, pocałujecie klamkę.


Nie mogłam czekać na popołudniowe zwiedzanie katakumb św. Jana, bo śpieszno mi było do św. Łucji. Tak, dosłownie kilkanaście minut spacerem i jesteśmy pod Sanktuarium Santa Lucia al Sepolcro, które poświęcone jest słynnej patronce miasta. Kościół i znajdującą się obok kaplicę grobową zbudowano w miejscu pochówku świętej po jej męczeńskiej śmierci dnia 13 grudnia 304 roku.

Mamy trudne czasy prześladowań chrześcijan za czasów cesarza Dioklecjana. Młodziutka, piękna i bogata Łucja, podczas pielgrzymki do Katanii w intencji zdrowia matki, dostaje objawienia i za sprawą tamtejszej patronki św. Agaty zrywa zaręczyny, rozdaje swój majątek biednym i żarliwie oddaje się głoszeniu ewangelii w swoim mieście. To oczywiście nie spodobało się jej narzeczonemu, który postanowił wydać ją prześladowcom. Torturowana, podpalana, straszona domem publicznym nie wyrzekła się wiary. Mało tego, według legendy, sama wydłubała sobie oczy, by nie kusiły oprawców, a na temat gwałtu miała wypowiedzieć następujące zdanie: “Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi”. Wyszczekana małolata (według niektórych podań w chwili śmierci miała zaledwie 18 lat!) musiała zaleźć za skórę przeciwnikom, którzy wreszcie dopięli swego, przebijając mieczem jej szyję, a i tak, zanim umarła, zdążyła jeszcze przyjąć ostatnie namaszczenie.


Nawet jeśli nie wszystko, co wiemy o św. Łucji jest prawdą, a jej postać obrosła nieprawdopodobnymi legendami, trzeba przyznać, że była to osóbka z niezwykłą charyzmą. Nie dziwi zatem, że pokochali ją nie tylko Sycylijczycy. W średniowieczu jej sława urosła do rangi międzynarodowej do tego stopnia, że już na początku XI wieku znalazł się śmiałek, który wykradł ciało z katakumb i wywiózł do Konstantynopola, by ofiarować go tamtejszemu cesarzowi. Następnie ciało wykradli wenecjanie. Do dziś główne relikwie świętej są w Wenecji obecnie w kościele San Geremia.

Syrakuzańczycy od lat próbują odzyskać cenne szczątki swojej świętej, ale jak to się mówi “Skarb jednych jest bogactwem drugich” i biskupi Wenecji za nic w świecie nie chcą oddać ani kostki. Po wielu wiekach negocjacji, w 2014 roku, w geście szczodrości oddano Sycylii jedno żebro i lewe ramię męczennicy. Reszta Łucji od czasu do czasu “podróżuje po świecie” ostatnio w Syrakuzach była całkiem niedawno, bo w grudniu 2024 roku. Powitać ją przyszło aż 250 tysięcy mieszkańców, co dowodzi, że święta wciąż jest na topie 😜.


Ku mojemu zdziwieniu relikwie św. Łucji wcale nie są przechowywane w pierwotnym miejscu pochówku, tylko katedrze w centrum miasta. A szkoda, bo przecież czeka tu na nią całkiem przyjemna, specjalnie dla niej wybudowana kaplica. Podobnie zresztą było z obrazem Caravaggia “Pogrzeb św. Łucji”, który przez wiele lat był wywieszony w kościele Santa Lucia alla Badia przy głównym placu miasta. Na szczęście w 2020 roku wrócił na swoje miejsce do sanktuarium, dzięki czemu tak część miasta zyskała na popularności.


Caravaggio namalował ten obraz podczas swojej tułaczki po opuszczeniu Malty, na której nieźle narozrabiał. Kto ciekaw, o co chodzi, niech zajrzy do wpisu o Malcie 🔍 tutaj. Wracając zaś do obrazu, podziwiać można go w kościele w głębi głównej nawy za ołtarzem. Jest tylko jeden problem. Okno w ścianie na przeciwko odbija na tyle mocne światło, że niektóre szczegóły dzieła nie są dobrze widoczne stojąc en face. Żeby nacieszyć się słynnym światłocieniem mistrza najlepiej stanąć za filarem po lewej stronie. Dla tych, którzy nie będą mieli szczęścia, by wejść do środka, na pocieszenie zostaje ogromny mural na budynku po prawej stronie od świątyni.


Kiedy święta Łucja odwiedziła Syrakuzy ostatnim razem wszyscy zastanawiali się, gdzie uda się pomieścić wszystkich jej “fanów”. Z pomocą przyszła Matka płacząca, jeszcze jedno ciekawe sanktuarium znajdujące się w sąsiedztwie. Jest kontrowersyjna sylwetka widoczna jest już z oddali i na pewno, choć raz mignie Wam podczas poruszania się po mieście. W świątyni znajduje się cenny dla mieszkańców miasta obraz płaczącej Matki Bożej. Łzy na obrazie zostały zidentyfikowane w 1953 roku i uznane za cud. Kilka lat później narodził się pomysł zbudowania świątyni. Budowa trwała wiele lat i ostatecznie kościół został konsekrowany w 1994 roku przez naszego papieża Jana Pawła II. Jedni uważają bryłę kościoła za architektoniczne arcydzieło kształtem przypominające łzę, inni płaczą na samo wspomnienie o tym koszmarku. A ja sama nie wiem, co o tym myśleć. W sumie, zza drzewa, nawet nieźle to wygląda 😂.


Symbolem średniowiecznej potęgi Syrakuz, niekoniecznie o zabarwieniu religijnym jest warownia znajdująca się na końcu wyspy Ortigii. Pierwszy fort zbudował tu w XI wieku niejaki George Maniakes, po włosku zwany Maniace za cesarstwa bizantyjskiego znany niemal w całej Europie za sprawą swych wojennych dokonań i … niezwykle wysokiego wzrostu. Waleczny Grek uwolnił Sycylię z rąk Arabów, chwilowo mianował się cesarzem, a o jego czynach wspominają nawet norweskie sagi. Zasługi te są wystarczający godne, by jego imieniem nazwać syrakuzański zamek.


Obiekt nie zawsze pełnił rolę militarną. Świadczą o tym chociażby takie ozdobne elementy jak portal wejściowy czy sala z pięknym, krzyżowo-żebrowym, sklepieniem. Zamek,  jak wiele na Sycylii, zbudowany został na polecenie cesarza Fryderyka II i przez wieki przechodził z rąk do rąk różnych władców wyspy, a w 1321 roku odbyło się tu nawet posiedzenie sycylijskiego parlamentu (zwołanego oczywiście po to, by umocnić na stanowisku jakiś królewski ród, w tym wypadku aragoński 😜) Najciekawszym okresem jest jednak czas, gdy Castello Maniace zyskał miano Camera Reginale i stal się dziedziczonym posagiem kilku słynnych królewskich żon takich jak Bianca z Nawarry czy Izabela Kastylijska.


Dziś w pozostałościach zamku nie widać kobiecej ręki, a jedynie męski żołnierski charakter. Wysokie mury, wieże obronne, stanowiska armatnie i  górująca nad tym wszystkim latarnia morska. Mimo to, na tle łagodnego morza jest w tej budowli coś nostalgicznego. A może to jednak zasługa stojącej u jego bram kobiety? Ikaria Grande to ostatnia rzeźba autorstwa Igora Mitoraja, którą podziwiać można w Syrakuzach. Chwilowo, bo to wystawa czasowa, która kończy się w październiku 2025 roku. Mam jednak nadzieję, że chociaż ta jedna jedyna rzeźba zostanie w Syrakuzach na zawsze.


Z Castello Maniace, jeśli nie będzie zbyt gorąco, polecam spacer wzdłuż morza z obowiązkowym przystankiem przy Belvedere della Turba, a następnie na murach. Jeśli upał będzie niemiłosierny można w ślad za tubylcami rozłożyć ręcznik na którymś z wielkich kamieni, a następnie niczym Wenus zanurzyć się w słonej wodzie Morza Śródziemnego.


Po trochę cienia zagłębiam się w malownicze uliczki Ortigii. Zaglądam do pięknych galerii z ceramiką, sklepów z kolorowymi różnościami, których jest tu bez liku. Odkrywam niezwykłe rezydencje (Palazzo Bellomo), kościoły bez dachu (Bazylika San Giovanni Battista), muzea (Muzeum nauki Archimedes i da Vinci), kupuję bilet na spektakl w teatrze lalek (Teatro dei Pupi). Lokalna atrakcja jest niestety tylko w języku włoskim, ale do muzeum ręcznie robionych marionetek wybrać może się każdy.



Wreszcie trafiam do wyjątkowego miejsca na mapie wyspy, czyli polskiej księgarni wydawnictwa Austeria. Nieprzypadkowo, bo pracuje tu Magdalena (@madamechicpakujewalizki), która chwilowo, a może nawet na dłużej, kto wie, tutaj właśnie wypakowała swoje walizki i gości mnie na Ortigii jak u siebie w domu. To ona namawia mnie do odkrycia jeszcze jednej twarzy Syrakuz, tej z pejsami i mycką na głowie.


Via Giudecca to nawiązanie do judaistycznej tradycji tego miejsca. Żydzi mieszkali tu już prawdopodobnie w IV wieku a pierwsza synagoga mogła znajdować się w okolicy katakumb św. Jana. O ich obecności świadczy chociażby wspomniany wcześniej żywot św. Marcjana, którego zabili właśnie Żydzi. Jakieś cztery wieki później społeczność żydowska przeniosła się na Ortigię. gdzie żyła do 1492 roku. Niestety na mocy edyktu z Granady Żydzi zmuszeni zostali w trybie pilnym do opuszczenia wyspy.


Dzielnica żydowska (Giudecca) popadła w zapomnienie, została zniszczona lub w naturalny sposób zmieniła swoje funkcje. Atrofia miasta bywa nieubłagana, choć liczni historycy próbują udowadniać, że w syrakuzańska diaspora, licząca około 3000 ludzi, miała tu wszystko, co potrzeba do normalnego funkcjonowania i samostanowienia: synagogę, szkołę, targ, własnego, koszernego rzeźnika i mykwy. Te ostatnie odkryte przez przypadek dopiero w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, podczas remontu jednej z kamienic, można obecnie zwiedzać.


Mimo że autentyczność łaźni rytualnych odkrytych na Ortigii bywa podważana przez niektórych historyków, wydaje się dosyć prawdopodobne, że baseny pod hotelem “Alla Giudecca” nie są fałszywką. Szczególnie, że mogły być połączone podziemnym przejściem ze znajdującym się tuż obok kościołem San Giovanni Battista (tym bez dachu), a uważa się, że to właśnie na jego miejscu stał kiedyś żydowski meczet (tzn. synagoga, ale przerobiona z meczetu, wiadomo, na Sycylii wszystko jest trochę bardziej skomplikowane 😜).


Drugie miejsce, które oferuje zwiedzanie podziemnych korytarzy Ortigii i domniemanej mykwy jest kościół San Filippo. Warto zajrzeć chociażby dla tych korytarzy właśnie, a poza tym to jedyne miejsce, gdzie można robić zdjęcia. To właśnie na przeciwko tego kościoła znajduje się także polska księgarnia Austerii. Oprócz książek o tematyce żydowskiej, kupić można tu także ciekawe pozycje o Sycylii (niektóre po polsku jak na przyklad słynną "Książkę o Sycylii" J. Iwaszkiewicza), piękną ceramikę z Caltagirone i chanukije ze szkła Murano. Znakiem rozpoznawczym wydawnictwa Austeria są “książki do pisania”, rodzaj notatnika z pięknymi zdjęciami i krótkimi wpisami z różnych zakątków świata. Miejsce absolutnie warte odwiedzenia. Jak tam będziecie, pytajcie o Magdalenę. Mam nadzieję, że wciąż tam będzie i przywita Was uśmiechem tak promiennym, jak cała Ortigia.


I na tym mogłabym zakończyć moją opowieść o Syrakuzach, gdyby nie fakt, że niewiele powiedziałam Wam o tym, co na Sycylii najważniejsze, czyli o jedzeniu. A przecież w tym temacie działo się nadzwyczaj dobrze. Podsumujmy więc moje kulinarne odkrycia w ostatnim telegraficznym skrócie. Pierwszą i najlepszą kolację zjadłam w barze Cod da Saretta przy via Nizza 8 tuż przy Muzeum Papirusu. Na drugi dzień rano wciągnęłam przepyszną granitę migdałową zalaną espresso i uzależniłam się totalnie od tego połączenia (dzięki Madzia 😍). W barze Antica Giudecca u Samuele zjadłam najlepsze arancini ever, ale muszę Wam powiedzieć, że wszystko jest tam dobre i tanie. Pyszne jedzenie w pięknym wnętrzu, tylko w da Carmelo, a drink na eleganckim patio koniecznie w Cortile Verga. Tanie wino z widokiem na katedrę w Gran Cafe del Duomo, dobre wino i jeszcze lepsza burrata w Evoe wine bar. Na koniec oczywiście targowe klimaty i słynne na całe Syrakuzy kanapki od chłopaków z Borderi food experience. Czy trzeba Wam jeszcze czegoś do szczęścia? No może tylko jeszcze jednej granity migdałowej koniecznie z espresso 😂.



Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Inne wpisy o Sycylii znajdziecie tutaj:

Komentarze

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!