PALERMO - Sto kroków do radości


Jedyne sto kroków dzieliło dom Giuseppe "Peppino" Impastato od domu jego oprawcy, miejscowego bossa Cosa Nostry, Gaetano Badalamentiego, przyjaciela rodziny, który zlecił jego zabicie 9 maja 1978 roku. Dokładnie tego samego dnia w Rzymie znaleziono ciało premiera Aldo Moro równie bestialsko zamordowanego przez terrorystyczną organizację Czerwone Brygady. Jak można się domyślać, w mediach mówiono tylko o śmierci słynnego polityka. Ofiary młodego aktywisty z głębokiej, sycylijskiej prowincji nie zauważył nikt.


Nie można zrozumieć Sycylii bez tej historii, krzyknął mi na ucho mieszkaniec Palermo spotkany gdzieś około drugiej w nocy w tłumie ludzi na targu Vucciria. Z głośników dolatywały słowa piosenki zespołu Modena City Ramblers, a ludzie jak zahipnotyzowani wrzeszczeli "Uno, due, tre, quattro, cinque, dieci, cento passi…". Rytmiczna wyliczanka: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, sto kroków brzmiała trochę jak dla mojego pokolenia "Mury" Kaczmarskiego. Mimo hektolitrów wypitego Zibibbo, czułam instynktownie, że to, co słyszę, jest ważne.

Ważne nie tylko dla tej opowieści, ale dla Sycylii właśnie. Niedocenianej perle na Morzu Śródziemnym od wieków najeżdżanej, wyzyskiwanej, a na koniec zapominanej przez rządzących nią kolejno Greków, Rzymian, Franków, Wandali, Ostrogotów, Arabów, Normanów, Hiszpanów i Francuzów, aż do słynnej "wyprawy tysiąca" Garibaldiego w 1860 roku. Zjednoczenie Włoch, ktore nastąpiło po tym, nie podniosło jednak z nędzy mieszkańców wyspy. Co rusz dochodziło do licznych buntów, mafia rosła w siłę jako jedyny gwarant bezpieczeństwa, a wielu mieszkańców, z różnych względów, zostało zmuszonyvh do emigracji.

Ślady tej trudnej historii widzimy w Palermo wszędzie. W eklektycznej architekturze, zaskakująco pięknych detalach, pośród zaniedbanych domów, brudnych ulic, śmierdzących zakamarków, a przede wszystkim w mentalności ludzi, którzy zdają się być obojętni zarówno na otaczające ich piękno, jak i wszechobecny syf, zachowując mimo to otwarty i radosny sposób bycia. Nie da się ukryć, że ta nieznośna (dla nas ludzi północy 😉) lekkość bytu ma na pewno wiele wspólnego z ilością promieni słonecznych, które jakby na pocieszenie, pieszczą twarze mieszkańców wyspy.

To właśnie te wszystkie kontrasty sprawiają, że Palermo można albo pokochać albo zniechęcić się do niego na zawsze. Uważam jednak, że każdy, choć raz w życiu powinien tu być, by samemu poczuć ten klimat i zdecydować, po której stronie się opowiada. Ja jestem oczywiście team "Palermo moja miłość" i chciałabym, by ten post też otworzył Wasze serca na to piękne miasto. Zapraszam na wspólny spacer. Stąpać będziemy jednak powoli i ostrożnie, żeby nie wleźć przy okazji w psią kupę albo inny syf 😉.


Kiedy w mapach google wrzucicie Palermo, pinezka zaprowadzi Was dokładnie na Quattro Canti. To przedziwne miejsce, ni to plac, ni to skrzyżowanie, jest sercem miasta, gdzie przecinają się dwie główne ulice historycznego centrum via Vittorio Emanuele i via Maqueda.

W czterech "kątach" placu, przepiękne, niemal identyczne, barokowe pałace. Na trzech poziomach zdobień doszukać można się alegorii pór roku, czterech hiszpańskich królów Sycyli i górujące nad nimi ówczesne patronki Palermo ze św. Agatą na czele. Miejsce zwykle pełne jest turystów, a co za tym idzie, wszelkiej maści muzyków, tancerzy a nawet dorożkarzy. To również ulubione, mam wrażenie, kadry sesji ślubnych mieszkańców. Quattro Canti najlepiej więc odwiedzić wczesnym rankiem. Jest wtedy szansa na pustą przestrzeń i przepiękne światło.



Tuż obok najpiękniejsza fontanna w mieście. Fontanna Pretoria. Przyjechała do Palermo aż z Florencji, jako spłata długów brata ówczesnego wice króla Sycylii. Nazywana fontanną wstydu miała gorszyć mniszki z sąsiedniego klasztoru św. Katarzyny, które pod osłoną nocy rzekomo ubijały herosom ich wydatne przyrodzenia. Ja jednak zdecydowanie skłaniam się ku wersji, która głosi, że kiedy Palermiańczycy dowiedzieli się o kosztach zakupu tego cuda, wyszli na ulicę z okrzykiem "Wstyd, wstyd". Równie prawdopodobna jest historia odciętych nosów. Ta zniewaga z kolei mogła być dziełem mieszkańców Messyny, która, do tej pory, szczyciła się najpiękniejszą fontanną na wyspie. Prawda jest jednak taka, że to bombardowanie z 1943 przyniosło największe zniszczenia tego wyjątkowego zabytku. Pieczołowicie odrestaurowana cieszy oczy mieszkańców i turystów. To również jedno z najczystszych miejsc w miescie.

Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Palermo, miałam przyjemność podziwiać fontannę z okien mojego pokoju hotelowego. Wam polecam wejście na taras widokowy kościoła św. Katarzyny. Z góry rozpościera się wspaniały widok na fontannę, ale również na sąsiednie kościoły: Chiesa della Martorana z przepięknymi bizantyjskimi freskami oraz Chiesa di San Cataldo zwieńczony trzema charakterystycznymi kopułami w kolorze czerwonym, które słusznie kojarzą się z architekturą arabską.

Schodząc z tarasu widokowego, koniecznie zajrzyjcie na dziedziniec i do klasztornej kawiarenki. Znajdziecie tam prawdziwe dzieła sztuki cukierniczej, a wśród nich słynne Minni di Vergine i Frutta Martorana. Te pierwsze w kształcie kobiecej piersi, te drugie do złudzenia przypominają prawdziwe owoce. O tych i innych palermitanskich specjałach więcej napiszę już niedługo.




Podążając ulicą Vittorio Emanuele w kilka minut dojdziecie do kolejnego symbolu Palermo - katedry Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Ta niezwykła, XII-wieczna, perełka architektury sakralnej jest doskonałym przykładem trudnej historii miasta,  o której pisałam wcześniej, gdzie każdy najeźdźca chciał dorzucić swoje trzy grosze. Mimo że świątynia uważana jest za przykład stylu arabsko-normańskiego, odnaleźć w niej można dużo więcej naleciałości z różnych epok, co daje mega ciekawy eklektyczny efekt końcowy. I choć wielu uważa, że zewnętrzna część katedry jest dużo bardziej imponująca niż samo wnętrze, wejść do środka należy co najmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze dla relikwii św Rosalii głównej patronki Palermo i nagrobka błogosławionego ojca Giuseppe Pino Puglisi,  który jako proboszcz w ubogiej dzielnicy Brancaccio skupiał wokół siebie młodych ludzi i otwarcie przeciwstawiał się mafii. Zapłacił za to najwyższą cenę, ginąc z rąk Cosa Nostry na rozkaz tego samego człowieka, który rok wcześniej zainicjował zamachy na sędziów: Giovanniego Falcone i Paolo Borselliniego. O tym też niedlugo poczytać będzie można w osobnym wpisie na blogu.

Drugim powodem jest możliwość wejścia na dach, skąd rozpościera się zjawiskowy widok na miasto i samą katedrę widzianą z zupełnie innej perspektywy. Schodząc, warto zatrzymać się również przy nagrobkach królów sycylijskich między innymi pierwszego normańskiego króla Sycylii Rogera II i jego wnuka Fryderyka II. A kto ma ochotę na więcej, może również zakupić bilet do katedralnych krypt.



Trasa architektury arabsko - normańskiej prowadzi nas dalej do Zamku królewskiego zwanego Pałacem Normanów. To najstarsza rezydencja królewska w Europie, a pierwszą siedzibę mieli tu Arabowie już w IX wieku. W XII wieku pałac został rozbudowany przez Normanów na czele z Rogerem II, a dzisiejszy renesansowy charakter pałacu jest dziełem Hiszpanów.

Na tym mogłabym poprzestać jeśli chodzi o pałac, gdyby nie fakt, że znajduje się tu najpiękniejsza rzecz jaką widziałam w Palermo, a może i w życiu, czyli Kaplica Palatyńska. To bizantyjskie cacko jest warte każdych pieniędzy i czasu poświęconego na stanie w długaśnej kolejce w promieniach sycylijskiego słońca, które nas nie oszczędza. Mimo to, stanęłabym jeszcze raz, bo kaplica warta jest wszelkich wyrzeczeń. Złota i nieskromna, od posadzki, aż po sufit zachwyca bogactwem i przepychem, którego nie da się opisać słowami. Musicie zobaczyć to sami na własne oczy.  

Przedłużeniem przyjemności będzie wizyta w katedrze na wzgórzu Monreale. Tam podobny styl zobaczycie w wersji XXL, ale na mnie osobiście ta skondensowana wersja zrobiła największe wrażenie. Do drugiej katedry Palermo dojechać można w niecałe pół godziny autobusem nr 389P z placu Indipendenza znajdującego się tuż za pałacem.  




Chwila przerwy od zwiedzania, bo idziemy coś zjeść. Najlepsze jedzenie znajdziecie w Palermo na ulicy, a najwięcej kulinarnych możliwości na tutejszych targach. Spod Pałacu Normanów w kilka minut dojdziecie do Ballarò - największego i najstarszego targu w mieście. I niestety również najbrudniejszego. Już samo dojście może odstraszyć wielu ludzi o nieco słabszych nerwach. Dzielnica jest bardzo zaniedbana i wygląda na niebezpieczną. W dzień nie mam obaw, ale nocą sama bym się bała tu zapuszczać, choć z drugiej strony mam świadomość, że to zapewne wcale nie najgorsza część miasta. Złą sławą cieszą się w szczególności takie dzielnice jak Brancaccio czy ZEN (Zona Espansione Nord). Tam faktycznie trzeba zachować ostrożność, albo po prostu je omijać.

Na samym targu, ludzki gwar sprawia, że czujemy się trochę pewniej. Uśmiechnięci sprzedawcy sami zaczepiają klientów i swoimi rymowankami, a nierzadko nawet przyśpiewkami zwanymi "abbanniate" próbują zachęcić, żeby to właśnie u nich, a nie u sąsiada zrobić zakupy. A kupić można tu wszystko, choć my skupiamy się na jedzeniu.

To na targu Ballarò właśnie próbuję wszystkich palermiańskich obrzydliwości: bułki z cielęcą śledzioną i płucami (pani cà meusa), grillowanych jelit (stigghiole) czy sałatki z krowich warg i ścięgien (insalata di mussu e carcagnola).

Przerażeni? Niepotrzebnie. Na targu można popróbować naprawdę różnych rzeczy. Za kilka euro zjecie tu owoce morza, ryżowe kulki arancini, ale przede wszystkim mnóstwo owoców i warzyw. Wszystko na plastikowych talerzykach, przygotowane do konsumpcji, a parujące karczochy czy ziemniaki dostaniecie tu prosto z gara.





Targ, ale również okoliczne tawerny mają swój niepowtarzalny klimat, choć ortodoksyjnym estetom niekoniecznie przypadną do gustu. Jeśli jednak nie macie z tym problemu możecie, tak jak my, zjeść tu jeden z najlepszych posiłków w swoim życiu. Poszukajcie niepozornej knajpki "Mangiamoci su" przy ulicy Ballarò. Na środku ulicy kilka stolików z ceratą, dwa gazowe palniki i jeden kucharz. Na początku trochę strasznie: podejrzane typki przy stolikach, brak menu, warunki higieniczno-sanitarne pod dużym znakiem zapytania, a jednak kulinarna intuicja mnie nie zawiodła. Na stół wjechała najlepsza pasta na świecie. A co najwazniejsze, nikt się nie struł 😜.



Z targu wracamy do "cywilizowanego świata", docierając wąskimi uliczkami do znanej nam już via Maqueda. Oddychamy głęboko i spokojnym spacerkiem, mijając Quattro Canti, zmierzamy prosto pod budynek Teatro Massimo. Nazwa ma tu ogromne znaczenie, bo palermiański Teatr Wielki to największy budynek operowy w całych Włoszech i trzeci tego typu obiekt w Europie po Paryżu i Wiedniu! To zdanie jednym tchem wypowiada wiozący nas do katedry w Monreale miejscowy taksówkarz. I mimo że nigdy nie był w środku, jest dumny, że Palermo ma takie zabytki i że w takiej dziedzinie wyprzedza nawet Rzym. Fakt ten podkreśla oczywiście odpowiednią gestykulacją. Nie muszę chyba dodawać, że nie trzyma przy tym kierownicy.

Selfik na operowych schodach to oczywiście obowiązkowy punkt programu. Uważajcie tylko, żeby nie skończyło się to jatką jak w finałowej scenie z trzeciej części Ojca Chrzestnego 🙈.

Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała zachęcić Was również do zobaczenia tego wspaniałego budynku od środka. Zwiedzanie odbywa się codziennie od rana do późnego popołudnia, a jeśli będziecie mieć trochę szczęścia to w okolicach pory obiadowej, kiedy pracownicy techniczni teatru mają przerwę, można nawet wejść na dach opery, ale o tym wszystkim i innych tajemnicach tego miejsca, napiszę jeszcze w osobnym poście.



Mówili, że brudny i śmierdzący, a to nieprawda. Okolice portu są akurat wyjątkowo zadbane, a stateczki na tle Monte Pellegrino można uznać nawet za urokliwy obrazek. Góra ma dla mieszkańców miasta znaczenie symboliczne, bo według miejscowych podań, w jej jaskiniach ukrywała się św. Rozalia najukochańcza patronka miasta. Legenda głosi, że ta normańska dama królewskiego dworu zrezygnowała z wystawnego życia, by zostać pustelnicą i w ten sposób służyć Bogu. Wspinając się na szczyt góry, odnajdziecie sanktuarium poświęcone świętej i kolejny cudny widok na miasto i morze Tyrreńskie.

Nadmorska promenada jest idealnym miejscem na spacer lub poranny jogging. W samym centrum ciężko jednak o fajną plażę. Jeśli chcecie popływać, miejscowi polecają Mondello. Na tę plażę w pół godziny dojedziecie autobusem 806 na przykład spod Teatru Politeama. Kupcie koniecznie bilet w obie strony w kiosku zwanym po włosku Tabacchi. W samym centrum są to dosyć charakterystyczne drewniane konstrukcje, których nie da się przegapić.

Jeśli na plaży chcecie spędzić cały dzień osobiście polecam wybrać się do Cefalù. Podróż z Dworca Centralnego zajmie Wam godzinkę. Na miejscu czeka na Was kilka pięknych plaż i jedno z najbardziej charakterystycznych miasteczek na Sycylii.



Tuż przy nadmorskiej promenadzie w Palermo, jeszcze jedna perełka. Ponad 200 - letni ogród botaniczny jest jednym z najstarszych w Europie. Tu odetchnięcie od upałów i tłumów ludzi. Jesienią i zimą ogród jest prawdziwą oazą zieleni. Byłam zaskoczona jak wiele roślin kwitnie tu właśnie w tym okresie.

W ogrodzie pod opieką Katedry Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu w Palermo rośnie ponad dwanaście tysięcy gatunków roślin. Opuncje, figowce, kaktusy, papirusy i inne egzotyczne okazy mają się tu wyjątkowo dobrze, o czym świadczyć mogą ich gigantyczne rozmiary.

Miejsce ma swój niepowtarzalny urok również ze względu na liczne rzeźby, zabytkowe szklarnie i zabudowania. Przedłużeniem ogrodu jest miejski park Villa Giulia, gdzie z uroków zieleni i pięknej architektury korzystać można za darmo.




Nasz spacer po centrum Palermo kończymy w miejscu gdzie, pierwszy raz usłyszałam piosenkę "Cento passi" i opowieść o Peppino Impastato, o którym wspomniałam na początku tego posta. Vucciria, drugie po Ballarò, najbardziej znane targowisko w mieście. Dużo mniejsze, bo skupione wokół jednego, niewielkiego placyku i odchodzącej od niego via Maccherronai, na końcu której znajdziecie kościół San Domenico, w którym wśród innych "znamienitych mężów Sycylii" od 2015 roku spoczywają prochy słynnego pogromcy mafii, sędziego Giovanniego Falcone. Warto tam zajrzeć, na chwilę zadumy zanim na dobre porwie Was aura najbardziej imprezowego miejsca w mieście.

Ten radosny klimat skupia się, szczególnie wieczorem, wokół kultowego baru Taverna Azzurra. Legendarna jest atmosfera tego miejsca, ale także ceny, bo większość serwowanych tu alkoholi od słynnego Zibibbo po butelkowane piwo, dostaniecie tu za 1 euro! Nic dziwnego, że miejsce oblegane jest zarówno przez turystów jak i miejscowych, a zabawa trwa do rana. To jedno z tych miejsc, gdzie typowa dla południa Europy miłość do życia i dobrej zabawy, w niezwykły sposób i na przekór wszystkiemu, łączy ludzi i gdzie wszyscy razem starzy i młodzi, swoi i obcy wydreptują, w takt muzyki i wspólnych śpiewów, okrzyków i śmiechów, niejedną setkę kroków - kroków do radości 😊.





Garść informacji praktycznych:

Gdzie spać?

B&B Hotel Quattro Canti - idealna miejscówka na pierwszy raz w Palermo. Super obsługa 24/24 h, czysto i do tego w samiuteńkim centrum. Na dachu bar z obłędnym widokiem na fontannę Pretoria.
Eurostars Centrale Palace - jeden z najpiękniejszych hoteli w mieście. W okresie zimowym mega przeceny. Nam udało się załapać nawet na apartament prezydencki za 1/3 ceny, więc było na bogato!
Jedziemy do Palermo - profil Kasi polecam każdemu, kto wybiera się do stolicy Sycylii: piękne zdjęcia, ciekawe porady i noclegi w dobrej cenie. Jedno z jej mieszkań na Vuccirii testowałyśmy w ramach babskiego wyjazdu i byłyśmy bardzo zadowolone.  

Gdzie zjeść?
PALERMO - TOP 10 sycylijskiego streetfoodu i nie tylko

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

  1. Oj, wróciły wspomnienia!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opisane i bardzo ładne fotki🤩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i zachęcam do odkrywania innych wpisów o Palermo i nie tylko 😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!