Dolina Noto jest idealnym przykładem tego, że nawet najgorszy koszmar może być początkiem czegoś pięknego. Niszczycielskie trzęsienie ziemi w 1693 roku zmiotło z powierzchni ziemi tysiące ludzkich istnień i niemal całą zabudowę południowo - wschodniej części Sycylii. Życie jednak nie zna próżni i na miejscu katastrofy dosyć szybko powstały nowe, jeszcze bardziej okazałe miasta, a wszystkie, jak siostry, w podobnym stylu późnego sycylijskiego baroku.
Wstrząsy sejsmiczne o magnitudzie 7,3 Mw w dniu 11 stycznia 1693 roku są do dziś uznawane za najsilniejsze w całej nowożytnej historii Włoch. Właściwie trzęsienie ziemi nawiedziło rozległy obszar Doliny Noto w dwóch etapach, z dwoma bardzo gwałtownymi wstrząsami, a wstrząsy wtórne odczuwalne były jeszcze przez kolejne 3 lata. Zniszczonych zostało około 40 miast, życie straciło 54 tysięcy ludzi, w tym prawie 70 procent mieszkańców Katani. Siła kataklizmu odczuwalna była także w oddalonym o 150 kilometrów Palermo, w Kalabrii po drugiej stronie Cieśniny Messyńskiej, a nawet na Malcie.
Czy z takiego nieszczęścia można się podnieść? Jak trudna musiała być egzystencja ocalałych mieszkańców wyspy, którzy nigdy przecież nie mieli łatwego życia? I jak to się stało, że dziś Dolina Noto, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jest jedną z największych atrakcji turystycznych Sycylii? Twarzą tego niebywałego sukcesu jest Giuseppe Lanza, książę Camastry, którego ówczesny wicekról Hiszpanii mianował generalnym zarządcą sztabu kryzysowego. Wiedział co robi, bo Lanza od wielu lat udowadniał swoje najwyższe zdolności organizacyjne i zarządcze najpierw jako wojskowy, a potem między innymi jako sędzia w Palermo i burmistrz Syrakuz.
Chyba jednak nawet sam Giuseppe Lanza nie spodziewał się, że powierzona mu odbudowa regionu nastąpi tak szybko, a jej efekt będzie tak spektakularny. Sen z powiek spędzała mu przede wszystkim troska o bezpieczeństwo ludności. Najpierw musiał zmierzyć się z rozprzestrzeniającymi się gwałtownie epidemiami i kradzieżami znajdującego się pod gruzami majątku. Można powiedzieć, że stworzył pierwszą na Sycylii “służbę zdrowia”, a z rabusiami dogadał się tak, że sami przychodzili oddawać mu znalezione skarby za “uczciwy procent” 😜.
Genialny zarządca już w cztery miesiące po katastrofie miał temat ogarnięty na tyle, by móc przystąpić do odbudowy regionu. W tym nowym akcie stworzenia pomogły mu królewskie pieniądze oraz genialni budowniczowie i architekci tacy jak Carlos De Grunembergh, Giovan Battista Vaccarini czy Rosario Gagliardi, ale przede wszystkim rzesze miejscowych rzemieślników, którzy nakręcali się wzajemnie, by w swoim mieście stworzyć rzeczy piękniejsze niż gdzie indziej. Ta pozytywna rywalizacja przyczyniła się do powstania niezwykłego późnobarokowego kompleksu architektonicznego, z którego osiem miast wpisano w 2002 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tego lata miałam ogromną przyjemność odwiedzić kilka z nich.
Na zwiedzanie Noto warto poświęcić trzy, cztery godziny i fajnie jeśli to jest pora popołudniowa, kiedy słońce cudownie rozpromienia miodową barwę barokowych fasad, dodając im nieco pomarańczowego blasku. W przeciwieństwie do innych miast trudno będzie Wam się tu zgubić, bo praktycznie wszystkie zabytki znajdują się w mniejszej lub większej odległości od głównej arterii, czyli Corso Vittorio Emanuele, na którą wchodzimy okazałą Bramą Królewską.
To, co zadziwia w tak małym miasteczku, to ilość kościołów. Jest ich tu ponad 30, a każdy okazały niczym katedra. Sama zresztą dałam się nabrać przy pierwszym kościele św. Franciszka z Asyżu. Katedrą okazał się dopiero kolejny budynek na przeciwko Pałacu Książęcego, w którym znajduje się Urząd Miasta. Warto do niego zajrzeć, aby zobaczyć piękną Salę Lustrzaną i widok 360°C na całe miasto z tarasu na pierwszym piętrze. Do katedry San Nicolò wspinamy się po okazałych schodach, które nie znają litości. W środku ładnie, ale największe wrażenie zrobił na mnie krzyż z resztek łodzi i innych elementów pozostawionych na sycylijskich plażach przez dopływających tu imigrantów z Afryki (temat na zupełnie inną okazję).
Jedną z najładniejszych uliczek w Noto jest via Nicolaci z pałacami, które zdobią chyba najpiękniejsze barokowe balkony w całej dolinie (no może tylko w Ragusie znajdziecie równie okazałe). Można na nie wejść przez prywatne muzeum po prawej stronie pod warunkiem, że zamówicie coś do jedzenia w restauracji Modica di San Giovanni na parterze. Na końcu ulicy w swoje progi zaprasza Chiesa di Montevergine, którego pominąć nie można, nawet jeśli zwiedzanie świątyń już Was trochę znudziło.
Zachwyci Was oryginalna majolikowa posadzka z XVII wieku i najpiękniejszy widok na miasto. To wieży tego kościoła pochodzi tytułowe zdjęcie do tego wpisu. W trzeci weekend maja via Nicolaci nabiera szczególnego znaczenia. Podczas festiwalu “Infiorata di Noto” jej bruk pokrywa gigantyczny dywan z kwiatów. Tradycja ta ma w miasteczku ponad dwudziestoletnią historię i cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów i lokalsów. Pokłosiem festiwalu są również malowidła na sąsiednich ulicach, a właściwie schodach. Warto zatem w drodze powrotnej nie schodzić do głównej drogi, a pozaglądać właśnie na te kolorowe “scalinaty” ciągnące się wzdłuż via Conte di Cavour.
W przeciwieństwie do Noto, jadąc do Scicli nie miałam żadnych oczekiwań i niewiele wiedziałam o tym miasteczku. Nie jest ono bowiem tak popularne jak znajdujące się na tym samym szlaku Modica czy Ragusa. Może to i lepiej, bo moja ignorancja tylko spotęgowała efekt WOW! Jeszcze na stacji kolejowej nic nie zapowiadało zachwytów, które za chwilę miały nadejść, a które rosły proporcjonalnie wraz ze zbliżaniem się do centrum.
Dopiero stojąc pod okazałym miejskim ratuszem, coś we mnie drgnęło i otwarła się w mojej głowie klapka, która przypomniała mi, że gdzieś już to miejsce widziałam. Miłośnicy serialu o komisarzu Montalbano mogą teraz rzucić we mnie zgniłą sycylijską pomarańczą, ale ja naprawdę nie skojarzyłam, że to przecież właśnie Dolina Noto jest miejscem akcji tego popularnego również w Polsce serialu. Nadrabiam więc zaległości i odwiedzam słynny komisariat w filmowej Vigacie (parter) oraz gabinet komisarza Montelusy (I piętro), w którym na co dzień urzęduje burmistrz Scicli.
To nie koniec przyjemności. Cała via Mormina Penna jest uwieczniona w serialu. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo mam wrażenie, że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie dotychczas widziałam na Sycylii począwszy od kościoła św. Jana Ewangelisty po charakterystyczna fasadę Chiesa di San Michele Arcangelo. Dorzućmy do tego kilka uroczych kawiarenek, sklepów z winem i ceramiką no i mamy raj.
W Scicli nie stójcie jednak tylko na ulicy. Bramy przepięknych pałaców aż proszą, aby wejść do środka. Zanurzam się więc z radością w świat bogatej arystokracji rodem z innego filmowego arcydzieła (a obecnie za sprawą Netflixa również serialowego). W przepięknych XVIII - wiecznych wnętrzach Palazzo Spadaro i Palazzo Bonelli - Patané zapominam o bożym świecie i zamieniam się w bohaterkę słynnego “il Gattopardo” Lucchino Viscontiego z 1953 roku opartego na motywach książki Giuseppe Tomasiego di Lampedusy.
Po miłym lunchu z widokiem na “komisariat”, czeka mnie dosyć męczący, ale pełen wrażeń spacer wąskimi uliczkami Scicli, które prowadzą aż pod ruiny kościoła San Matteo z przepięknym widokiem na okolicę i dalej do zamku dei Tre Cantoni, który podczas mojego pobytu był jednak nieczynny. Skręcam więc w kierunku kościoła San Bartolomeo i odkrywam zupełnie inne oblicze Scicli.
Chiafura to specyficzna część Scicli przypominająca wizualnie krajobraz Matery. Wykute w skale jaskinie pochodzą prawdopodobnie z czasów paleolitu i służyły pierwotnie jako miejsca pochówku. Kiedy jednak po trzęsieniu ziemi w 1693 roku ludzie stracili swoje domostwa, część z nich postanowiła osiedlić się właśnie tutaj. Życie ubogich mieszkańców Scicli toczyło się tu aż do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, co można dziś zobaczyć w jedynej udostępnionej do zwiedzania groty Rutta ri Don Carmelu. Niestety nie mam dobrych doświadczeń związanych z tym miejscem. Pan Carmelo, wnuk ostatnich mieszkańców groty, nieco zapędził się w “uprzejmościach” podczas zwiedzania i trzeba było twardo i wyraźnie stawiać granice, a gdy to nie pomogło pędem opuścić jaskinię nachalnego staruszka. To jest ostrzeżenie dla dziewczyn w każdym wieku. Podróżując w pojedynkę, raczej odpuśćcie sobie tę wątpliwą przyjemność.
Ale żeby nie kończyć wizyty w uroczym Scicli nieprzyjemnym epizodem, dodam, że ostatnie zobaczone w miasteczku miejsce, było naprawdę zjawiskowe. Wracając spod kościoła San Bartolomeo, natknęłam się na jedną z najpiękniejszych galerii ceramiki, jaką widziałam na Sycylii. Wyobrażam sobie, że piękniejsze mogą być już chyba tylko w Caltagirone. Sklepik Maestranze Iblee di Monica Carbone to jedno wielkie dzieło sztuki. Znajdziecie tu ceramiczne skarby z Caltagirone, ale także z innych miejsc. Wielkość z nich właścicielka projektuje sama i są to naprawdę unikatowe rzeczy. Gdybym mogła kupiłabym wszystko i zabrała ze sobą do domu. Jedynie możliwości mojego bagażu podręcznego ostudziły skutecznie moje ceramiczne zapędy 😜.
Modica zmęczyła mnie przeokrutnie. Pewnie dlatego, że prawie wszędzie jest tu pod górkę. Za późno zorientowałam się, że miasteczko, jak i wszystkie inne w Dolinie Noto, można objechać barokową ciuchcią za 5 euro i darłam po tysiącach schodów w lipcowym skwarze. Liczę na to, że Wy nie popełnicie mojego błędu. Chyba, że zwiedzanie Modicy potraktujecie w kategoriach sportowego challengu 😜.
Największym wyzwaniem jest pokonanie w czterdziesto stopniowym upale 162 schodów prowadzących do katedry św. Jerzego w górnej części miasta. Potem można powiedzieć, że mamy już z górki. A do zobaczenia po drodze są jeszcze takie klasyczki jak druga katedra św. Piotra Apostoła i zamek Castello dei Conti, na który mnie nie starczyło już siły. Zachętą może być cudowny widok na miasto, ale sami zorientujecie się, że punkty widokowe są tu na każdej ulicy.
Modica w porównaniu do Scicli czy Ragusy, mimo swojego niewątpliwego piękna, wydała mi się jednak dużo bardziej zaniedbana. A może po prostu, ze względu na ukształtowanie terenu, jest tu nieco mniej turystycznie? Trudno powiedzieć po zaledwie kilku godzinach spędzonych w miasteczku. Mam jednak wrażenie, że życie toczy się tu przede wszystkim w dolnej części przy głównej ulicy Corso Umberto I pełnej wspaniałych lodziarni i sklepów z czekoladowymi słodkościami.
Czekolada to znak rozpoznawczy Modicy. Jest to jednak zupełnie inna czekolada niż ta, którą znamy z naszych półek sklepowych. Tworzona jest od wieków według tej samej azteckiej receptury przywiezionej do Europy przez Hiszpanów. Do jej produkcji używa się tylko dwóch składników: ziarna kakaowca i cukru, a proces obróbki na zimno, który nie przekracza temperatury 40-45 °C, sprawia, że cukier się nie rozpuszcza, a jego kryształowa struktura wyczuwalna jest podczas jedzenia. Czekolada ta w ogóle się nie topi, bo nie dodaje się do niej żadnych tłuszczy. Dorzucić można za to naturalne przyprawy takie jak chili, skórka z pomarańczy czy imbir. Ja oczywiście skusiłam się na wersję 100% kakao bez cukru. Próbujcie, jeśli musicie, ale przyznam, że to było niejadalne i zdecydowanie lepiej wybrać coś mniej hardcorowego. Uważam także, że tabliczka takiej czekolady koniecznie marki Antica Dolceria Bonajuto, to najlepszy prezent z podróży. Do kupienia także na lotnisku w Katanii.
Ragusa to bez dwóch zdań wizytówka Doliny Noto. Z jej pięknem się nie dyskutuje. Należy jednak uściślić, że ochy i achy dotyczą przede wszystkim najstarszej części miasta zwanej Ragusa Ibla. Jeśli planujecie zostać tu na noc, do czego gorąco Was zachęcam, to najlepiej właśnie tutaj. Nowa Ragusa zwana Superiore warta jest odwiedzenia głównie dlatego, że oferuje wspaniały widok na Ragusę Iblę (najpiękniejszy widok z okolic kościoła Santa Maria delle Scale)😜. Dwie oddzielne lokalizacje to efekt trzęsienia ziemi i sporów mieszkańców związanych z odbudową Ragusy. Arystokratyczna część mieszkańców postawiła na nowe życie w nowym miejscu, a druga część populacji zdecydowała się odbudować zniszczone miasto w jego pierwotnym położeniu. Obydwie miejscowości funkcjonowały osobno i dopiero w 1926 roku stały się jednym ciałem administracyjnym.
Do Ragusy docieram pociągiem. Jest późne popołudnie, a ja mam już za sobą zwiedzanie Scicili i Modicy, więc na dworcu łapię autobus, który zawozi mnie do Ibli. Kieruję się od razu do mojego miejsca noclegowego, o którym muszę Wam opowiedzieć, bo jest po prostu wspaniałe. To dawny klasztor Kapucynów przerobiony na hotel. Jest bardzo klimatycznie, choć w pokojach zachowana jest designerska ascetyczność. Wspaniałe śniadania je się tu w zdobionym freskami refektarzu, a kolacje w ogrodzie przylegającym bezpośrednio do parku Giardino Ibleo. Hotel znajduje się na samym końcu miasta, a zaraz za nim zwijają asfalt i to właśnie jest tu najfajniejsze. Niby jesteś w miasteczku, ale z okna masz już tylko widok na otaczające je wzgórza i oddychasz cudownym, górskim powietrzem, które nawet w czerwcu daje orzeźwienie. Polecam to miejsce z całego serca i czuję, że sama na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę.
Póki co, wracam do opowieści o Ragusie, bo miasteczko pełne jest barokowych perełek. Kiedy zaczynam się zastanawiać jak w tym górskim terenie dźwigano kamień potrzebny do budowy podziwianych dziś przez wszystkich okazałych świątyń i pałaców, nie mogę się nadziwić temu, że im się chciało. A widać, że chciało się i to bardzo. W samym Giardino Ibleo przy moim hotelu mam do zobaczenia dwa kościoły, a potem mnoży się tego jakaś niebotyczna ilość.
Główna świątynia miasta to katedra św. Jerzego, chyba najbardziej okazałe dzieło Rosario Gagliardiego architekta najważniejszych kościołów nie tylko w Ragusie, ale także tych w Noto i Modice. Zresztą ragusańskie duomo łudząco przypomina to z Modicy i nawet patronów mają tych samych. Tu jednak osiągnięto szczyt perfekcji. Zwróćcie uwagę na przykład na nietypowe ustawienie katedry lekko z boku i pod takim kątem, żeby zza dzwonnicy widać było kopułę wzorowaną ponoć na paryskim Panteonie (co jest możliwe biorąc pod uwagę, że jej budowę ukończono dopiero w XIX wieku). Świątynia powstała oczywiście po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, ale tuż obok Giardino Ibleo znajdziecie zachowany portal pierwszego gotyckiego kościoła w Ragusie. Niezwykle cenny zabytek, w morzu całego tego późnobarokowego blichtru.
O bogactwie Ragusy świadczą jednak przede wszystkim niezliczone pałace. Eleganckie kamienice z fantazyjnie pogiętymi balustradami balkonów znajdziecie tu na każdym rogu. Palazzo della Concelleria, Palazzo Cosentini czy Palazzo Arezzo di Donnafugata, w którym znajduje się niewielki teatr są jak miejska biżuteria, która można zachwycać się bez końca podczas niespiesznym spacerów wąskimi uliczkami miasteczka. I jedyne, co może popsuć Wam przyjemność to kapryśna, górska pogoda, która udowadnia, że parasol na Sycylii też może się przydać 😜.
Podróż po Dolinie Noto kończę w Katanii. Miasto jest, delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Co poradzę jednak na to, że takie lubię najbardziej i że w pokrytej pyłem Etny Katanii poczułam się doskonale. Miasto św. Agaty ze swoją imponującą historią i mrożącymi krew w żyłach kataklizmami, mogłoby być bohaterem niejednego filmu katastroficznego. Niestety gangsterskiego pewnie też 😪. Ja również na pewno poświęcę mu przynajmniej jeden osobny wpis na blogu.
Jednak gdybym miała z marszu podać Wam trzy powody dla których warto dać szansę Katanii, to byłyby one takie: Etna, Bellini i klasztor Benedyktynów. Tej pierwszej damy nie muszę chyba reklamować, bo znajduje się ona na “Bucket list” wszystkich znanych mi podróżników. Każdy marzy o trekkingu po wulkanie, ja także, ale mam jeszcze w planach objechać ją historyczną kolejką wąskotorową Ferrovia Circumetnea (czekam tylko jak skończy się remont kolejowej infrastruktury).
Opera to taka moja mała słabość. Jak tylko mam okazję być w mieście jakiegoś znanego twórcy tego gatunku, zawsze podążam jego śladami. Nie inaczej było w Katanii, gdzie urodził się Vincenzo Bellini autor słynnej Normy. A jest co zobaczyć. Od fantastycznego, multimedialnego muzeum przy domu, w którym się urodził, przez Teatro Massimo nazwany jego imieniem, aż po katańską katedrę św, Agaty, gdzie znajduje się grób artysty.
Katania, jak wszystkie inne miasta w dolinie Noto słynie z bogatej późnobarokowej architektury, która tutaj wyszła spod ręki właściwie jednego architekta Giovanni Battista Vaccariniego. To dlatego być może wielu osobom miasto, na pierwszy rzut oka przynajmniej, może wydać się monotonne i nie tak ciekawe jak to, co zobaczyć można, zagłębiając się w Dolinę Noto. Gwarantuję Wam jednak, że to tylko złudzenie tych, którzy w mieście spędzają parę godzin.
Ja zachęcam gorąco, by dać szansę Katani i spędzić przynajmniej pełne dwa dni na miejscu, jeśli jednak nie będziecie mieli na to czasu wsadźcie głowę do katedry św. Agaty, wskoczcie na punkt widokowy znajdujący się tuż obok w Chiesa Badia di Sant’Agata (tak, to nie pomyłka św. Agata ma w Katanii kilka kościelnych rezydencji 😜), pomachajcie katańskiemu słoniowi, zjedzcie koninę z grilla w Ammucca Ammucca przy targu rybnym La Pescheria, Zahaczcie o via Crociferi ulicę pełną barokowych kościołów i koniecznie zarezerwujcie czas na zwiedzanie klasztoru Benedyktynów.
Zabudowania klasztoru są dziś siedzibą uniwersytetu i powiem Wam szczerze, że tak to się można uczyć 🙉. Klasztor jest jednak jedną wielką lekcją historii i architektury dla każdego, kto wkracza w jego progi. Znajdziecie tu Katanię w pigułce: starożytne podziemnie korytarze, ogród z sycylijską roślinnością pozostałości czarnej jak smoła ławy na zboczach otaczających klasztor, sztukę dawną i współczesną. Do budynku można wejść bez problemu w dni robocze, bo to działająca normalnie uczelnia, ale te wszystkie cuda, o których piszę, a także zjawiskowe gabinety rektora, zobaczycie tylko z przewodnikiem. Będzie to jednak zwiedzanie, które zostanie w waszej pamięci na długo, a może nawet sprawi, że docenicie uroki Katanii i zapragniecie poznać ją lepiej.
Nie udało mi się zobaczyć wszystkich ośmiu miast wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Link do kompletnej listy znajdziecie 🔍 tutaj. No cóż, będę musiała wrócić chociażby do Caltagirone, by stanąć na tych słynnych pokrytych ceramiką schodach opowiadających historię miasta. Ale tak to już z Sycylią jest. Nie da się zobaczyć wszystkiego na raz, a każda taka próba może skończyć się wyłącznie frustracją. Sycylia smakuje bowiem najlepiej jedzona małą łyżeczką, powolutku, delektując się niespiesznie wszystkim, co ma nam do zaoferowania 😊.
Czy z takiego nieszczęścia można się podnieść? Jak trudna musiała być egzystencja ocalałych mieszkańców wyspy, którzy nigdy przecież nie mieli łatwego życia? I jak to się stało, że dziś Dolina Noto, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jest jedną z największych atrakcji turystycznych Sycylii? Twarzą tego niebywałego sukcesu jest Giuseppe Lanza, książę Camastry, którego ówczesny wicekról Hiszpanii mianował generalnym zarządcą sztabu kryzysowego. Wiedział co robi, bo Lanza od wielu lat udowadniał swoje najwyższe zdolności organizacyjne i zarządcze najpierw jako wojskowy, a potem między innymi jako sędzia w Palermo i burmistrz Syrakuz.
Chyba jednak nawet sam Giuseppe Lanza nie spodziewał się, że powierzona mu odbudowa regionu nastąpi tak szybko, a jej efekt będzie tak spektakularny. Sen z powiek spędzała mu przede wszystkim troska o bezpieczeństwo ludności. Najpierw musiał zmierzyć się z rozprzestrzeniającymi się gwałtownie epidemiami i kradzieżami znajdującego się pod gruzami majątku. Można powiedzieć, że stworzył pierwszą na Sycylii “służbę zdrowia”, a z rabusiami dogadał się tak, że sami przychodzili oddawać mu znalezione skarby za “uczciwy procent” 😜.
Genialny zarządca już w cztery miesiące po katastrofie miał temat ogarnięty na tyle, by móc przystąpić do odbudowy regionu. W tym nowym akcie stworzenia pomogły mu królewskie pieniądze oraz genialni budowniczowie i architekci tacy jak Carlos De Grunembergh, Giovan Battista Vaccarini czy Rosario Gagliardi, ale przede wszystkim rzesze miejscowych rzemieślników, którzy nakręcali się wzajemnie, by w swoim mieście stworzyć rzeczy piękniejsze niż gdzie indziej. Ta pozytywna rywalizacja przyczyniła się do powstania niezwykłego późnobarokowego kompleksu architektonicznego, z którego osiem miast wpisano w 2002 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tego lata miałam ogromną przyjemność odwiedzić kilka z nich.
Noto
Zacznijmy od miasta, które nadało ton całemu kompleksowi i które w katastrofie ucierpiało tak bardzo, że postanowiono odbudować je od podstaw kilka kilometrów bliżej linii brzegowej. Miłośnicy antycznych ruin mogą podjechać samochodem do Noto Antica, by na własne oczy zobaczyć rozmiar zniszczeń. Nowe Noto jest właściwie wizytówką stylu późnego baroku sycylijskiego. Miejscowa arystokracja i kler zjednoczyli swoje portfele i wpływy, aby stworzyć miasto idealne: piękne, ale też bezpieczne o czym świadczą ogromne place, szerokie ulice i zaokrąglone fasady budynków. Mimo rozmachu, Noto jest malutkie i dla wielu, szczególnie po wizycie w pobliskich Syrakuzach, może być rozczarowaniem. Warto jednak dać mu szansę, bo pomijając całą turystyczną otoczkę, diabeł tkwi tu w szczegółach, a te są wyjątkowo piękne.
Na zwiedzanie Noto warto poświęcić trzy, cztery godziny i fajnie jeśli to jest pora popołudniowa, kiedy słońce cudownie rozpromienia miodową barwę barokowych fasad, dodając im nieco pomarańczowego blasku. W przeciwieństwie do innych miast trudno będzie Wam się tu zgubić, bo praktycznie wszystkie zabytki znajdują się w mniejszej lub większej odległości od głównej arterii, czyli Corso Vittorio Emanuele, na którą wchodzimy okazałą Bramą Królewską.
To, co zadziwia w tak małym miasteczku, to ilość kościołów. Jest ich tu ponad 30, a każdy okazały niczym katedra. Sama zresztą dałam się nabrać przy pierwszym kościele św. Franciszka z Asyżu. Katedrą okazał się dopiero kolejny budynek na przeciwko Pałacu Książęcego, w którym znajduje się Urząd Miasta. Warto do niego zajrzeć, aby zobaczyć piękną Salę Lustrzaną i widok 360°C na całe miasto z tarasu na pierwszym piętrze. Do katedry San Nicolò wspinamy się po okazałych schodach, które nie znają litości. W środku ładnie, ale największe wrażenie zrobił na mnie krzyż z resztek łodzi i innych elementów pozostawionych na sycylijskich plażach przez dopływających tu imigrantów z Afryki (temat na zupełnie inną okazję).
Jedną z najładniejszych uliczek w Noto jest via Nicolaci z pałacami, które zdobią chyba najpiękniejsze barokowe balkony w całej dolinie (no może tylko w Ragusie znajdziecie równie okazałe). Można na nie wejść przez prywatne muzeum po prawej stronie pod warunkiem, że zamówicie coś do jedzenia w restauracji Modica di San Giovanni na parterze. Na końcu ulicy w swoje progi zaprasza Chiesa di Montevergine, którego pominąć nie można, nawet jeśli zwiedzanie świątyń już Was trochę znudziło.
Zachwyci Was oryginalna majolikowa posadzka z XVII wieku i najpiękniejszy widok na miasto. To wieży tego kościoła pochodzi tytułowe zdjęcie do tego wpisu. W trzeci weekend maja via Nicolaci nabiera szczególnego znaczenia. Podczas festiwalu “Infiorata di Noto” jej bruk pokrywa gigantyczny dywan z kwiatów. Tradycja ta ma w miasteczku ponad dwudziestoletnią historię i cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów i lokalsów. Pokłosiem festiwalu są również malowidła na sąsiednich ulicach, a właściwie schodach. Warto zatem w drodze powrotnej nie schodzić do głównej drogi, a pozaglądać właśnie na te kolorowe “scalinaty” ciągnące się wzdłuż via Conte di Cavour.
Scicli
Dopiero stojąc pod okazałym miejskim ratuszem, coś we mnie drgnęło i otwarła się w mojej głowie klapka, która przypomniała mi, że gdzieś już to miejsce widziałam. Miłośnicy serialu o komisarzu Montalbano mogą teraz rzucić we mnie zgniłą sycylijską pomarańczą, ale ja naprawdę nie skojarzyłam, że to przecież właśnie Dolina Noto jest miejscem akcji tego popularnego również w Polsce serialu. Nadrabiam więc zaległości i odwiedzam słynny komisariat w filmowej Vigacie (parter) oraz gabinet komisarza Montelusy (I piętro), w którym na co dzień urzęduje burmistrz Scicli.
To nie koniec przyjemności. Cała via Mormina Penna jest uwieczniona w serialu. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo mam wrażenie, że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie dotychczas widziałam na Sycylii począwszy od kościoła św. Jana Ewangelisty po charakterystyczna fasadę Chiesa di San Michele Arcangelo. Dorzućmy do tego kilka uroczych kawiarenek, sklepów z winem i ceramiką no i mamy raj.
W Scicli nie stójcie jednak tylko na ulicy. Bramy przepięknych pałaców aż proszą, aby wejść do środka. Zanurzam się więc z radością w świat bogatej arystokracji rodem z innego filmowego arcydzieła (a obecnie za sprawą Netflixa również serialowego). W przepięknych XVIII - wiecznych wnętrzach Palazzo Spadaro i Palazzo Bonelli - Patané zapominam o bożym świecie i zamieniam się w bohaterkę słynnego “il Gattopardo” Lucchino Viscontiego z 1953 roku opartego na motywach książki Giuseppe Tomasiego di Lampedusy.
Po miłym lunchu z widokiem na “komisariat”, czeka mnie dosyć męczący, ale pełen wrażeń spacer wąskimi uliczkami Scicli, które prowadzą aż pod ruiny kościoła San Matteo z przepięknym widokiem na okolicę i dalej do zamku dei Tre Cantoni, który podczas mojego pobytu był jednak nieczynny. Skręcam więc w kierunku kościoła San Bartolomeo i odkrywam zupełnie inne oblicze Scicli.
Chiafura to specyficzna część Scicli przypominająca wizualnie krajobraz Matery. Wykute w skale jaskinie pochodzą prawdopodobnie z czasów paleolitu i służyły pierwotnie jako miejsca pochówku. Kiedy jednak po trzęsieniu ziemi w 1693 roku ludzie stracili swoje domostwa, część z nich postanowiła osiedlić się właśnie tutaj. Życie ubogich mieszkańców Scicli toczyło się tu aż do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, co można dziś zobaczyć w jedynej udostępnionej do zwiedzania groty Rutta ri Don Carmelu. Niestety nie mam dobrych doświadczeń związanych z tym miejscem. Pan Carmelo, wnuk ostatnich mieszkańców groty, nieco zapędził się w “uprzejmościach” podczas zwiedzania i trzeba było twardo i wyraźnie stawiać granice, a gdy to nie pomogło pędem opuścić jaskinię nachalnego staruszka. To jest ostrzeżenie dla dziewczyn w każdym wieku. Podróżując w pojedynkę, raczej odpuśćcie sobie tę wątpliwą przyjemność.
Ale żeby nie kończyć wizyty w uroczym Scicli nieprzyjemnym epizodem, dodam, że ostatnie zobaczone w miasteczku miejsce, było naprawdę zjawiskowe. Wracając spod kościoła San Bartolomeo, natknęłam się na jedną z najpiękniejszych galerii ceramiki, jaką widziałam na Sycylii. Wyobrażam sobie, że piękniejsze mogą być już chyba tylko w Caltagirone. Sklepik Maestranze Iblee di Monica Carbone to jedno wielkie dzieło sztuki. Znajdziecie tu ceramiczne skarby z Caltagirone, ale także z innych miejsc. Wielkość z nich właścicielka projektuje sama i są to naprawdę unikatowe rzeczy. Gdybym mogła kupiłabym wszystko i zabrała ze sobą do domu. Jedynie możliwości mojego bagażu podręcznego ostudziły skutecznie moje ceramiczne zapędy 😜.
Modica
Największym wyzwaniem jest pokonanie w czterdziesto stopniowym upale 162 schodów prowadzących do katedry św. Jerzego w górnej części miasta. Potem można powiedzieć, że mamy już z górki. A do zobaczenia po drodze są jeszcze takie klasyczki jak druga katedra św. Piotra Apostoła i zamek Castello dei Conti, na który mnie nie starczyło już siły. Zachętą może być cudowny widok na miasto, ale sami zorientujecie się, że punkty widokowe są tu na każdej ulicy.
Modica w porównaniu do Scicli czy Ragusy, mimo swojego niewątpliwego piękna, wydała mi się jednak dużo bardziej zaniedbana. A może po prostu, ze względu na ukształtowanie terenu, jest tu nieco mniej turystycznie? Trudno powiedzieć po zaledwie kilku godzinach spędzonych w miasteczku. Mam jednak wrażenie, że życie toczy się tu przede wszystkim w dolnej części przy głównej ulicy Corso Umberto I pełnej wspaniałych lodziarni i sklepów z czekoladowymi słodkościami.
Czekolada to znak rozpoznawczy Modicy. Jest to jednak zupełnie inna czekolada niż ta, którą znamy z naszych półek sklepowych. Tworzona jest od wieków według tej samej azteckiej receptury przywiezionej do Europy przez Hiszpanów. Do jej produkcji używa się tylko dwóch składników: ziarna kakaowca i cukru, a proces obróbki na zimno, który nie przekracza temperatury 40-45 °C, sprawia, że cukier się nie rozpuszcza, a jego kryształowa struktura wyczuwalna jest podczas jedzenia. Czekolada ta w ogóle się nie topi, bo nie dodaje się do niej żadnych tłuszczy. Dorzucić można za to naturalne przyprawy takie jak chili, skórka z pomarańczy czy imbir. Ja oczywiście skusiłam się na wersję 100% kakao bez cukru. Próbujcie, jeśli musicie, ale przyznam, że to było niejadalne i zdecydowanie lepiej wybrać coś mniej hardcorowego. Uważam także, że tabliczka takiej czekolady koniecznie marki Antica Dolceria Bonajuto, to najlepszy prezent z podróży. Do kupienia także na lotnisku w Katanii.
Ragusa
Do Ragusy docieram pociągiem. Jest późne popołudnie, a ja mam już za sobą zwiedzanie Scicili i Modicy, więc na dworcu łapię autobus, który zawozi mnie do Ibli. Kieruję się od razu do mojego miejsca noclegowego, o którym muszę Wam opowiedzieć, bo jest po prostu wspaniałe. To dawny klasztor Kapucynów przerobiony na hotel. Jest bardzo klimatycznie, choć w pokojach zachowana jest designerska ascetyczność. Wspaniałe śniadania je się tu w zdobionym freskami refektarzu, a kolacje w ogrodzie przylegającym bezpośrednio do parku Giardino Ibleo. Hotel znajduje się na samym końcu miasta, a zaraz za nim zwijają asfalt i to właśnie jest tu najfajniejsze. Niby jesteś w miasteczku, ale z okna masz już tylko widok na otaczające je wzgórza i oddychasz cudownym, górskim powietrzem, które nawet w czerwcu daje orzeźwienie. Polecam to miejsce z całego serca i czuję, że sama na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę.
Póki co, wracam do opowieści o Ragusie, bo miasteczko pełne jest barokowych perełek. Kiedy zaczynam się zastanawiać jak w tym górskim terenie dźwigano kamień potrzebny do budowy podziwianych dziś przez wszystkich okazałych świątyń i pałaców, nie mogę się nadziwić temu, że im się chciało. A widać, że chciało się i to bardzo. W samym Giardino Ibleo przy moim hotelu mam do zobaczenia dwa kościoły, a potem mnoży się tego jakaś niebotyczna ilość.
Główna świątynia miasta to katedra św. Jerzego, chyba najbardziej okazałe dzieło Rosario Gagliardiego architekta najważniejszych kościołów nie tylko w Ragusie, ale także tych w Noto i Modice. Zresztą ragusańskie duomo łudząco przypomina to z Modicy i nawet patronów mają tych samych. Tu jednak osiągnięto szczyt perfekcji. Zwróćcie uwagę na przykład na nietypowe ustawienie katedry lekko z boku i pod takim kątem, żeby zza dzwonnicy widać było kopułę wzorowaną ponoć na paryskim Panteonie (co jest możliwe biorąc pod uwagę, że jej budowę ukończono dopiero w XIX wieku). Świątynia powstała oczywiście po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, ale tuż obok Giardino Ibleo znajdziecie zachowany portal pierwszego gotyckiego kościoła w Ragusie. Niezwykle cenny zabytek, w morzu całego tego późnobarokowego blichtru.
O bogactwie Ragusy świadczą jednak przede wszystkim niezliczone pałace. Eleganckie kamienice z fantazyjnie pogiętymi balustradami balkonów znajdziecie tu na każdym rogu. Palazzo della Concelleria, Palazzo Cosentini czy Palazzo Arezzo di Donnafugata, w którym znajduje się niewielki teatr są jak miejska biżuteria, która można zachwycać się bez końca podczas niespiesznym spacerów wąskimi uliczkami miasteczka. I jedyne, co może popsuć Wam przyjemność to kapryśna, górska pogoda, która udowadnia, że parasol na Sycylii też może się przydać 😜.
Katania
Podróż po Dolinie Noto kończę w Katanii. Miasto jest, delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Co poradzę jednak na to, że takie lubię najbardziej i że w pokrytej pyłem Etny Katanii poczułam się doskonale. Miasto św. Agaty ze swoją imponującą historią i mrożącymi krew w żyłach kataklizmami, mogłoby być bohaterem niejednego filmu katastroficznego. Niestety gangsterskiego pewnie też 😪. Ja również na pewno poświęcę mu przynajmniej jeden osobny wpis na blogu.
Jednak gdybym miała z marszu podać Wam trzy powody dla których warto dać szansę Katanii, to byłyby one takie: Etna, Bellini i klasztor Benedyktynów. Tej pierwszej damy nie muszę chyba reklamować, bo znajduje się ona na “Bucket list” wszystkich znanych mi podróżników. Każdy marzy o trekkingu po wulkanie, ja także, ale mam jeszcze w planach objechać ją historyczną kolejką wąskotorową Ferrovia Circumetnea (czekam tylko jak skończy się remont kolejowej infrastruktury).
Opera to taka moja mała słabość. Jak tylko mam okazję być w mieście jakiegoś znanego twórcy tego gatunku, zawsze podążam jego śladami. Nie inaczej było w Katanii, gdzie urodził się Vincenzo Bellini autor słynnej Normy. A jest co zobaczyć. Od fantastycznego, multimedialnego muzeum przy domu, w którym się urodził, przez Teatro Massimo nazwany jego imieniem, aż po katańską katedrę św, Agaty, gdzie znajduje się grób artysty.
Katania, jak wszystkie inne miasta w dolinie Noto słynie z bogatej późnobarokowej architektury, która tutaj wyszła spod ręki właściwie jednego architekta Giovanni Battista Vaccariniego. To dlatego być może wielu osobom miasto, na pierwszy rzut oka przynajmniej, może wydać się monotonne i nie tak ciekawe jak to, co zobaczyć można, zagłębiając się w Dolinę Noto. Gwarantuję Wam jednak, że to tylko złudzenie tych, którzy w mieście spędzają parę godzin.
Ja zachęcam gorąco, by dać szansę Katani i spędzić przynajmniej pełne dwa dni na miejscu, jeśli jednak nie będziecie mieli na to czasu wsadźcie głowę do katedry św. Agaty, wskoczcie na punkt widokowy znajdujący się tuż obok w Chiesa Badia di Sant’Agata (tak, to nie pomyłka św. Agata ma w Katanii kilka kościelnych rezydencji 😜), pomachajcie katańskiemu słoniowi, zjedzcie koninę z grilla w Ammucca Ammucca przy targu rybnym La Pescheria, Zahaczcie o via Crociferi ulicę pełną barokowych kościołów i koniecznie zarezerwujcie czas na zwiedzanie klasztoru Benedyktynów.
Zabudowania klasztoru są dziś siedzibą uniwersytetu i powiem Wam szczerze, że tak to się można uczyć 🙉. Klasztor jest jednak jedną wielką lekcją historii i architektury dla każdego, kto wkracza w jego progi. Znajdziecie tu Katanię w pigułce: starożytne podziemnie korytarze, ogród z sycylijską roślinnością pozostałości czarnej jak smoła ławy na zboczach otaczających klasztor, sztukę dawną i współczesną. Do budynku można wejść bez problemu w dni robocze, bo to działająca normalnie uczelnia, ale te wszystkie cuda, o których piszę, a także zjawiskowe gabinety rektora, zobaczycie tylko z przewodnikiem. Będzie to jednak zwiedzanie, które zostanie w waszej pamięci na długo, a może nawet sprawi, że docenicie uroki Katanii i zapragniecie poznać ją lepiej.
Nie udało mi się zobaczyć wszystkich ośmiu miast wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Link do kompletnej listy znajdziecie 🔍 tutaj. No cóż, będę musiała wrócić chociażby do Caltagirone, by stanąć na tych słynnych pokrytych ceramiką schodach opowiadających historię miasta. Ale tak to już z Sycylią jest. Nie da się zobaczyć wszystkiego na raz, a każda taka próba może skończyć się wyłącznie frustracją. Sycylia smakuje bowiem najlepiej jedzona małą łyżeczką, powolutku, delektując się niespiesznie wszystkim, co ma nam do zaoferowania 😊.
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.
Inne wpisy o Sycylii znajdziecie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz