HALLSTATT - Alpejska miss piękności

Widok na miejscowość Hallstatt, nazywaną najpiękniejszą miejscowością w Alpach w Austrii. Jezioro, Alpy, panorama miasteczka

Okrzyknięta najpiękniejszą miejscowością w Austrii przyciąga w swoje wąskie, przyklejone do zboczy gór, uliczki miliony turystów z całego świata. Alpejska miss piękności przeglądająca się w spokojnej tafli jeziora jest najlepszą ambasadorką swojego kraju, a nawet gwiazdą kina. Strzałę amora wycelowała szczególnie w chińskie serca, ale trzeba uważać, bo zakochać w niej może się każdy.

Odwiedzając Hallstatt, efekt "déjà vu" jest niemal gwarantowany. Jest bowiem duża szansa, że kultową panoramę miasteczka widzieliście już na folderach turystycznych, puzzlach, a przede wszystkim w internetach. Miłośnicy Disneya mogą kojarzyć ją również z filmu "Kraina lodu", który w 2013 roku dał temu miejscu światową sławę.  


Hallstatt odwiedzamy wracając z Kaprun, o którym przeczytać możecie 🔍tutaj. Jest styczniowy poniedziałek i chyba pierwszy raz w życiu cieszę się leje deszcz. Dzięki temu na ulicach nie ma praktycznie żywej duszy. A to ewenement, bo normalnie, szczególnie latem, ciągną tu tłumy turystów.

Miasteczko kochają szczególnie Azjaci, na co wskazują wszechobecne napisy w języku angielskim i chińskim. Miłość do Hallstatt jest u nich tak wielka, że w Chinach, powstała kopia alpejskiej perełki. Jak im wyszło? Dla porównania wrzucam relację blogerów, którzy odwiedzili chiński odpowiednik. Koniecznie zajrzyjcie 🔍tutaj.

Po drodze zwracamy uwagę szczególnie na jedną ważną tabliczkę, która ma uświadomić turystów, że Hallstatt to nie jest muzeum, że żyją tu normalni ludzie, których należy uszanować. Postaramy się, choć z utrzymaniem ciszy może być problem, jak zaczniemy za chwilę piać z zachwytu 😉.

W wielu relacjach z Hallstatt pisano o zakazie robienia zdjęć niektórym budynkom. Być może jestem ślepa, ale nigdzie takowych nie znalazłam. Być może to jakieś sezonowe obostrzenie. Bądźcie zatem czujni. Nieprzyjemnosci w takim miejscu nikomu nie są potrzebne.


Do centrum prowadzi nas jedna droga, więc raczej nie można się zgubić. Aura nam sprzyja, bo powoli przestaje padać, a mgły unoszą się, ukazując naszym oczom przecudną panoramę. Spacer wzdłuż jeziora to przyjemność sama w sobie. Co rusz schodzimy z głównego deptaka i odkrywamy jakieś malownicze zejście do wody. Dymiące góry, kolorowe ozdoby świąteczne i śnieżnobiałe łabędzie wprowadzają nas romantyczny klimat.

Halsztackie łabędzie to honorowi goście miasteczka. Sprowadzone zostały w 1860 roku przez cesarza Franciszka Józefa, aby umilić wakacyjne pobyty swojej ukochanej żony, księżnej Sisi, która mówiąc oględnie miała fioła na punkcie tych właśnie ptaków.



Warto jednak oderwać nieco wzrok od jeziora, bo miasteczko słynie nie tylko z pięknych widoków, ale i z ciekawej zabudowy. Ma się wrażenie, że stare drewniane domy za chwilę spłyną do jeziora. Patrząc na nie,  przypomniałam sobie, że ten widok kaskadowo ułożonych domków, miałam kiedyś na puzzlach 😊.

Mamy dużo szczęścia, że możemy dziś podziwiać ten widok. W 2019 roku w miasteczku wybuchł groźny pożar. Na szczęście, dzięki determinacji mieszkańców, spaliły się tylko dwa domy przy samym jeziorze. Nikomu nic się nie stało, ale patrząc na gęstość zabudowy, nie trudno sobie wyobrazić, że mogło to się skończyć jak w 1750 roku, kiedy to starówkę niemal doszczętnie strawił ogień. Rozmiar ówczesnych zniszczeń łatwo poznać. Starsze budynki są drewniane, te kolorowe z kamienia to już nowszy, jedynie kilkusetletni, model.  



Oprócz drewnianej zabudowy naszą uwagę przyciąga jeszcze jedna rzecz. Na wielu domach zobaczycie drzewa owocowe pnące się po fasadzie. Sprytny pomysł na przydomowy sad w miejscu, gdzie każdy centymetr ziemi jest na wagę złota. Już sobie wyobrażam gospodynię, która przez okno zbiera jabłka na niedzielny apfelstrudel 😍.


Nie mieliśmy innej możliwości i zwiedzaliśmy Hallstatt w poniedziałek. Nie jest to jednak dobry dzień, bo prawie wszystkie atrakcje są wtedy zamknięte. Dlatego w Muzeum regionalnym pocałowaliśmy tylko klamkę. A jest czego żałować, Hallstatt to miasteczko z 7000 letnią historią. Mieszkańcy dumni są z tego, że ich mała ojczyzna jest de facto starsza od Rzymu! Ekspozycja w muzeum przedstawia jednak głównie artefakty z sięgającej 800 wieku p.n.e. kultury halsztackiej. W połowie XIX wieku odkryto tu wielkie cmentarzysko z cennymi przedmiotami. Z prawie 2000 glinianych grobów wygrzebano charakterystyczne, długie miecze, narzędzia, naczynia z brązu, a nawet skórzanego buta sprzed tysięcy lat!


Na pocieszenie fotka najstarszej drabiny w Europie znajdującej się przed wejściem do muzeum. Dzięki zaawansowanym badaniom dendrologicznym ustalono, że drabina, znaleziona w tutejszej kopalni soli ma ponad 3150 lat! To się nazywa porządna, ciesielska robota 😊.


Na niewielkim ryneczku też dosyć senna atmosfera. Trzy knajpki na krzyż pozamykane po weekendzie. Na środku fontanna z kolumną Trójcy świętej w drewnianym "ubranku", żeby dupka nie zmarzła. Takie zabezpieczenia są bardzo popularne w Austrii. Pierwszy raz zobaczyłam je podczas zwiedzania Salzburga. Tyle, że tam są przezroczyste, można więc zobaczyć co jest w środku. Kolumnę Morową z Hallstatt musiałam więc sobie wyguglać. Pomnik w XVIII wieku ufundowali właściciele tutejszej kopalni soli prawdopodobnie w podziękowaniu za oszczędzenie ich pracowników i rodziny podczas epidemii dżumy. Internet podpowiedział mi również, że bliźniacza kolumna stoi w Wiedniu przy ulicy Graben.


Na głównym placyku zajrzyjcie koniecznie do niebieskiego domku z numerem 60. To sklepik Rebeki Schilcher z regionalnymi strojami nazywanymi "dirndl". Kolorowe stroje charakterystyczne są dla całego regionu alpejskiego, ale Rebecca w 2016 roku zaprojektowała własną wersję oficjalnego stroju codziennego z Hallstatt. Kolorystyka została zainspirowana wielkim pożarem w 1750 roku, którego ofiarą padło całe zabytkowe centrum. „Szara bryła symbolizuje popiół, róż oznacza ogień, a niebieski charakteryzuje spokój mieszkańców Hallstatt, który był potrzebny do odbudowy... " cytat ze strony sklepu.

Stroje szyte na miarę cieszą się zapewne sporą popularnością wśród bogatych Chińczyków. Każdy jednak może sobie taki strój wypożyczyć do zdjęć. Wypożyczalnia Dirndl to go znajduje się w hoteliku Simony po prawej stronie w tej wąskiej uliczce ze zdjęcia poniżej. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że cena waha się w zależności od czasu wynajmu od 22 EUR za godzinę, do 50 EUR za cały dzień. Doliczcie inflację i powinno się zgadzać.


W ludowym stroju czy bez czas na "clou programu", czyli najbardziej puzzlowo - instagramowy kadr z Hallstatt. Żeby się nim napawać, należy przejść praktycznie całe miasteczko do głównego punktu widokowego (Aussichtspunkt Hallstatt). Ale wiadomo, że warto. Niesamowite wrażenie robi tu połączenie jeziora, gór i strzelistej wieży XVIII luterańskiego kościoła. Nie ma się co dziwić, że Hallstatt razem z całym regionem Salzkammergut zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Trochę przeszkadzają mi samochody zaparkowane przy przystani, no ale to zawsze można wyciąć w fotoshopie 😜. A teraz koniec marudzenia, podziwiajmy…



Wracając, zachodzimy do katolickiego kościoła Maria Am Berg który góruje nad okolicą od 1505 roku. Oprócz niewielkiego cmentarza malowniczo położonego na zboczu góry, ciekawostką miejsca jest tutejsze ossuarium. W znajdującej się tuż obok kościółka kaplicy czaszek równiutko w rządkach poukładano 1200 eksponatów. Połowa z nich ozdobiona jest motywami roślinnymi, niektóre mają wypisane imiona, nazwiska i daty. Zwyczaj malowania czaszek pochodzi z XVIII wieku, ale ostatnią czaszkę mieszkanki Hallstatt złożono tu w 1995 roku. Skąd wzięły się te wszystkie czaszki? Znowu główny problem to brak miejsca. Początkowo trumny w Hallstatt zakopywano na cmentarzu w pozycji pionowej. Mimo to miejsca było coraz mniej. Rozwiązaniem okazało się ekshumowanie ciał, suszenie i składanie w ossuarium. Do dziś zresztą rezydenci miasteczka, jeśli zapiszą to w testamencie, mogą zachować swoja czaszkę w tym nobliwym miejscu. Większość jednak idzie z duchem czasu i decyduje się na kremację. Jak widać życie w takim miasteczku to nie tylko sielanka, ale również konieczność podejmowania zawczasu decyzji ostatecznych, niezwykle jednak ważnych dla całej, około 700 osobowej, społeczności Hallstatt.


Nie mamy już czasu, aby wyjechać kolejką na platformę widokową znajdującą się 360 metrów nad miastem, ale na szczęście pięknych kadrów mamy pod dostatkiem na każdym kroku. Jeśli jednak będziecie tu w cieplejszym okresie, koniecznie zaplanujcie cały dzień w tym miejscu. Oprócz widoków, jakieś 20 minut dalej czeka na Was najstarsza na świecie kopalnia soli, którą można zwiedzać. Pocieszam się faktem, że mieszkam 11 km od Wieliczki, ale mimo to trochę żałuję przejażdżki drewnianą pochylnią. Bilet do kopalni połączony jest z kolejką i obecnie kosztuje niemało, bo 40 EUR. Sami musicie zdecydować czy warto.

Sam wyjazd kolejką to wydatek 16 EUR od osoby, ale zaoszczędzicie, jeśli do góry pójdziecie pieszo. Trasa na wzgórze Salzberg według doniesień nie jest bardzo trudna i trwa jakąś godzinkę, a o walorach krajobrazowych chyba nie muszę tu wspominać 😊.


Jeszcze inną ciekawą perspektywą zobaczenia miasteczka jest rejs promem lub wynajętym statkiem. Ta pierwsza propozycja jest oczywiście najtańsza i może byc również alternatywą dla parkowania w pobliżu miasteczka. Prom Stefania, kursuje regularnie pomiędzy dwoma brzegami, dowożąc pasażerów w niecałe 10 minut do znajdującego się po drugiej stronie dworca. Aktualny "rozkład jazdy" oraz cennik znajdziecie na stronie internetowej. Najważniejsze jest pamiętać, o której odpływa ostatni statek, bo później zostaje już tylko uroczy, dwugodzinny marsz dookoła jeziora.


Może to zresztą nie jest wcale taka głupia myśl. Po drodze oprócz widoków, co jakiś czas można znaleźć mniej więcej takie miejsca na piknik i relaks po zwiedzaniu. Może to więc być całkiem przyjemnie pod warunkiem, że na podobny pomysł nie wpadnie pozostałe 2738 osób, które średnio dziennie odwiedza miasteczko 😜.


Polecam również inne wpisy z naszych podróży po Austrii:

Kaprun - Nie tylko dla orłów
Wiedeń - Fortuna ringiem się toczy
Wiedeń - TOP 10 najpiękniejszych wiedeńskich kawiarni
Opera Wiedeńska - Królowa ringu

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!