LAS VEGAS STRATOSPHERE - Na szczycie świata


Las Vegas - absolutnie odjechane w kosmos miasto, raj dla hazardzistów i niegrzecznych dziewczynek. I choć to nie bardzo moja bajka, muszę się po cichu przyznać, że oszałamiające hotele, kasyna, słynna fontanna Bellagio, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Więcej o naszym pobycie w Mieście Grzechu przeczytacie 🔎 tutaj. Nie sądziłam jednak, że to miasto zaskoczy mnie również przyjemnym doświadczeniem kulinarnym.




W mieście świateł spaliśmy w hotelu Stratosphere. Hotel sam w sobie czasy świetności ma raczej za sobą i w LV na pewno znaleźć można dużo ciekawszą opcję noclegową w podobnej cenie, jednak "STRAT" rozpoznawalny jest głównie dzięki swojej wieży, na szczycie której, na wysokości ponad 250 metrów, znajduje się restauracja Top of the World.


Kiedy człowiek znajduje się na wysokości ćwierć kilometra nad ziemią, to już jest fajnie, kiedy jeszcze do tego pod sobą ma rozświetlone tysiącami neonów Las Vegas i zachód słońca nad pasmem Spring Mountains to, chcąc nie chcąc, musi westchnąć WOW!


Widok zapiera dech w piersiach szczególnie nocą…


Trzeba wiedzieć, że restauracja Top of the World to widokowa restauracja, która dzięki obrotowemu mechanizmowi w podłodze, w 80 minut wykonuje obrót wokół własnej osi. Ten efekt sprawia, że w czasie kolacji każdy gość ma szansę podziwiać panoramę 360° miasta i okolicy. Aby każdy miał równe szanse, restauracja ma tylko dwa rzędy stolików, na środku zaś znajduje się kuchnia i zaplecze.


Gapiąc się w okno prawie zapomniałam, że przyszliśmy tu na kolację 😉. Sympatyczny kelner ze zrozumieniem odczekał chwilę, a następnie podał nam kartę. Restauracja ma w swojej ofercie dania mięsne i rybne, jak również owoce morza. Niestety nie jest tania. Steki zaczynają się tutaj od 47 USD, do tego osobno płacimy za dodatki. Korzystniej wygląda menu lunchowe: za 49 USD mamy trzy daniowy serwis. My skusiliśmy się na wieczorne, trzydaniowe menu degustacyjne (100 USD) i carbonarę z karty dla dziecka. Wyjątkowo zacznę od krytyki, bo to co łączy wszystkie dania, to niezbyt zachęcająca strona wizualna. Od ponoć najlepszej fine diningowej knajpy w mieście, i do tego za niemałe pieniądze, oczekiwałam czegoś więcej, ale to w sumie jedyny minus jaki znalazłam. Smak potraw i widok za oknem wynagradzał wszystko.

Na przystawkę podano ciastko krabowe z rukolą i szafranowym aïoli. Na zdjęciu wygląda trochę jak kotlet mielony, ale uwierzcie smakowało wybornie.


Danie główne wyszło na zdjęciu jakby nieco przypalone, ale ten medalion z polędwicy był jednym z najdelikatniejszych jakiego kiedykolwiek jadłam. Podany dosyć tradycyjnie z ziemniaczanym purée i sosem demi-glace. Do tego przepyszny dziki brokuł i krewetka, której dla mnie osobiście mogłoby tu nie być, ale zauważyłam, że takie połączenia są w Ameryce bardzo popularne. I, jak się okazało, wyjątkowo smaczne.


Carbonara była dobra, i tylko dobra niestety. Kolejny raz sprawdziła się moja kulinarna zasada: nie zamawiaj rzeczy, które sama w domu w pół godziny zrobisz lepiej. No chyba, że grozi Ci śmierć głodowa 😉.


Oprócz fantastycznych widoków i niezłego jedzenia w restauracji czekają Was również ekstremalne przeżycia. A to za sprawą skoczków na bungee, którzy mogą z znienacka zajrzeć nam do talerzy 😀.


Jeśli chodzi o niecodzienne doznania to Panowie polecają gorąco wizytę w restauracyjnej toalecie. Jest kosmos! Przed pójściem zapamiętajcie koniecznie numer sektora, w którym jest wasz stolik, bo po powrocie nie znajdziecie go już w tym samym miejscu.


I przyszedł wreszcie czas na deser. Crème brulée był obłędny: skorupka z syropu klonowego (chyba) przyjemnie chrupiąca, masa kremowa rozpływała się w ustach, a słony popcorn świetnie dopełniał słodycz deseru. Wyjątkowo udany, francusko-amerykański mariaż.


Zachęceni kulinarnym doświadczeniem czy zniechęceni ceną? Tym pierwszym powiem, że nie będą żałować wizyty w tym miejscu, szczególnie jeśli mają już dosyć amerykańskiego, plastikowego jedzenia. Tych drugich zachęcam, by odwiedzili przynajmniej położony piętro niżej Sky lounge, gdzie z piwem w ręku (7 USD) mogą podziwiać te same cudne widoki. Jak widać każdy znajdzie tu coś dla siebie 😊!

To nie jedyne kulinarne miejsce jakie polecam w Vegas. Burgerowych maniaków zachęcam do spróbowania burgerów Gordona Ramsay'a, o których piszemy 🔎tutaj

Komentarze

Obserwuj Instagram!