ELBPHILHARMONIE - Modelka na wybiegu


Elphi - jak w skrócie, z nutką czułości mawiają o Niej mieszkańcy Hamburga - odkąd pamiętam, była na naszej "bucket list". Najpierw czekaliśmy na, przekładane z roku na rok, otwarcie, a następnie śledziliśmy repertuar, by wypatrzeć coś dla siebie. I wreszcie kiedy szczęśliwi, z biletami w kieszeni wylądowaliśmy w Hamburgu, wiedzieliśmy, że nawet odwołany z powodu epidemii koronawirusa koncert, nie będzie przeszkodą w spełnieniu naszych marzeń. 


I pomyśleć, że inspiracją do powstania tej niezwykłej budowli była niedbale nabazgrana, ręką znakomitego szwajcarskiego architekta Jacques’a Herzoga, linia fali nad Spichlerzem Carskim w rozbudowywanej właśnie w Hamburgu dzielnicy HafenCity.


Budowę gmachu, według projektu pracowni Herzog & de Meuron (która stworzyła między innymi Stadion Olimpijski w Pekinie) rozpoczęto w 2007 roku i planowano zakończyć w 2010. Niestety jak to zwykle bywa przy tak odważnych projektach, prace zakończyły się po 10 latach, a kwoty jakie pochłonęły, szacowane są na 866 milionów euro. Suma ogromna, na którą składają się głównie fundusze publiczne, ale i darowizny zwykłych mieszkańców miasta. Efekt jaki możemy podziwiać, wart jest jednak każdych pieniędzy, a duma mieszkańców, jaką rozbudza nowy symbol miasta, jest absolutnie uzasadniona.

Uwierzcie lub najlepiej sami sprawdźcie, że budynek, który przez lata podziwiałam na zdjęciach w Internecie, w rzeczywistości po prostu zwalił mnie z nóg. Wiem, że brzmi to banalnie, ale dokładnie tak było. Przypominająca wzburzone morskie fale lub żaglowiec wypływający w morze bryła, oślepia blaskiem 1100 szklanych paneli z misternie wtopionymi wewnątrz ciemnymi kroplami bazaltu. I choć koszt jednego, hartowanego w temperaturze 600°C, specjalnie zakrzywianego panelu wyniósł 20 tysięcy euro, efekt jest obłędny, szczególnie gdy od czasu do czasu zaświeci tutaj słońce.

Pofałdowana linia i krzywizny budynku tworzą efekt tak autentyczny, jakby łajba miała zaraz ruszyć z miejsca. Na szczęście dla nas wszystkich statek ten nigdzie nie odpłynie, bo zakotwiony jest, jak już wspomniałam, na pozostałościach zbombardowanego w czasie II Wojny Światowej, historycznego spichlerza carskiego, służącego na przełomie XIX i XX wieku do przechowywania herbaty, tytoniu i kakao. Stare zgrabnie połączono tu z nowym. Kontrast między czerwienią wiekowej cegły, a błękitem nieba odbijającym się nowoczesnej fasadzie robi ogromne wrażenie.

Z której strony nie spojrzeć, filharmonia zachwyca formą, zupełnie jak modelka na wybiegu😊. Skąd najlepiej ją podziwiać? Według mnie, najlepszą opcją jest rejs po Łabie - tramwajem wodnym lub statkiem (15 EUR/h). Wasz aparat fotograficzny będzie Wam za to dozgonnie wdzięczny. (No mój przynajmniej był😉). Popatrzcie...





Bez względu na to czy zdecydujecie się na rejs czy nie, wejście na taras widokowy filharmonii to obowiązkowy punkt programu. Wjazd, najdłuższymi w Europie, zaraz po Pradze, schodami ruchomymi (82m), trwa ponad dwie i pół minuty i jest darmowy - wystarczy pobrać bilet w kasie. Możliwa jest również wcześniejsza rezerwacja przez internet (2 EUR), dzięki czemu oszczędzamy czas na stanie w kolejce. Na górze, na poziomie prawie 40 metrów, czeka na Was fantastyczna panorama 360° na centrum miasta, port i nowoczesną dzielnicę HafenCity. Dodatkowo podziwiać można foyer dużej i małej sali koncertowej.



Jeśli nie uda Wam się dostać biletów na koncert, do środka filharmonii wejść można w ramach zorganizowanego zwiedzania z przewodnikiem (15 - 20 EUR). Jedynym minusem jest to, że niestety podczas zwiedzania nie wolno robić zdjęć 😓. Mimo to naprawdę warto. Wnętrze filharmonii jest imponujące.

Sama koncepcja jest zadziwiająca. Aby osiągnąć perfekcyjną akustykę, salę główną kompletnie odizolowano, podwieszając ją w środku zewnętrznej części budynku. Do tego, ta gigantyczna konstrukcja mająca 50 m wysokości i ważąca 12,5 tysięcy ton nie spoczywa na klasycznym fundamencie, a zawieszona jest na 362 sprężynach!!! Mają rozmach, nie ma co.


Nad akustyką sal koncertowych czuwał Yasuhisa Toyota - znany chociażby z takich realizacji, jak nasz katowicki NOSPR😊. Można więc domyślać się, że nic tu nie jest przypadkowe. Piękna widownia, utrzymana w jasnych barwach, zaprojektowana jest na kształt winnicy, a rzędy krzeseł przypominające tarasy z winoroślą, wiją się, jakby otulały scenę.


Ściany obite są tzw. "białą skórą", i choć z daleka tak właśnie wyglądają, z prawdziwą skórą nie mają wiele wspólnego. Jeśli podejdziemy bliżej, zobaczymy, że to rodzaj rzeźbiarskich paneli akustycznych wykonanych z gipsu i papieru pozyskanego z recyklingu. Choć stoi za tym cała technika dźwięku i precyzyjne obliczenia, mamy wrażenie, że to ręczna robota. Majstersztyk!


Kto nie ma dosyć opowieści o Elbphilharmonie, może wybrać się jeszcze do znajdującego się niedaleko muzeum "Miniatur Wunderland". Tu na naszą modelkę można spojrzeć z góry i zobaczyć jeszcze jedną ciekawą rzecz. Dach Elphi pokryty jest 6 tysiącami białych, połyskujących w słońcu cekinów. To dzięki nim mamy wrażenie, że nasza gwiazda skąpana jest w morskiej pianie.


Na tym mogłabym zakończyć opowieść o jednej z najpiękniejszych filharmonii świata. Dodam jednak małą  wisienkę do tego tortu. Jeśli kiedykolwiek, jak my, zamarzycie, by odwiedzić to miejsce, zaszalejcie i spędźcie noc w…. filharmonii. No może nie dosłownie, ale warto wiedzieć, że ten imponujący budynek mieści w sobie również luksusowe apartamenty, restauracje i pięciogwiazdkowy hotel Westin. Bezcenne jest to uczucie, kiedy wychodzisz z pokoju prosto do sali koncertowej, a po koncercie czeka na Ciebie taki widok za oknem…


Komentarze

  1. Piękne miejsce. Nam udało się raz wpaść na koncert do NOSPRu i wrażenie niesamowite, więc pewnie tam gdzie byłaś - było też nieziemsko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i przepraszam, ale komentarze były zablokowane😓 Co do NOSPRU , podzielam absolutnie Wasz zachwyt. Uwielbiam to miejsce i na pewno będzie o tym post, jak tylko skończy się koronawirusowe szaleństwo. Pozdrawiam cieplutko 😊😊😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!