SALZBURG - Śladami cudownego dziecka


Ze statystyk wynika, że Salzburg to, zaraz po Wiedniu, najczęściej odwiedzane miasto w Austrii. Przeciętny turysta spędza tu jednak zazwyczaj jeden dzień, traktując je jako przerywnik i odpoczynek od zimowego szaleństwa w pobliskich Alpach. Trochę szkoda, bo to urocze miasto ma wiele do zaoferowania i zdecydowanie warto zatrzymać się tu na dłużej.

Niestety podobnie jak większość turystów miałam na zwiedzanie Salzburga tylko jeden dzień. Od razu wiedziałam, że nie mam szans zobaczyć wszystkich atrakcji i muszę skupić się na tym, co najbardziej mnie interesuje. Ze względu na moją ogromną miłość do opery nietrudno się domyśleć, że mój spacer po Salzburgu będzie związany z muzyką i z Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem, najbardziej znanym mieszkańcem miasta.

Salzburg Mozartem stoi, ale w sposób, który lubię, czyli nienachalny. W przeciwieństwie na przykład do takiego Bayreuth w Niemczech, gdzie statuetka Richarda Wagnera, niczym wrocławski krasnal, wita nas na rogu każdej ulicy. Tutaj, oprócz kilku topowych miejsc, resztę smaczków trzeba sobie samemu wyszperać.

Może jest tak dlatego, że miłość Salzburga do Mozarta, jest raczej z kategorii uczuć nieodwzajemnionych. Słynny kompozytor urodził się wprawdzie w Salzburgu i tu spędził większość swojego krótkiego życia, ale nigdy Salzburga nie lubił. Obywatel świata, bywalec najznamienitszych europejskich dworów czuł, że Salzburg nie jest wstanie docenić jego talentu. "Jakbym grał dla dla stołów i krzeseł" żalił się w swoich listach. W wieku 26 lat po karczemnej awanturze ze swoim chlebodawcą, arcybiskupem Colloredo, przeniósł się na stałe do Wiednia. Trudno powiedzieć jednak, żeby gdziekolwiek zagrzał miejsce. Za chlebem i sławą jeździł po całej Europie. Obliczono, że w podróży spędził jedną trzecią swego 36-letniego życia, a dokładnie 10 lat, dwa miesiące i osiem dni!

Zacznijmy jednak od początku, czyli od domu w którym się urodził. Okazała, jaskrawożółta kamienica znajduje się w samym centrum przy głównej ulicy miasta Getreidegasse 9. Tu pod koniec stycznia 1756 roku przychodzi na świat Wolfgang Amadeusz jako siódme dziecko Leopolda i Anny Marii Mozartów. Niestety jak to bywało w tych czasach z rodzeństwa pozostaje tylko on i starsza o pięć lat siostra Maria Anna, zwana przez wszystkich w rodzinie Nannerl. Niemal równie uzdolniona co brat, przez całe dzieciństwo tworzyła z nim niezwykły duet "cudownych dzieci". Czy chłopiec był faktycznie zdolniejszy, czy ojciec poświęcał mu więcej uwagi, wiedząc, że dziewczynka i tak nie ma szans na osiągnięcie sukcesu? Tego nie wiemy. Polecam jednak film "Nannerl siostra Mozarta", który pokazuje relacje rodzinne w ciekawej perspektywie.  

Czy klimat wczesnego dzieciństwa Mozarta odnajdziemy w jego rodzinnym domu? Szczerze mówiąc, nie bardzo. Muzeum przedstawia dosyć sztampowe ekspozycje. Oprócz kilku dziecięcych instrumentów i przedmiotów należących do kompozytora, zamkniętych w gablotach niczym relikwie świętego, niewiele jest tu do zobaczenia dla zwykłego zjadacza chleba. Co innego zagorzali wielbiciele mistrza. Ci z podnieceniem oglądać będą na przykład pukiel włosów Mozarta, a na ostatnim piętrze, gdzie fundacja "Mozarteum" zgromadziła pokaźne zbiory multimedialne, będą chcieli zostać co najmniej tydzień.


Dużo ciekawszym miejscem okazał się drugi dom Mozartów, który pełni obecnie rolę głównego muzeum kompozytora. Muzeum nie jest duże. To w sumie osiem pokoi nowego domu rodziny Mozartów, do którego przenieśli się gdy Mozart był już prawie pełnoletni.

Zwiedzanie zaczynamy od głównego salonu, w którym zapewne odbywały się rodzinne koncerty. W centralnym punkcie pokoju oryginalny fortepian mistrza i rodzinny portret. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to niezwykla uroda Nannerl. Wolfgang przeciwnie, nie należał do urodziwych chłopców: mały, chudy, z wyłupiastymi oczami. Trzeba wierzyć opisom, bo żaden portrecista nie odważył się namalować całej prawdy. W końcu nie za prawdę im płacono. Klient miał być zadowolony i tyle 😉 

Nad rodziną czuwa matka, niestety już tylko z obrazu na ścianie. Wynika z tego, że obraz powstał po jej przedwczesnej śmierci. Zmarła w Paryżu na tyfus podczas tournée z synem. Mozart, mimo że na pozór bardziej związany z ojcem, mocno przeżył ponoć śmierć matki.


Po muzeum chodzimy tanecznym krokiem i to dosłownie, bo audioprzewodnik wypełniony jest muzyką mistrza. Do tego, jakby komuś było mało, jedną salę wyposażono w wygodne kanapy, gdzie spokojnie można posłuchać wybranych utworów. Miejsce tak przyjemne, że zasiedziałam się, przez co nie zdążyłam na zwiedzanie zamku 🙈. Błąd, za który niektórzy pewnie mnie zjedzą. Na swoją obronę powiem tylko, że sama byłam na siebie zła. Humor mogła mi poprawić tylko "Eine Kleine Nachtmusik" 😊.


Na koniec trochę matematyki, czyli Mozart w liczbach. Na ścianie w ostatnim pokoju dowiecie się na przykład iloma całusami obdarowywał artysta swoją żonę Konstancję, jak wcześnie rano wstawał, ile miał długów po śmierci…

Długi Mozarta obrosły już legendą, a ostatnia scena z filmu Miloša Formana "Amadeusz" tylko podkręciła temat. Nie jest jednak do końca prawdą, że umarł jako nędzarz. Fakt, długi miał spore, bo więcej wydawał niż zarabiał, ale żył dostatnio, brylował wśród wiedeńskiej society, był ulubieńcem cesarskiego dworu, a nawet członkiem loży masońskiej.

Można się zatem domyślać, że wyszukana klientela artysty sowicie wynagradzała jego talent. Cóż, kiedy pieniądze nie bardzo się Mozarta trzymały i gdyby nie renta od cesarza i machlojki z Requiem, Konstancja faktycznie nie miałaby z czego utrzymać dwójki dzieci po nagłej, i w sumie do dziś niewyjaśnionej, śmieci męża.


W pobliżu muzeum, zaglądam jeszcze do ogrodów pałacu Mirabell. To jedno z najpiękniejszych miejsc w Salzburgu. Najlepiej przyjść tutaj rano, kiedy słońce znajdujące się nad zamkiem tworzy jeden z najbardziej rozpoznawalnych widoków w mieście (u mnie na pierwszym zdjęciu).  

Już się wydało, że zamku nie odwiedziłam, ale za to udało mi się wejść do pałacu Mirabell w którym niegdyś koncertował młody Mozart z siostrą. W dawnej letniej rezydencji arcybiskupów Salzburga mieści się obecnie urząd miasta i w sobotni poranek odbywał się tu ślub cywilny, na który się wprosiłam 🙈. Mniej bezczelni niech po prostu kupią bilet na jeden z licznych koncertów, które są tu organizowane.



Sam spacer po ogrodach Mirabell jest ogromna przyjemnością. Przy dobrej pogodzie, nawet w styczniu, trawa jest tu zielona i kwitną dywany bratków. Z ogrodów wejść można na dziedziniec Mozarteum - wyższej szkoły muzyczno - aktorskiej. Warto tu podejść. Posłuchać muzyki dobiegającej z sal lekcyjnych i… zobaczyć ducha Mozarta. Takie przynajmniej miałam wrażenie, patrząc przez szybę na rozłożysty złoty płaszcz mistrza. Dzieło jednego ze studentów tutejszej uczelni.



A jeśli o duchach mowa, to przenieśmy się na maleńki cmentarz przy kościele św. Sebastiana. To wyjątkowo piękne i spokojne miejsce jest od XVI wieku miejscem pochówku ważnych osobistości miasta. Tu również znajduje nagrobek żony kompozytora - Konstancji. Pochowana została tu z mężem. Nie, nie z Mozartem. Wiemy przecież, że Mozart umarł i został pochowany w Wiedniu. To jej drugi mąż, duński dyplomata George Nicolaus Nissen. Połączyła ich miłość, ale przede wszystkim ta do Amadeusza. Konstancja do końca życia pielęgnowała pamięć o mężu (zapewne również z powodów merkantylnych), a Nissen zafascynowany artystą (i wciąż jeszcze młodą wdową po nim) jest autorem pierwszej biografii kompozytora.

W tym samym grobowcu leży również ojciec Mozarta - Leopold, z którym Konstancja musiała się pośmiertnie pogodzić, choć to właściwie teść głównie okazywał niechęć synowej. Do pełnego obrazka brakuje jeszcze grobu Nannerl. Siostra Mozarta została pochowana na cmentarzu przy opactwie św. Piotra. To również bardzo pięknie położony cmentarz z ciekawymi jaskiniami skalnymi. Bardzo żałuję, że tam nie dotarłam.



Na deptaku Linzer gasse warto zrobić sobie przerwę na małe co nieco. To bardzo klimatyczny zakątek miasta, pełen barów winnych i kawiarni. Tu ładuję akumulatory, bo za chwilę czeka mnie dość męczące podejście na wzgórze klasztoru Kapucynów. Trzeba trochę podrałować w górę, ale miasto odwdzięcza się takim widokiem, jak na zdjęciu poniżej. Myślę, że nikogo nie muszę więcej namawiać 😊.


Schodzę na uroczą starówkę. Tu można godzinami wałęsać się wąskimi uliczkami miasta i zaglądać w pasaże i bramy, które kryją w sobie różne niespodzianki: sklepy, galerie sztuki, podwórkowe jarmarki pełne parujących kiełbasek, precli i piwa.

Tak właśnie odkryłam ten cudny sklepik firmy "Fürst". To najsłynniejsza salzburga marka, która szczyci się tym, że wymyśliła recepturę na słynne Mozartkugel. Marcepanowe czekoladki w kształcie kulki z wizerunkiem kompozytora, znajdziecie w Salzburgu wszędzie, ale te oryginalne, tylko u Fürsta. Główna cukiernia znajduje się na Alter Markt, ale ta po prostu mnie urzekła. Sklepik jest tak maleńki, że zmieści się w niej na raz tylko jeden klient.


Zmierzam do Katedry św. Ruperta, w której Mozart został ochrzczony, a potem do 26 roku życia, w przerwach między podróżami, pracował jako organista. Jak można się domyślać, nie była to dla utalentowanego i ambitnego Mozarta robota marzeń i wreszcie pewnego dnia, po karczemnej awanturze z arcybiskupem Colloredo, na zawsze opuścił Salzburg.  

Barokowa katedra jest przepiękna i warto wejść do środka mimo, że bilet wstępu kosztuje obecnie 5 euro. Chrzcielnicę, w której zanurzono małego Wolfiego znajdziecie w bocznej nawie po lewej stronie. Polecam waszej uwadze również organy właśnie.



Obszar wokół katedry to najbardziej reprezentacyjna część Salzburga. Piękne kamienice, sklepy, kawiarnie, muzea, pomniki…  

Jest i pomnik Mozarta na placu nazwanym jego imieniem, ale to nie on zrobił na mnie największe wrażenie. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu człowiek na złotej kuli przypominającej zresztą mozartowski kugel. Ta współczesna instalacja to dzieło niemieckiego rzeźbiarza Stephana Balkenhola. Podobnych nowoczesnych instalacji ustawiono w 2007 roku kilka w ramach artystycznej akcji "Salzburg Art Project".

Jeśli jesteście miłośnikami sztuki, będziecie Salzburgiem oczarowani. Koniecznie zajrzyjcie do kompleksu DomQuartier. To cztery połączone ze sobą muzea zlokalizowane w budynkach przy Katedrze. Oprócz przekroju wszystkiego co najlepsze w 1300 letniej historii Salzburga, w cenie biletu macie jeszcze znakomite widoki na miasto.



Przechodząc pod łukiem pod DomQuartier dosłownie naprzeciwko Katedry trafiam na dzielnicę festiwalową. Max-Reinhardt-Platz to serce Festiwalu Mozartowskiego w Salzburgu. To tu znajdują się najpiękniejsze sale koncertowe z dawną, wykutą w skale ujeżdżalnią koni na czele. To tu od 1920 roku odbywa się jeden z najsłynniejszych festiwali muzyki poważnej na świecie rozsławiony przez jego wieloletniego mecenasa, słynnego Salzburczyka Herberta von Karajana. Co roku w okresie wakacyjnym niemal całe miasto zamienia się w jedną wielką scenę, na której króluje opera i teatr. Koncerty odbywają się w salach koncertowych, kościołach, na placach i ulicach. Wszyscy żyją słońcem i muzyką. Na samą myśl o tym, czuję, że rodzi się w moim sercu kolejne marzenie, by kiedyś doświadczyć tej atmosfery.

Tych, którzy w okolice wybierają się głównie na narty zainteresuje być może inne wydarzenie odbywające się właśnie zimą. Z okazji urodzin kompozytora, czyli pod koniec stycznia odbywa się tu co roku Tydzień Mozartowski. To taka zimowa mini wersja festiwalu. Jeśli zatem lubicie muzykę i narty, być może warto zaplanować urlop tak, by skorzystać z obu tych przyjemności.


Spacer po centrum Salzburga warto zakończyć w jednej z tutejszych kawiarni. Najstarsza z nich Cafe Tomaselli, była ponoć ulubioną kawiarnią Mozarta. Kawiarnia działająca nieprzerwanie od 1703 roku jest uważana również za najstarszą istniejącą do dziś kawiarnię w Zachodniej Europie. Jeśli będziecie tu latem, kawę zamówcie koniecznie na tarasie znajdującym się na piętrze, o ile oczywiście tłumy turystów Was nie zniechęcą.


Na dworzec wracam kładką im. Wolfganga Amadeusza Mozarta, a jakże. Metalowy most nie jest specjalnie ładny, ale mogę z niego popatrzeć ostatni raz na zamek i pomachać staremu miastu u jego stóp. Wracam spacerową ścieżką wzdłuż rzeki Salzach. Ludzie nawet zimą siedzą na brzegu i piją wino, zatopieni w rozmowie. Myślę sobie, że Salzburg to fajne miasto do życia, szczególnie dla kogoś, kto tak jak ja, kocha muzykę ponad wszystko…


Garść informacji praktycznych:

Gdzie spać?

Hotel Stein - gdybym kiedyś wróciła do Salzburga to najchętniej do tego pięknego hotelu dla dorosłych, z przepięknym widokiem na miasto.
Hotel Goldgasse - na drugim miejscu mojej listy butikowy hotel w samym sercu starego miasta. Kwintesencja "salzburgości".
Star Inn - sieć hoteli w średniej cenie. Ja wybrałabym ten przy ulicy Linzer gasse, bo ta część miasta bardzo mi się spodobała.
Motel One - kolejna, trochę bardziej designerska sieciówka. Najlepiej wybrać obiekt przy Mirabell.

Gdzie zjeść?

Wursta, precle i piwko dostaniecie tu niemal na każdym rogu. Jeśli jednak chcecie czegoś więcej, to poniżej moje rekomendacje:
St. Peter Stiftskulinarium - ponoć najstarsza restauracja Europy! Specjalność zakładu - kolacja z Mozartem, czyli jedzenie i muzyka w jednym. Turystycznie, ale z klasą.
Cafe Tomaselli - najstarsza działająca kawiarnia zachodniej Europy i ulubione miejsce spotkań Mozarta. Po tłumach wnioskuję, że nie tylko jego.
Konditorei Fürst - oryginalne Mozartkugel dostaniecie tylko tutaj. Koniecznie w niebieskim pozłotku.
Stadtalm - ciekawe miejsce z tradycyjną austriacką kuchnią na wzgórzu Mönchsberg z obłędnym widokiem na Salzburg. Można wyjechać kolejką albo wyjść pieszo. Dla zmęczonych istnieje możliwość noclegu w tutejszym pensjonacie.
Carpe Diem i Ikarus - dwie kulinarne miejscówki dla foodiesów w Red Bull hangar 7 przy lotnisku. Pierwsza na hipsterskie śniadanie, druga na ekskluzywną kolację.

Co jeszcze zobaczyć?

Twierdza Hohensalzburg - górująca nad miastem, średniowieczna siedziba księcia arcybiskupa. Główna atrakcja miasta, na którą niestety nie wystarczyło mi czasu. Dostaniecie się do niej kolejką. Na zwiedzanie wnętrz, muzeum marionetek, zbrojowni i innych atrakcji należy zarezerwować sobie minimum trzy godziny. Warto wyjechać na górę choćby tylko po to, żeby zobaczyć imponującą panoramę miasta.

Pałac i ogrody wodnych uciech Hellbrunn - najlepiej wybrać się tam statkiem. Pałac i manierystyczne ogrody pełne oczek wodnych, fontann, grot i gejzerów, będą świetnym pomysłem na ciepły, letni dzień. Pamiętajcie jednak, że ta wizyta nie ujdzie Wam na sucho. Rodziny z dzieciakami mogą również wybrać się do Hellbruńskiego zoo.

Paracelsus Bad & Kurhaus - kolejna wodna propozycja tym razem w samym centrum miasta, tuż przy ogrodach Mirabell. Baseny, spa i zewnętrzne jacuzzi z cudnym widokiem na miasto to powód, dla którego do Salzburga warto wziąć strój kąpielowy.

Red Bull Hangar-7 - coś dla facetów malych i dużych. Muzeum lotnictwa firmowane przez właścicieli Red Bulla znajdujące się przy lotnisku im. W. A. Mozarta oczywiście. Zobaczyć tu można helikoptery, samoloty, bolidy formuły 1, a także kapsułę i kombinezon, w którym w 2012 roku Filip Baumagartner (salzburczyk) dokonał skydivingowego skoku z kosmosu z wysokości 39 km!

Dźwięki muzyki - to, oprócz Mozarta, kolejne muzyczne skojarzenie z Salzburgiem. Słynny amerykański musical z 1965 roku rozsławił Salzburg na całym świecie. Wycieczka śladami filmu, może być kolejnym pomysłem na fantastyczny spacer po tym pięknym mieście.


Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!