ZAMEK KORZKIEW - Wróżka miała rację


No i stało się, wróżka miała rację. A śmiałam się z niedowierzaniem, kiedy dziwaczna starsza pani w kolorowej tunice i nastroszonymi włosami przepowiadała mi, parę lat temu, luksusowe życie zapisane w tarocich kartach. A teraz co? Łyso, bo właśnie, dla kaprysu, wynajęłam zamek. No bo kto bogatemu zabroni 😉.

Kochani to nie jest bujda na resorach. Ja naprawdę wynajęłam zamek. A okazało się to zaskakująco proste i jeszcze bardziej zaskakująco tanie (ale o tym później) Nie wahałam się ani chwili, bo właśnie szukałam czegoś na urodzinową imprezę dla 10 osób w pobliżu Krakowa i jak się okazało nie mogłam trafić lepiej.

Zamek w Korzkwi, bo on nim mowa, znam od lat. Za młodych, harcerskich czasów często eksplorowaliśmy ruiny zamku, bo to tu właśnie odbywały się najbardziej klimatyczne nocne zwiady i przyrzeczenia. Tuż pod zamkiem z sentymentem zaglądam do Ośrodka Chorągwi Krakowskiej. Ileż wspomnień wiąże się z tym miejscem. Aż łezka w oku się kręci 😊.  


Nigdy nie zapomniałam o Korzkwi. Mieszkając, swego czasu, zaledwie 15 minut samochodem od zamku, często tu właśnie organizowaliśmy rodzinne pikniki, a olbrzymia polana pod zamkiem była idealnym miejscem do puszczania latawców dla dzieciaków.



Wszyscy miłośnicy Jury Krakowsko-Częstochowskiej dobrze znają to miejsce. Korzkiew to pierwszy, po Wawelu, zamek na Szlaku Orlich Gniazd i świetny punkt wypadowy do wędrówek po Ojcowskim Parku Narodowym i nie tylko. Do Ojcowa jest stąd niecałe 9 kilometrów, do zamku w Pieskowej Skale 15 km, na kąpielisko w Kryspinowie 20 km, a na krakowski Rynek dokładnie 13 km!
Żyć nie umierać 😊.


Miejsce samo w sobie jest zacne. Historia zamku sięga bowiem roku 1352 r., kiedy to pierwszy właściciel, Jan z Syrokomli, zakupił wzgórze Korzkiew. Budowę zamku rozpoczął od prostokątnej, kamiennej i podpiwniczonej wieży, pełniącej funkcję obronną i mieszkalną. To w tej wieży właśnie znajdują się obecnie apartamenty.
Kolejni potomkowie próbowali rozbudować gotycki zamek, nadając mu z czasem bardziej renesansowy charakter, ale żaden ród nie zagrzał tu miejsca na dłużej. Zamek przez wieki przechodził właściwie z rąk do rąk. Jasnym punktem w jego historii jest jedynie rok 1750, kiedy do posiadłości pod Krakowem zawitał Król August III wraz ze swą liczną świtą i bawił tu przez kilka dni. Właścicielem Korzkwi był wtedy Michał Jordan z rodu Wojnickich i jak na łowczego koronnego przystało, organizował dla swego monarchy i jego dworu polowania, huczne uczty i zabawy godne Króla Sasa.
Dalej losy zamku toczyły się po staremu, aż budynek z czasem popadł w ruinę. Dopiero w 1997 roku znalazł się prywatny inwestor, dzięki któremu zamek odzyskał dawny blask. Jerzy Donimirski, architekt z zawodu, właściciel między innymi Pałacu Pugetów w Krakowie, poświęcił wiele czasu i pieniędzy, aby podźwignąć budynek z ruiny. Podobno przez parę lat mieszkał na miejscu razem z całą swoją rodziną, by osobiscie dopilnować budowy. Przedsięwzięcie godne podziwu bo mimo, że sale zamkowe i hotel w wieży zostały oddane do użytku w 2004 roku, to rozbudowa i prace konserwatorskie trwają tu właściwie do dziś.
  




Otwarcie hotelu w korzkiewskim zamku wydawało mi się od początku strzałem w dziesiątkę i nawet do głowy mi nie przyszło, że kiedyś będzie mi dane sprzędzić tu noc. Miejsce idealne na ślub lub inną rodzinną czy firmową imprezę uznałam z góry za niedostępną dla zwykłego śmiertelnika. Zupełnym przypadkiem i pewnie trochę dzięki pandemii zadziały się rzeczy, o których nawet nie śmiałam marzyć.
Ku mojemu zaskoczeniu sprawy potoczyły się w sposób banalny. Rezerwacji dokonałam przez portal www.booking.com za sumę 1199 zł za całą wieżę zamkową na wyłączność, w której komfortowo spać może 10 osób!!!

Do dyspozycji gości są cztery "komnaty", wspólny salonik na piętrze, a na parterze jadalnia i kompleksowo wyposażona kuchnia. Wszystkie pokoje urządzone są stylowo jak na zamkowe komnaty przystało. Drewniane meble, kominki, obrazy - wszystko to sprawia, że czujemy się jakby czas cofnął się o kilka wieków. Najbardziej reprezentacyjny jest dwupoziomowy apartament na samej górze. Idealny dla czteroosobowej rodziny, najlepiej królewskiej, jak u nas na zdjęciu 😉.



Pozostałe trzy dwuosobowe pokoje są nieco skromniejsze i mniejsze, ale równie pięknie urządzone, pod warunkiem oczywiście, że lubicie taki styl. Ja jednak nie wyobrażam sobie, że mogłoby tu być inaczej.


Najsłabszym elementem wystroju są dla mnie łazienki. Zabrakło nieco stylowej konsekwencji. Widać, że postawiono tu raczej na funkcjonalność i wygodę. Armatura swoje czasy świetności ma już też niestety za sobą i nie są to odległe wieki, a co najwyżej poprzednie dziesięciolecie.


Za to miejsca do spędzania wspólnego czasu są super. Jadalnia na parterze z widokiem na dziedziniec zamku jest po prostu obłędna. Idealne miejsce do biesiadowania przy ogromnym stole. Jedzenie można tu zamówić, ustalając menu wcześniej z obsługą, ale my zdecydowanie wolimy ogarniać takie rzeczy we własnym zakresie. Tym bardziej, że na miejscu jest naprawdę świetnie wyposażona kuchnia, w której znajdziecie wszystko: od talerzy, po kieliszki do wina.




Przytulny salonik na piętrze to idealne miejsce na wieczorne posiadówy. Można tu wspólnie obejrzeć film, albo po prostu posiedzieć w miłym towarzystwie, tocząc długie Polaków rozmowy 😉.



Zamkowa wieża stanowi odrębną, integralną i naprawdę samowystarczalną przestrzeń do spędzania wolnego czasu oraz organizacji kameralnej imprezy. Jeśli jednak macie ochotę na coś więcej, pięknie odrestaurowane sale zamkowe stoją przed Wami otworem. Za dodatkową opłatą macie do wyboru cztery różnej wielkości sale. Można w nich zorganizować dosłownie wszystko: imprezę prywatną, firmową, koncert i oczywiście weselisko. Ceny najlepiej uzgodnić z przemiłą i bardzo pomocną obsługą. My za dodatkową salę dla 10 osób z własnym jedzonkiem zapłaciliśmy 300 zł, ale wrażenie jakie zrobiliśmy na jubilacie - bezcenne 😊.



"Jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanka, swawola!" tak, można w skrócie opisać naszą urodzinową zabawę na zamku w Korzkwi. Klimat tego miejsca zainspirował nas nawet do tego, aby przebrać się w stroje z dawnych czasów. Do zamku zjechały więc księżniczki i hrabiny, renesansowi dżentelmeni, oraz król we własnej osobie. Z obrazu niderlandzkiego mistrza zeszła do nas nawet Dziewczyna z perłą 😉.


Wyjątkowo, prawdopodobnie za sprawą szumiącego w głowie wina, nie doszukałam się w tym miejscu żadnych negatywów. No może, oprócz wspomnianych już łazienek, tylko kręte schody prowadzące do komnat mogą stanowić pewne wyzwanie, choć z drugiej strony mają zbawienny wpływ na nasze pośladki. Wielmożne Panie - nie ma więc co marudzić - niechaj zabawa trwa do rana, a wspomnienia miłych chwil  zostaną w sercu na długo 😊.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.


Komentarze

Obserwuj Instagram!