BROWAR MAISEL'S - Piwko proszę

Widok browaru i restauracji Maisel's w Bayreuth, Niemcy

Bawaria piwem stoi. Nikogo nie powinno więc dziwić, że w Górnej Frankonii, która stanowi północną jego część, to płynne złoto też leje się strumieniami. Jeśli wierzyć internetom, w okolicach Bayreuth, stolicy okręgu, można naliczyć 200 browarów, a smakosze skosztować mogą ponad 1000 odmian piwa! Prawdziwą piwną perełkę, która znalazła się nawet w Księdze rekordów Guinnessa, odkrywamy kilka przecznic od centrum miasta. 

Bayreuth, miasto muzyki, na naszej podróżniczej liście nie znalazło się przypadkiem. Od dawna mieliśmy bowiem w planach tutejszy, słynny na cały świat, festiwal operowy. Okazało się, że opery są tu dwie, a do tego przepiękne zabytki, które sprawiły, że zauroczyliśmy się Bayreuth totalnie. O tym co warto zobaczyć w tym wciąż nieodkrytym dla wielu miasteczku, przeczytać możecie 🔍 tutaj 😊.


Jedyna rzecz, która zupełnie nie przypadła mi do gustu podczas pobytu w Bayreuth to hotel. Oprócz lokalizacji nie zgadzało się nic. Zdezelowane meble, zepsuty prysznic, wiatrak zamiast klimatyzacji… Nie lubię narzekać i w różnych miejscach w życiu spałam, ale z tego miejsca po prostu uciekliśmy. Tym bardziej, że znalazłam rewelacyjną miejscówkę i w dodatku przy rezerwacji z dnia na dzień nawet cena była atrakcyjna.

Okazało się, że nocleg, który wybrałam znajduje się na terenie słynnego w całym regionie kompleksu browarniczego rodziny Maisel's. Zostawiliśmy więc rzeczy w pokoju i zaczęliśmy od zwiedzania browarniczych włości. Do wyboru macie dwie trasy turystyczne: browar i katakumby. Ze względu na ograniczony czas wybraliśmy tylko tę pierwszą opcję, a i tak przejście całej trasy zajęło nam prawie trzy godziny. Jednak zupełnie nie ma się czemu dziwić. W 1988 roku tutejsze muzeum zostało wpisane na listę rekordów Guinnessa jako „najbardziej rozbudowane muzeum piwa na świecie”.


Wielkość muzeum czuliśmy w nogach. Ekspozycja znajduje się na kilku kondygnacjach dawnego zakładu produkcyjnego. Zbudowany w 1887 browar skupiał się na funkcjonowaniu procesu, a nie na wygodzie pracowników. Spora ilość schodów, wąskie przejścia to tutaj norma. Aby cieszyć się ekspozycją, warto pamiętać przynajmniej o wygodnych butach.


Muzeum zwiedzamy indywidualnie z użyciem pobranej przy wejściu aplikacji, która prowadzi nas przez poszczególne etapy produkcji piwa. Dział Techniczny zachwycił się oryginalnymi, przedwojennymi silnikami parowymi, mnie bardziej spodobały się lśniące miedziane kotły w pomieszczeniu warzelni.

Oprócz tego zobaczyliśmy po kolei magazyny chmielu, część poświęconą bednarstwu, czyli produkcji beczek, do których rozlewano piwo, a na końcu proces butelkowania.,


Na wszystkich zwiedzających największe wrażenie robi jednak kolekcja emblematów niemieckich marek piwa. Jest ich tu około 400, a to przecież tylko część piwnej kultury tego kraju.

Nie mniej imponująca jest kolekcja kufli i szklanek. Zgromadzono tu ponad 5500 eksponatów! Jak się na to patrzy, zupełnie nie dziwi tytuł przyznany przez Księgę rekordów Guinnessa.


Na końcu ekspozycji znajdują się nowoczesne instalacje do warzenia piwa i wszelakich eksperymentów w tej dziedzinie. Część instalacji możecie oglądać również, popijając piwko w należącej do kompleksu Maisel's and Friends restauracji Liebesbier.


Lokal oferuje doskonałą kuchnię europejską opartą na lokalnych składnikach. Nie znajdziecie tu jednak typowych niemieckich specjałów. Może trochę szkoda, bo jedno takie danie mogłoby być dodatkowym atutem. Jednak wybrane przez nas żeberka z frankońskiej wieprzowiny były tak pyszne, że szybko zapomnieliśmy o naszych zastrzeżeniach do tutejszego menu.


Zresztą na stołach w Lebiesbier królem jest przede wszystkim piwo. Ponad 100 gatunków złotego trunku z kultowym pszenicznym Maisel's Weisse Original na czele. Od jasnych po ciemne, a dla niezdecydowanych możliwość połączenia obu w jednej szklance. Piwo nazywa się "Half & half" - pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego! Aby spróbować różnych piw, wybraliśmy zestaw degustacyjny, ale jak można się domyślać, ciężko nam było na nim poprzestać 😜.



Na szczęście mogliśmy spokojnie poszaleć, bo do łóżek mieliśmy dosłownie kilka kroków. Łóżko to zresztą mało powiedziane, bo Urban Art Hotel to prawdziwa perełka. Ja wiem, że często używa się tego określenia trochę na wyrost, ale nie w tym przypadku. Przyznam, że takiego konceptu, którego nie powstydziłaby się żadna europejska stolica, w niewielkim Bayreuth zupełnie się nie spodziewałam. Ten hotel jest kwintesencją miejskiego designu i street artową galerią jednocześnie. Ciemne, surowe wnętrza ozdobiono rysunkami 50 różnych artystów, a każde "dzieło" nawiązuje do tematyki piwnej i tutejszego browaru lub ważnej kwestii społecznej..


Hotel jest bardzo nowoczesny i samoobsługowy. Nie ma recepcji, a wszystko ogarnia aplikacja w telefonie. Do dyspozycji gości jest sauna i siłownia. Mimo minimalistycznej formy jest tu bardzo przytulnie, a ulubione miejsce wszystkich gości to pokój kominkowy, gdzie można napić się kawy i poczytać. To miejsce, z którego po prostu nie chce się wychodzić.


Jeśli kiedykolwiek będziecie w okolicy, koniecznie zafundujcie sobie przyjemność nocowania w tym hotelu. To chyba najbardziej hipsterskie miejsce, w jakim do tej pory spałam. Hipsterskie w dobrym tego słowa znaczeniu z naciskiem na nowoczesne i wysmakowane. Zaprojektowane z niezwykłą dbałością o każdy detal. Nic nie jest tu przypadkowe, a wszystko idealnie współgra z całym browarniczym kompleksem i jest dopełnieniem naszej piwnej przygody w Bayreuth.



Rano z ciężkim sercem opuszczamy to niezwykłe miejsce. Na pocieszenie pijemy pyszną kawę w znajdującej się na terenie browaru maleńkiej kawiarence i palarni kawy Crazy Sheep. To trochę poprawia nam humor i pozwala ruszyć w dalszą podróż po Frankonii.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!