SZKOCJA - TOP 10 wyjątkowych miejsc w krainie jednorożca

Wrak kutra w Fort William, Szkocja

Tym razem planowaliśmy wakacje we Włoszech, ale ceny, upał i tłumy skutecznie mnie do tego zniechęciły. Oczywiście Italia jest cudowna, ale dla mnie raczej po sezonie niż w letnim skwarze. Dlatego alternatywny pomysł na sierpniowy urlop w Szkocji rozbudził moją wyobraźnię. Z radością, pełna zapału, zabrałam się więc za planowanie naszej wyprawy do kraju jednorożca. Oto najpiękniejsze miejsca jakie odwiedziliśmy, które według nas warto zobaczyć w Szkocji. 

10. Balmoral i inne zamki

Naoglądałam się the Crown i dlatego zamek Balmoral musiał znaleźć się na naszej must-see liście. Jak magnes przyciągała mnie w to miejsce wyjątkowo dobrze przedstawiona historia z serialu jak i samo życie. A raczej śmierć, bo kto śledzi losy monarchii brytyjskiej ten zapewne pamięta, że to właśnie tutaj dokonała żywota ostatnia z wielkich brytyjskich monarchiń królowa Elżbieta lI. Szkocka rezydencja była jej ulubionym miejscem na letni wypoczynek. Nie ma się co dziwić. Posiadłość otoczona ogromnym parkiem, ukryta przed oczami ciekawskich na pewno była idealnym miejscem na wypoczynek.

Balmoral nie jest jednak twierdzą nie do zdobycia. W wybranych miesiącach (zwykle od kwietnia do lipca, a ostatnio nawet do połowy sierpnia) zwiedzający mogą wejść na teren parku i do kilku oficjalnych pomieszczeń. W środku nie wolno robić zdjęć, za to ogromna polana przed zamkiem jest idealnym kadrem na sesję w królewskim stylu 😜.

Szkocja słynie z pięknych zamków i, jak mam być szczera, wiele z nich jest dużo bardziej imponujących niż królewska rezydencja. Gdybym to ja była królową, wybrałabym na przykład monumentalny zamek Stirling lub pięknie położony nad brzegiem jeziora Eilan Donan Castle.  

Angielska monarchini mogłaby czuć się w nich jednak nieco nieswojo. Nad Stirling wciąż unosi się, w przenośni i dosłownie w postaci Wallace Monument, duch Williama Wallace'a narodowego bohatera Szkotów (uwiecznionego chociażby w filmie "Braveheart"), przypominając o historycznym zwycięstwie nad Anglikami z roku 1297.

W Eilean Donan Castle, u wybrzeży wyspy Skye, Elżbieta co rusz musiałaby się chować przed kamerami filmowców i aparatami natrętnych turystów jako, że jest to najchętniej fotografowany zamek w całej Szkocji. Kto wie jednak czy w zamian za to bohater "Highlander'a" Connor MacLeod nie podzieliłby się z nią darem nieśmiertelności…




9. Wrzosowiska

Wystarczy jednak wyjechać kilkanaście kilometrów na północ od Balmoral, by zrozumieć dlaczego to właśnie w tej okolicy brytyjska rodzina królewska i cała arystokratyczna śmietanka towarzyska czuje się latem jak w raju.

Dotykam ręką miękkiego dywanu z kwiatów, a wzrok mój sięga po mieniący się różnymi odcieniami fioletu horyzont. W życiu nie widziałam tak olbrzymiego, gęstego i tak intensywnie pachnącego wilgotną ziemią wrzosowiska.

Wrzosy, narodowe dobro Szkocji i jeden z pierwszych obrazów pojawiających się przed oczami, kiedy myślimy o wyspach. Skojarzenie absolutnie słuszne, bo to w Wielkiej Brytani rośnie 75 procent wszystkich wrzosowisk świata, a większość z nich właśnie w Szkocji.

Jak się okazuje, nie jest to jednak zjawisko naturalne. Wrzosowiska zastąpiły pierwotne tereny leśne wycinane w celu pozyskania drewna i ułatwienia polowań na zwierzęta. To dlatego cyklicznie dokonuje się wypalania ziemi, na której rosną, aby uniknąć odrodzenia się lasów.

Dziwny zwyczaj w kraju, który zawsze kojarzył mi się z umiłowaniem natury i ogromny problem ekologiczny, a także społeczny. Właścicielami większości ziem w Szkocji jest nieliczna grupa uprzywilejowanych bogaczy, którzy traktują swoje tereny jak inkubator do rozmnażania ogromnej ilości pardwy szkockiej i wykorzystują wrzosowiska do ekskluzywnych polowań na ten konkretny gatunek ptactwa.

Szkoccy ekolodzy i aktywiści próbują walczyć zarówno o odbudowę lasów jak i zniesienie wielowiekowych nierówności społecznych, opodatkowanie wrzosowisk i łatwiejszy dostęp do nabywania ziemi przez zwykłych obywateli.

Proces to trudny, długotrwały, a rewolucyjnych zmian w najbliższej przyszłości raczej nie ma się co spodziewać. Jedyne zatem co można zrobić to skupić się na pozytywach. Oprócz niewątpliwych walorów estetycznych wrzosy są również bardzo pożyteczne. Kiedyś wykorzystywane były jako opał i budulec. Wiele szkockich domostw miało fioletowe strzechy, a gospodynie zamiatały podłogę miotlą z kwiatów wrzosu.

Do dziś wykorzystywane są w kosmetyce i medycynie. Mają działanie antyoksydacyjne i antybakteryjne, łagodzą problemy żołądkowe i infekcje dróg moczowych. Ponoć pomagają w leczeniu depresji. Warto zatem w lokalnym sklepiku zaopatrzyć się w miody, napary czy olejki z wrzosu. Może to być również fajny pomysł na prezent z naszej szkockiej wyprawy. A pardwa niech zdobi butelki słynnej whisky Famous Grose 😜.



8. Loch Ness

Uparłam się na to Loch Ness i już. A jak ja się na coś uprę, to Dział Techniczny nawet nie traci czasu na szukanie racjonalnych argumentów. Kobitki, znacie ten stan? 😄 No więc drzemy autkiem na północ aż do Inverness, żeby zobaczyć to szkockie cudo.

Słynne jezioro Loch Ness nie zrobiło na mnie jednak wielkiego wrażenia. Może to wina złej pogody i niezbyt dobrej widoczności tego dnia, ale z drugiej strony wiem, że mgły idealnie współgrają ze szkockimi krajobrazami. Niestety nie tutaj. Kolejne dni podróży udowodnią, że wyspa ma mnóstwo piękniejszych jezior z Loch Lomond czy Loch Etive na czele. O tym ostatnim jeszcze Wam opowiem.

Pobyt nad jeziorem nie musi być jednak czasem straconym. Jeśli jesteście z dzieciakami, warto zatrzymać się w okolicy miasteczka Drumnadrochit i odwiedzić Muzeum Nessie. Przyjechaliśmy za późno i nie zdążyliśmy "zanurzyć się " w głębiny największego jeziora Wielkiej Brytanii i nie było nam dane odkryć na miejscu jego historii i legend, którymi obrosło.

O potworze widzianym w toni jeziora wspominają już wczesnośredniowieczne podania. Niejaki św. Kolumba (nie mylić z Krzysztofem Kolumbem 🤣) miał nawet uratować życie szkockiego wieśniaka, dzielnie przeganiając potwora modlitwą. Zwierzak jest chyba zresztą strasznie płochliwy, bo potem co kilkadziesiąt lat ktoś go tam widywał, tyle że krótko i niewyraźnie. Wygląda też na to, że raczej weganin, bo dowodów na to, żeby się na mięsko, szczególnie ludzkie, połasił, w całej historii brak.

Na jego istnienie zresztą też, mimo że od 1933 co piętnaście minut ktoś go widział, robił zdjęcia i filmował, dzięki czemu wieść o potworze z Loch Ness rozniosła się na cały świat. Rozpoczęły się poszukiwania. Do jeziora wpuszczano płetwonurków, kamery i specjalistyczne sondy. Zbadano dno jeziora i odkryto wiele nowych gatunków wodnych, w tym półcentymetrowe nicienie, a kilkunastometrowy Nessi do dziś bawi się z nami w chowanego. Nie traćcie jednak nadziei. Może akurat wystawi do Was swoją głowę na długiej szyi i pomacha ogonem. Wypatrujcie go szczególnie w okolicach zamku Urquhart.

Jeśli o mnie chodzi nie miałam szczęścia. Jedyny potwór jakiego widziałam, siedział obok mnie w samochodzie i uśmiechał się radośnie 😊.


7. The Kelpies i Edynburg

Dużo ciekawsza od potwora z Loch Ness wydaje mi się legenda związana z Kelpies. Te wodne duchy zamieszkujące rzeki i jeziora straszą Szkotów od tysięcy lat. Wychodząc z wody, przybierają najczęściej postać srebrzysto błękitnego konia. Ktokolwiek, zauroczony, dosiądzie takiego rumaka, ginie w odmętach wody. Kelpies, w przeciwieństwie do sympatycznego Nessie, zawsze budziły strach pomieszany z ekscytacją. To one odpowiedzialne były za sztormy na morzu, porwania wędrowców. Najczęściej jednak straszono nimi dzieci, skutecznie zniechęcając je do samotnych zabaw w pobliżu wody.

"The Kelpies" z Falkirk nie wyglądają może tak groźnie, ale jednak budzą respekt. Dwie potężne, trzydziestometrowe końskie głowy to jedna z największych rzeźb tego zwierzęcia na świecie. Park, w którym możemy je podziwiać, nie jest miejscem przypadkowym. Tędy przebiegał główny trakt transportowy z Edynburga do Glasgow. Od XVII wieku konie ciężko tu pracowały, ciągnąc barki z towarami wzdłuż kanału Forth and Clyde. Tak więc rzeźby w parku The Helix to nie tylko nawiązanie do celtyckiej legendy, ale także hołd oddany zwierzętom.

Dodatkową ciekawostką jest fakt, że projektant rzeźb Andy Scott przy tworzeniu swego dzieła inspirował się końmi szkockiej rasy Clydesdale, a figury otrzymały imiona po swoich "modelach". Ten z opuszczoną głową to Duke, a ten patrzący w niebo to Baron.

Na stronie internetowej podano, że park otwarty jest do 17.00, a wejście możliwe jest jedynie z przewodnikiem. Na miejscu okazało się, że to nieprawda. Park można zwiedzać za darmo do 22.00. Obowiązuje jedynie opłata parkingowa 2 EUR, jeśli jesteście samochodem.

Atrakcja znajduje się dokładnie pośrodku drogi między Glasgow, a Edynburgiem. Warto więc wybrać się tam, planując pobyt w jednym z tych miast. Gdybyście przypadkiem wahali się, które miasto wybrać, zdecydowanie polecam odwiedzić klimatyczny Edynburg, szczególnie w sierpniu kiedy miasto staje się światową stolicą kilkunastu festiwali od teatru po orkiestry dęte. Nasze wrażenia juz niedlugo opiszemy na blogu.



6. North Coast 500

Jeśli miałabym jeszcze raz planować wyjazd do Szkocji, na pewno wybrałabym trasę NC500. Wytyczona w 2015 roku nazywana jest szkocką route 66 i jedną z najpiękniejszych tras panoramicznych na świecie. Byliśmy blisko, bo trasa zaczyna się w Inverness miasteczku leżącym na północnym brzegu Loch Ness. Niestety skusiła mnie legenda potwora Nessie i ta atrakcja musi poczekać na kolejny raz.

Trasa liczy nieco ponad 500 mi (830 km) i na upartego można przejechać ja w 2-3 dni, ale u nas na pewno byłoby to dwa razy dłużej, więc musielibyśmy wyczarować jeszcze jeden tydzień urlopu.

Jeśli chcecie znać więcej szczegółów na temat tej malowniczej drogi, zajrzyjcie 🔍 tutaj, a ja na pocieszenie wrzucam inne piękne widoczki ze szkockich dróg, które przemierzyliśmy.


5. Ben Nevis

Najwyższa góra Szkocji jest jednocześnie najwyższym szczytem Wielkiej Brytanii. I choć w liczbach bezwzględnych "Benek" jest niższy o metr od naszej bieszczadzkiej Tarnicy, to wyniesienie jest niemal równe jego wysokości, a kapryśność pogody czyni go mistrzem świata w kategorii "f*cking weather".  

Jednym słowem trud wędrówki niekoniecznie zostanie nam wynagrodzony pięknymi widokami z góry. Mimo to, co roku na szlak wyrusza ponad 100 tysięcy turystów.  

My też zaplanowaliśmy zdobycie szczytu i nawet rozpoczęliśmy wędrówkę, ale niestety stopy Działu Technicznego jakby przeczuwały, że to daremny trud i lepiej pozostać w knajpce pod szczytem, popijając piwko i zajadając cudownie przyrządzony haggis. Na pocieszenie zostało mi kilka przemiłych górskich widoków i najfajniejsze według mnie zdjęcie z wyprawy zrobione przy opuszczonym wraku w Fort William, który tak samo jak ja smutno spogląda na szczyt z dołu.

Mimo, że pod Ben Nevis musiałam obejść się smakiem, mam dla Was kilka ważnych rad. Po pierwsze na towarzysza podróży wybierzcie osobnika ze zdrowymi stopami (potwierdzenie lekarza pierwszego kontaktu wskazane), po drugie załatwcie wszystkie podstawowe życiowe potrzeby przed wędrówką, bo potem już tylko krzaczki, po trzecie weźcie porządną wałówkę, picie i ciepłe, przeciwdeszczowe ciuchy, bo z tą zmienną aurą naprawdę się tutaj nie żartuje. To tyle, poza tym bawcie się dobrze. Po wszystkim koniecznie zajrzyjcie do wspomnianego hoteliku z bardzo fajną restauracją. W Ben Nevis Inn przy długich, drewnianych stołach czeka na Was pyszne jedzonko. Uważam, że to również super miejsce na nocleg, jeśli myślicie o górskich wędrówkach w okolicy.

Ach, byłabym zapomniała o jednym małym, ale bardzo wrednym szczególe, czyli midges. To taki rodzaj agresywnych muszek, które potrafią uprzykrzyć najpiękniejsze chwile na łonie natury. Latem w północnej Szkocji, szczególnie wczesnym rankiem i wieczorami to prawdziwa plaga, która potrafi przynieść ogromne straty tutejszej turystyce. Jak się bronić przed midges? Długie rękawy i nogawki, moskitiery na twarz, kremy i spraye. Warto również sprawdzać "muszkową prognozę pogody", którą znajdziecie 🔍 tutaj. To ważne, szczególnie jeśli planujecie nocleg pod namiotem. Niby na dziko za darmo, ale muszkowe frycowe zapłacić trzeba.



4. Glenfinnan viaduct

Nawet jeśli nie wybierzecie się na Ben Nevis, w okolicach Fort William znajdziecie mnóstwo atrakcji. My postanowiliśmy zobaczyć słynny Glenfinnan viaduct. Fani Harrego Pottera na pewno będą kojarzyć to miejsce z trzech części serii: Komnata Tajemnic, Więzień Azkabanu i Czara Ognia. W okolicach Glenfinnan nakręcono także ujęcia do takich filmów jak wspomniany już wcześniej Highlander, Charlotte Gray czy Kamień przeznaczenia.

Nikogo nie dziwi popularność wiaduktu. Gigantyczna, wznosząca się na wysokość 30 metrów betonowa konstrukcja była w 1901 roku arcydziełem sztuki inżynierskiej, a do dziś jest dumą Szkotów. Obecna nazwa Jacobite Express nawiązująca do narodowego ruchu Jakobitów i powstania przeciwko Anglii w 1745 roku jest tego najlepszym dowodem.

Jeśli chcecie zobaczyć przejeżdżający pociąg, musicie zostawić samochód na parkingu i wspiąć się jak najwyżej na otaczające wzgórza. Pociąg przejeżdża przez wiadukt cztery razy dziennie. Godziny wyjazdów ze stacji Glenfinnan lub Mallaig możecie sprawdzić 🔍 tutaj. Możecie również odpowiednio wcześniej zaplanować podróż kolejką.

Oprócz samego wiaduktu warto również udać się na stację słynnego pociągu. Znajdziecie tu maleńkie muzeum opowiadającą historię budowy i pokoik dyżurnego ruchu.

Koszt zwiedzania to jedyne dwa funty, ale pijąc kawę w znajdującym się obok stylowym wagonie restauracyjnym, wejście do muzeum jest bezpłatne. Kolejowi zapaleńcy mogą nawet wykupić nocleg w wagonie sypialnym i spędzić całą noc na stacji. Wszystkie i formacje na ten temat znajdziecie 🔍 tutaj.




3. Dolina Glencoe

Z Fort William udajemy się do Glencoe. To bardzo niebezpieczna trasa, bo kierowcy zamiast skupić się na prowadzeniu auta, cały czas rozglądają się na boki. Nie ma się co dziwić, cudne widoki na trasie są w stanie rozproszyć każdego. Wielu uważa, że to właśnie dolinie Glencoe należy się tytuł Miss Scotland. Nie bez powodu tutejsze krajobrazy także stały się tłem dla wielu scen filmowych.

To niezwykłe miejsce naznaczone jest jednak również pewną tragiczną historią sprzed lat. 13 lutego 1692 roku po dwóch tygodniach spędzonych w gościnie pod dachem rodziny Macdonaldów, żołnierze, na rozkaz angielskiego króla zabili wszystkich członków rodziny naczelnika klanu Alastaira McIana. Mordercami byli nie tylko Anglicy, ale także Szkoci z opozycyjnego klanu Campbellów, którzy od lat toczyli lokalną wojnę z Macdonaldami.

Przypadek czy uknuty przez Campbellów spisek sprawił, że do króla nie dotarła spóźniona przysięga wierności Alastaira McIana, zdania historyków są podzielone. Faktem jednak jest, że w jednym dniu wybito czterdziestu członków klanu Macdonald, a kto zdołał uciec ten zginął z zimna i głodu, za świadka swej niedoli mając jedynie piękne wzgórza Glencoe.

Czemu Szkoci tak przywiązani są do tej historii, mimo że na przestrzeni lat ponosili dużo większe straty? To, co może bulwersować, to na pewno złamanie świętej zasady gościnności szczególnie cenionej przez ludzi z Highlands i fakt, że pierwszy raz w historii Szkot podniósł rękę na Szkota, przynajmniej na taką skalę. Szczegóły masakry w Glencoe znajdziecie 🔍 tutaj.

Wjeżdżamy do wioski, gdzie wydarzyła się masakra i z trudem odnajdujemy krzyż upamiętniający te wydarzenia. Kierujcie się na Glencoe War Memorial i w wąskiej uliczce po prawej stronie ujrzycie niewielki kopiec z krzyżem i pamiątkową tablicą.

Jadąc dalej wąską drogą w dolinie, dotrzecie do gospody Clachaig Inn. Tu można odpocząć, zjeść i spokojnie napawać się widokami. To również super miejsce na nocleg, jeśli odpowiednio wcześniej zarezerwujecie swój pobyt.



2. Glen Etive

Kilka kilometrów za punktem widokowym na Trzy Siostry skręcamy w prawo w poszukiwaniu kultowego miejsca ze Skyfall w dolinie (Glen) Etiv. To, w którym agent 007 i M stoją przy drodze wpatrzeni a dal a za nimi ikoniczny Aston Martin DB5. GPS pokazywał kilka minut do celu, a przed nami ukazały się nieziemsko piękne krajobrazy i dwójka młodych ludzi machających przyjaźnie. Pamiętając, jak kiedyś sami przemierzaliśmy świat stopem, zawsze staramy się zabierać turystów. Dwóch szkockich studentów tak nas zagadało, że przegapiliśmy słynny filmowy kadr i straciliśmy zasięg bez zapisania trasy.

Z charakterystycznej fotki nici, ale za to mieliśmy ciekawą pogawędkę na temat Szkocji. Dowiedzieliśmy się na przykład, że panowie zamierzają iść wzdłuż jeziora Loch Etive w poszukiwaniu pustego "bothy". Niezamieszkane domki są wciąż miejscową tradycją. Można z nich korzystać za darmo. Należy tylko po sobie posprzątać. Mile widziane jest zostawienie czegoś trwałego do jedzenia dla kolejnych wędrowców lub wpłata drobnego datku na organizację, która dba o domki. Listę bothies i wszelkie szczegóły na ten temat znajdziecie 🔍 tutaj
Nad jeziorem w Gualachulain znaleźliśmy dawne "bothy" przerobione niestety na bardziej cywilizowane noclegi. Większość turystów przyjeżdża tu jednak z własnym namiotem, by spędzić noc w jednej z najpiękniejszych szkockich scenerii. I mogliby nawet poczuć się jak James Bond, gdyby nie wszechobecne midges, które nie umierają nigdy 😄.



1.Wyspa Skye

Dolina Etive byłaby u mnie na podium, gdyby Bóg nie stworzył wyspy Skye. Mówi się, że to Szkocja w pigułce. Wyspa jest po prostu zachwycająca i zdecydowanie MUSI znaleźć się w Waszych podróżniczych planach. Ilość czasu na zwiedzanie wyspy zależy od Was, ale powinny to być minimum dwa dni, żeby zobaczyć najważniejsze atrakcje. Im dłużej, tym lepiej. Im bliżej trekkingowych szlaków, tym piękniej.

Obowiązkowym punktem programu jest Old Man of Storr znajdujący się kilkanaście kilometrów od urokliwego miasteczka Portree. To charakterystyczne pasmo skał przypomina z daleka pooraną bruzdami twarz starego człowieka, ale legenda głosi, że to palce olbrzyma, który po śmierci zapadł się pod ziemię. Jak widać był tak duży, że nie zmieścił się w całości. I dobrze, dzięki temu dziś możemy podziwiać jeden z najpiękniejszych krajobrazów na świecie, gdzie surowe skały idealnie komponują się z łagodnością zielonej trawy i szarością morza. Żeby w pełni cieszyć się urokami staruszka, trzeba przejść na jego drugą stronę. Niespieszny spacer tam i z powrotem zajmuje około 2 godziny. Trasa nie jest wymagająca, ale skalna ścieżka bywa śliska, a pogoda w kratkę, szkocką kratkę.

Jadąc na północ wyspy, warto zatrzymać się przy wodospadzie Mealt Falls spływającym po klifie Kilt Rock. Ciężko to zobaczyć z punktu widokowego, ale skala pofałdowana jest w kształt szkockiego kiltu, stąd jego nazwa. Sam wodospad również wygląda spektakularnie, a przy mocnym wietrze krople rozpryskiwane są w powietrzu tak gwałtownie, że w skrajnych przypadkach nawet nie dotykają tafli wody.

Jeszcze dalej na północ znajdziecie kolejne niesamowite miejsce. To formacja skalna The Quiraing. Bajkowe widoki sprawiają, że nie trudno mi uwierzyć w legendy o wróżkach, elfach i smokach zamieszkujących niegdyś te tereny. Do parkingu na wzgórzu docieramy bardzo krętą drogą, która wzbudza we mnie na przemian strach i zachwyt, bo to co widzę, to jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu. Niestety intensywny deszcz i wichura nie pozwoliły nam wyruszyć na szlak. Ogromnie żałuję, bo trzygodzinna pętla trekkingowa byłaby na pewno niezapomnianym przeżyciem.

Załamanie pogody sprawiło, że nie dotarliśmy również do innych atrakcji takich jak: Fairy Pools, Dunvegan Castle czy Coral Beach. Mamy jednak świadomość, że taka właśnie jest wyspa Skye, taka jest cała Szkocja. Kapryśna i niebezpieczna pogoda, mgły, które w jednej chwili zalewają mlekiem obiektyw aparatu, zwierzęta na drogach, które potrafią pokrzyżować nawet najbardziej ambitne plany. Szanuję to jednak, bo tutaj właśnie dotarła do mnie prosta życiowa prawda o tym, że to droga jest celem i nikt nie odbierze nam chwil zachwytu i wrażeń, które na zawsze pozostaną w naszym sercu jako jedno z najbardziej niezwykłych podróżniczych doświadczeń. Thank you so much, Scotland 😊.




Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

  1. Bardzo fajne zestawienie! Dobrze się to czyta. A przy okazji dzięki za linka do nas :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!