ALICJA W KRAINIE CZARÓW - Magia w czasach zarazy


Kraków, moje ukochane miasto, nieustannie mnie zadziwia. Podczas gdy świat, przerażony pandemią, wstrzymuje oddech i nie tylko, u nas nad Wisłą, na przekór wszystkiemu, otwieramy się na nowe doznania i na dodatek zapraszamy wszystkich chętnych do ich wspólnego odkrywania.


Z inicjatywy Muzeum Inżynierii Miejskiej na terenie krakowskiego Ogrodu Doświadczeń przy al. Pokoju 68, od 30 października 2020 do 28 lutego 2021, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, możemy przenieść się do bajkowego świata "Alicji w Krainie Czarów". Ten niezwykły Ogród Świateł odkrywa przed nami fantazyjne iluminacje głównych przygód, miejsc i dziwacznych bohaterów spotykanych przez tytułową bohaterkę. Wystawa pełna jest magicznych tuneli i przejść, świetlistych labiryntów i laserowych pól. Spacer po ogrodzie uprzyjemnia nam nastrojowa muzyka i pokazy multimedialne (warte zobaczenia szczególnie w weekendy).

To pierwszy tego typu, plenerowy lighting room organizowany na taką skalę w Polsce. Jak twierdzą organizatorzy, pobyt w Krainie Czarów jest całkowicie bezpieczny z uwagi na to, że wszystko odbywa się na świeżym powietrzu, a atrakcje rozłożone są na powierzchni 6 ha. Nie zapomnijcie jednak o maseczce i zachowaniu bezpiecznej odległości, szczególnie podczas oczekiwania w kolejce po bilety.

Jak dojechać do Ogrodu Świateł? Jak mawiał Kapelusznik "można konno lub koleją, ale zdecydowanie najlepszy środek lokomocji to nakrycie głowy" 😉. W dzisiejszych czasach można również samochodem, który najwygodniej jest zostawić na parkingu CH M1, dosłownie na przeciwko wejścia do Ogrodu. Niezmotoryzowani dojadą również tramwajami nr 1, 14 i 22.

Ceny biletów w tygodniu: normalny 24 zł, ulgowy 19 zł.
Ceny biletów w weekendy: normalny 29 zł, ulgowy 24 zł.
Dostępne są również bilety rodzinne, a dzieci do 3 roku życia wchodzą za przysłowiową złotówkę.
Ogród otwarty jest od 16.00 do 21.00. Nie ma limitu wejść, ale ostatnie, możliwe jest na godzinę przed zamknięciem.

Do Krainy czarów wchodzimy przez tajemniczą dziurkę od klucza. Tu na chwilę magia się kończy, a zaczyna kolejka ludzi do kasy. Aby jej uniknąć, warto kupić bilety on-line. My tego nie zrobiliśmy wcześniej, ale nasz sprytny Dział Techniczny błyskawicznie wyczarował bileciki na ekranie, dzięki czemu płynnie dotarliśmy do bramy głównej. Wam radzimy jednak nie popełniać naszego błędu. Przed wizytą koniecznie zajrzyjcie na stronę internetową Ogrodu Świateł, którą znajdziecie 🔎tutaj.


Po przejściu pięknie podświetlonej bramy głównej, trafiamy od razu, tak jak Alicja, do tunelu, którym wprawdzie nie spadamy w dół, ale na jego końcu znajdujemy pierwszą atrakcję, czyli Króliczą Norę. Stara już jestem, ale to, co widzę, robi na mnie duże wrażenie. Z trudem powstrzymuję się, żeby czegoś nie dotknąć albo nie zjeść przypadkiem. Wiem przecież jak to się może skończyć. A nie mam ochoty urosnąć, no może co najwyżej nieco zmaleć w okolicach bioder 😉. Nie wytrzymuję jednak i delikatnie dotykam wskazówki błyszczącego zegara, żeby, jak radził Kapelusznik, choć na chwilę zaprzyjaźnić się z czasem. Może dzięki temu zostaniemy w tym pięknym miejscu na dłużej ...







"Ach jak zdumiewająco! Coraz zdumiewającej!" Chciałoby się rzec słowami Alicji, stojąc naprzeciw gigantycznej, 16 metrowej, multimedialnej choinki, którą dostrzegamy po prawej stronie, tuż obok Króliczej Nory. 30 tysięcy multimedialnych punktów LED tańczy przed naszymi oczami w takt muzyki. 10 minutowy pokaz świetlny odbywa się codziennie, regularnie co pół godziny. Warto poczekać parę minut, bo efekt jest naprawdę imponujący.


Wędrując dalej wśród świecących drzew, magicznych kamieni i pól, spotykamy kota z Cheshire, którego wieczny uśmiech tak intrygował Alicję, a następnie Pana Gąsienicę palącego fajkę, rzecz jasna (choć wygląda to bardziej jak szisza 😉). Wyciągamy od niego tajemnicę magicznego grzyba, dzięki któremu będziemy mogli sami decydować czy lepiej być małym czy dużym. Chwilowo chcielibyśmy się zmniejszyć, by jak małe dziecko pobaraszkować w labiryncie, który znienacka wyrasta nam pod nogami.




Wśród śmiechów i zachwytów docieramy do wielkiego stołu. Mamy wrażenie, że za chwilę rozpocznie się tu Zwariowany podwieczorek i zostaniemy zasypani tysiącem absurdalnych pytań. Jest herbata, jest tort, są lukrowane babeczki... Brakuje jedynie Szaraka bez piątej klepki, Kapelusznika i Susła, choć ten ostatni może śpi gdzieś pod grzybem 🤔. Zachwycona sama nie wiem czy "wchodzę tam, bo chcę, czy chcę, bo tam wchodzę…" Otrzeźwia mnie wrzask zirytowanego ochroniarza: "Proszę nie wchodzić na instalację!!! To delikatne jest, zniszczy się, a poza tym niebezpieczne, do prądu podłączone !!!



Trochę mi wstyd, bo nie mogę się oprzeć i faktycznie, jak dziecko, włażę wszędzie, dotykam wszystkiego, mimo wyraźnej informacji, że nie wolno tego robić. Biorę się jednak w garść, bo przed nami ostatnia atrakcja, czyli zamek królowej Kier. Z tą panią, jak wiadomo, żartów nie ma i jeśli podpadnę, na pewno każe ściąć mi głowę! Grzecznie podziwiam więc karciane figury i różowe flamingi gotowe do "gry w krokieta". Mimo woli, rozglądam się za ochroniarzem, bo mam ochotę ukradkiem porwać do domu jednego karcianego przystojniaka. Oby tylko królowa mi to wybaczyła 😊




Ogród opuszczamy jednak bez rycerza, ale za to w doskonałych humorach. Mimo wieczornego chłodu, wyobraźnię mamy rozgrzaną do czerwoności. Żegnając się z Białym królikiem, przypominamy sobie ulubione fragmenty książki. Na pewno wrócimy do lektury. Do magicznego ogrodu Alicji też. Poczekamy tylko, aż spadnie śnieg, żeby zrobiło się jeszcze magiczniej.


Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.


Komentarze

Obserwuj Instagram!