O Bukareszcie przeczytacie, że to miasto nieoczywiste, poplątane, okaleczone trudną historią, że postępu nie widać, że nadal czuć odór poprzedniej, a może wciąż aktualnej, epoki. I tak dalej, i tak dalej… Jak to jednak bywa w takich miejscach, w morzu koszmarków i wszechobecnego chaosu, zdarzają się też niezwykłości. Jedną z nich jest Ateneul Român.Prawdę mówiąc, odnalazłam w stolicy Rumunii wiele niezwykłości, o których pisałam już 🔍 tutaj, ale uznałam, że bohater dzisiejszego wpisu zasługuje na osobną wzmiankę. Tak się szczęśliwie złożyło, że Ateneul Român odwiedziłam dwa razy. Walentynkowym koncertem tutaj właśnie rozpoczęłam moją przygodę z Bukaresztem, ale także zakończyłam, załapując się na krótkie zwiedzanie w ostatni poranek przed wylotem. Miałam więc okazję zobaczyć to architektoniczne zjawisko wieczorową porą wypełnione gwarem gości i muzyką, ale także kontemplować poranną pustkę i ciszę tej niezwykłej przestrzeni. Każde z tych spotkań było inne i każde potrzebne, żeby w moim sercu wymalował się kompletny obraz tego miejsca.
Ateneul Român znajduje się jakiś kwadrans spacerem od ścisłego centrum dokładnie naprzeciwko ogromnego Muzeum Sztuk Pięknych w Bukareszcie, które również warto odwiedzić. Sam budynek ma bardzo charakterystyczny okrągły kształt, więc raczej trudno go przegapić. Zarówno nazwa jak i styl nawiązują do tradycji starożytnych, czyniąc z rumuńskiego Ateneum prawdziwą “świątynię sztuki”.
Rodzące się w drugiej połowie XIX wieku państwo rumuńskie miało ogromne pragnienie i potrzebę stworzenia miejsca symbolicznego, odzwierciedlającego ducha młodego narodu, łączącego ze sobą światy na pozór nie pasujące do siebie. Co wspólnego mogły mieć bowiem ze sobą takie krainy jak na przykład założony przez saskich kolonistów Siedmiogród z podporządkowaną przez lata carskiej Rosji Besarabią. Rozumiano doskonale, że najlepiej będzie, jeśli wspólny mianownik będzie miał wymiar kulturowy, a nawet wręcz duchowy.
Tak jak przy tworzeniu mechanizmów państwowych: administracji, sądownictwa czy szkolnictwa, tak podczas tworzenia planów Ateneum oczy Rumunów skierowane były w stronę Francji. To jest właśnie ten okres, kiedy Bukareszt zostaje nazwany Paryżem Wschodu, bo miasto opanowuje prawdziwa frankomania: moda na francuskie guwernanki, paryski styl ubierania się, kuchnię à la française. Jak grzyby po deszczu powstają pałace, rezydencje i budynki użyteczności publicznej nawiązujące do stylu Belle Epoque. Wystarczy wspomnieć o zjawiskowym pałacu CEC, siedzibie najstarszego rumuńskiego banku i jednym z najpiękniejszych zabytków stolicy (zdjęcie na końcu) czy właśnie o rumuńskim Ateneum.
Plany były ambitne, bo o konsultacje przy projekcie budynku poproszono samego Charles'a Garnier'a budowniczego słynnej paryskiej Opery, o której poczytać możecie 🔍 tutaj. Architekt zbyt zajęty projektami we Francji polecił swojego kolegę po fachu, Alberta Galerona, który był już w Rumunii znany z projektu Narodowego Banku, który stworzył z uczniem Garniera Cassienem Bernardem. I tym razem duet ten stanął na wysokości zadania, dając Rumunom prawdziwą architektoniczną perełkę.
Mimo wielkiej wizji rzeczywistość narzuciła pewne ograniczenia, które, choć początkowo kłopotliwe, dziś stanowią o wyjątkowości tego budynku. Po pierwsze kształt. Ze względów oszczędnościowych budynek Ateneum musiał wpisać się bowiem w okrąg istniejących pierwotnie fundamentów cyrku, które Towarzystwo Ateneum Rumuńskiego nabyło po okazyjnej cenie od Towarzystwa Jeździeckiego. Ograniczona powierzchnia wymusiła również nietypowy układ pomieszczeń. Kiedy wchodzimy do okazałego holu budynku, orientujemy się, że sala koncertowa znajduje się dokładnie nad naszymi głowami!
Niekończące się kłopoty finansowe związane z realizacją tak spektakularnego budynku sprawiły, że jego twórcy musieli nieźle główkować, skąd wziąć pieniądze na dokończenie projektu. Jeden z członków Towarzystwa, znany naukowiec Constantin Esarcu, wpadł w pewnym momencie na pomysł ogólnokrajowej loterii. Hasło “Dați un leu pentru Ateneu”, czyli “Podaruj leja na Ateneum”, okazało się strzałem w dziesiątkę, a pół miliona Rumunów dołożyło się osobiście do tego przedsięwzięcia, jednocząc się w słusznej sprawie.
Gdy stoję przed kopulastym, dosyć klasycznym, budynkiem Ateneum, nic nie zapowiada tego, co czeka mnie w środku. A już sam hol robi ogromne wrażenie. Eklektyczna fantazja w stylu Belle Epoque mocno kontrastuje z wyważoną architekturą na zewnątrz. Goście przechadzają się pomiędzy dwunastoma kolumnami pokrytymi różowym stiukiem, a do sali koncertowej udają się, krocząc dostojnie po bogato zdobionych, spiralnych schodach z kararyjskiego marmuru.
I kiedy już myślę, że piękniej być nie może, wchodzę do głównej sali koncertowej i… wstrzymuję oddech. Jest dokładnie tak jak na zdjęciach w internecie, a może nawet piękniej. Intensywne, purpurowe barwy doskonale współgrają z rubinem moich rozpalonych od emocji policzków. Podniecenie nie opuszczało mnie przez cały koncert, a dźwięczne melodie Verdiego rozchodziły się idealnie w tej cudnej przestrzeni, udowadniając, że okrągłe sale koncertowe też mogą mieć doskonałą akustykę. Mimo kłopotów finansowych i ograniczeń, o których wspomniałam powyżej udało się w Bukareszcie stworzyć prawdziwą, architektoniczną i muzyczną perełkę. Sala ma trzydzieści metrów średnicy, a oczy i uszy może cieszyć tu jednocześnie prawie 800 gości.
W przerwie warto zrobić sobie spacer wzdłuż ścian, na których malarz Costin Petrescu w okresie międzywojennym namalował dosyć szczególny fresk. To właściwie taka “Rumuńska Panorama Historyczna”, gdzie w dwudziestu pięciu scenach przedstawiona została historia Rumunii, od wjazdu cesarza Trajana do Dacji, po okrucieństwa Wlada Palownika, aż po narodziny Wielkiej Rumunii. Nie jest to może poziom malarski naszego Matejki, ale dzieło ma na pewno dla wielu odwiedzających to miejsce Rumunów, ogromny ładunek symboliczny. Na tych, którzy historii Rumunii nie znają zrobi wrażenie sama wielkość malowidła, które szerokie na trzy metry, ciągnie się na długość siedemdziesięciu pięciu metrów.
Ateneul Român rozpoczęło swoją działalność w 1889 roku i do dziś jest najważniejszym symbolem rumuńskiej kultury oraz siedzibą filharmonii im. George Enescu. Nazwisko, które warto zapamiętać, bo to nie tylko wybitny skrzypek, pianista, kompozytor i dyrygent, ale przede wszystkim duma narodowa Rumunów i mega ciekawy człowiek. W momencie otwarcia Ateneul Român mały George ma osiem lat i właśnie odkryty niezwykły talent muzyczny. Dzięki protekcji rumuńskiej królowej zostaje przyjęty do konserwatorium w Wiedniu, potem kontynuuje naukę w Paryżu, z którym związany był właściwie do końca życia i gdzie zmarł w 1955 roku. Życie swoje dzieli jednak między duży i mały Paryż jak również nazywano kiedyś Bukareszt.
Mimo braku arystokratycznych korzeni, dzięki swojemu talentowi, Enescu jest ulubieńcem rumuńskiej arystokracji. W okresie międzywojennym, na zamku królowej Marii w Peles, na swoje szczęście i nieszczęście, zakochuje się w Marii Cantacuzino, uchodzącej wtedy za najpiękniejszą kobietę w całej Rumunii. Maruca jak ją nazywano była prawdziwą bojarską księżniczką, żoną wpływowego polityka, kobietą wykształconą, a ze względu na swoją niezwykłą urodę pożądaną przez wielu mężczyzn. W czasach gdy romansowała z Enescu miała męża i.. innego kochanka - znanego rumuńskiego filozofa Nae Ionescu. To z powodu tej nieszczęśliwej miłości postanowiła popełnić samobójstwo, a przynajmniej okaleczyć się, oblewając kwasem swoją piękną twarz. Nie zraziło to kochającego się w niej na zabój Enescu, który natychmiast wrócił z Paryża, by wspierać ukochaną. Jego wierność i oddanie zostały wynagrodzone i Maruca zgodziła się zostać jego żoną. Enescu kochał swoją Marię bezgranicznie do końca życia, choć ona nie zawsze była mu wierna. Mimo to, uchodzą za jedną z najpiękniejszych par rumuńskiej society ubiegłego wieku, a ich życie i miłość stała się wręcz legendarna.
Oprócz George'a Enescu na scenie Ateneum występowały takiej muzyczne sławy jak Richard Strauss, Maurice Ravel, Igor Strawiński, Herbert von Karajan. Gościli tu również polscy artyści Karol Szymanowski i Artur Rubinstein, o którym poczytać możecie 🔍 tutaj. Ateneum to również miejsce ważnych dla Rumunii wydarzeń takich jak chociażby głosowanie nad aktem powstania Wielkiej Rumunii w 1919 roku. Co ciekawe, dokładnie sto lat później w murach tego budynku Donald Tusk przemawia po rumuńsku (!), przekazując Rumunii przewodnictwo w Unii Europejskiej. Dużym, międzynarodowym prestiżem cieszą się również reaktywowane w 2011 w wykłady Noblistów oraz, rzecz oczywista w takim miejscu, festiwale muzyczne. Najmłodszy z nich Letni Festiwal Athenaeum od 2022 roku zaprasza wszystkich miłośników muzyki klasycznej na koncerty w czerwcu.
Wczesne lato i długie czerwcowe wieczory to idealny czas na odwiedzenie Bukaresztu. Nie zmęczy Was upał ani tłumy turystów, a stolica Rumunii odwdzięczy Wam się wspaniałą atmosferą. Ducha dawnego małego Paryża odnajdziecie nie tylko w zjawiskowym Ateneum, ale także w klimatycznych kawiarniach, bulwarach, parkach, pałacach i muzeach. I jeśli tylko dacie szansę temu miastu, spojrzycie na niego przychylnym okiem, jestem pewna, że będzie dla Was pozytywnym zaskoczeniem.

Po więcej informacji o Rumunii zajrzyj na post:
Bukareszt - liczy się wnętrze
Bukareszt - liczy się wnętrze
Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.
Komentarze
Prześlij komentarz