GIBRALTAR - Koniec znanego świata


Brytyjskie terytorium zamorskie brzmi dumnie, choć to niespełna 7 km kwadratowych powierzchni, którego prawie połowę zajmuje olbrzymia wapienna skała. Na przestrzeni wieków niejeden miał na nią chrapkę, a prawie 34 tysięcy ludzi poczytuje sobie za zaszczyt, że może tu mieszkać, mimo że nie jest to wcale najpiękniejsze, ani nawet najprzyjemniejsze miejsce do życia. Na czym zatem polega fenomen Gibraltaru i czy warto go odwiedzić? Sama się zastanawiałam, dopóki los mnie tu nie zagnał.

A raczej zaprosił, bo wycieczka do Gibraltaru była jedną z urodzinowych atrakcji zafundowanych mi przez Dział Techniczny. Na półwyspie spędziliśmy jeden dzień, przy okazji weekendu w Maladze. Ze stolicy Costa del Sol jechaliśmy samochodem niecałe dwie godziny. Autko zostawiliśmy na jednym z parkingów po hiszpańskiej stronie i piechotą przeszliśmy granicę państw. Ponoć wystarczy dowód osobisty, ale polecamy zabrać ze sobą paszport, wtedy mamy pewność, że nie będzie żadnych problemów podczas dosyć rutynowej kontroli, która w naszym przypadku polegała wyłącznie na zeskanowaniu dokumentu.


Po przekroczeniu granicy mieliśmy trzy opcje. Dojść do centrum na piechotę, robiąc sobie kultowe selfie na pasie startowym ze skałą w tle, wykupić bilet dzienny i poruszać się transportem publicznym lub skorzystać z wycieczki objazdowej miejską taksówką. Jest jeszcze czwarta możliwość, czyli rezerwacja biletu na kolejkę linową, wtedy dowóz do centrum miasta macie w cenie. Ponieważ w dniu naszego przyjazdu, ze względu na silny wiatr, Cable Car była nieczynna, a Dział Techniczny miał problem z kolanem, zdecydowaliśmy się na taksówkę. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tej opcji, ale koniec końców muszę przyznać, że to optymalne rozwiązanie, szczególnie jeśli macie dzieci, chorego faceta lub tylko jeden dzień na zwiedzanie. Cenowo też jest w porządku, bo oprócz dowozu na miejsce w cenie są bilety wstępu do wszystkich atrakcji na trasie. Jeśli do tego traficie na fajnego kierowcę, macie szansę dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o życiu w Gibraltarze.


Naszą wycieczkę rozpoczynamy od miejsca symbolicznego. Słupy Herkulesa, tak w starożytności nazywano Skałę Gibraltarską i znajdujące się po drugiej stronie cieśniny wzniesienie Monte Hacho w hiszpańskim, autonomicznym mieście Ceuta, które o to miano walczy z dużo wyższą marokańską górą Dżabal Musa. Przy dobrej pogodzie obie zobaczymy z tarasu widokowego, bo w tym miejscu odległość od brzegów Afryki to zaledwie 24 km. Przetaczana przez Herkulesa w ramach dziesiątej pracy Skała Gibraltarska ma 426 metrów wysokości i stanowi jeden z filarów tak zwanego “znanego świata”. To, co było za słupami, to świat daleki i obcy, który należało dopiero oswoić. Znajdujący się tu pomnik przedstawia właśnie te dwie rzeczywistości. Po jednej stronie nowy, po drugiej stary świat. To od Was zależy, z której strony zrobicie sobie pamiątkową fotkę.



Oprócz niesamowitych widoków największe wrażenie w Gibraltarze zrobiła na mnie jaskinia św. Michała. Olbrzymia skalna komnata służy dziś jako sala koncertowa, a w czasach wiktoriańskich urządzano tu bale i pojedynki. Podczas II Wojny światowej jaskinię zamieniono na szpital. To wtedy również wysadzono w skale drugie wejście dla lepszej cyrkulacji powietrza. Historia tego miejsca sięga jednak dużo dalej, przenosząc nas do czasów prehistorycznych, kiedy to natura rzeźbiła w miękkimi wapieniu niezwykłe twory. Znalezione tu podczas wykopalisk artefakty są dumą tutejszego Muzeum Gibraltaru, do którego warto zajrzeć, jeśli zostaniecie tutaj na dłużej. Dziś mieniący się kolorami pejzaż jaskini złożony ze stalaktytów i stalagmitów dopełniony przejmującą muzyką tworzy spektakl niezwykły, który bez przesady nazwać można magią. Koniecznie zapiszcie to miejsce na gibraltarskiej liście must see.


Nasz miejscowy kierowca z ogromną wprawą woził nas po wąskich i krętych dróżkach Upper Rock Nature Reserve. Zatrzymywały go jedynie blokujące drogę małpy. Rezerwat jest bowiem domem dla około 200 magotów gibraltarskich. To jedyne miejsce w Europie, gdzie można spotkać małpki żyjące na wolności. Skąd się tu wzięły? Teorii jest kilka. Najbardziej prawdopodobne jest to, że zwierzęta przybyły do Gibraltaru wraz z Arabami, którzy władali tymi terenami przez kilkaset lat. Wielu jednak wierzy, że magoty przywieźli ze sobą brytyjscy żołnierze w XVIII wieku. A tę wersję wydarzeń potwierdzałby również przesąd mówiący o tym, że kiedy wyginą makaki, skończy się też brytyjskie panowanie w Gibraltarze. To tłumaczyłoby również fakt, że do 1991 roku małpki były pod oficjalną opieką brytyjskiego wojska, które chroniło i dokarmiało zwierzęta. Działalność ta była oficjalnie wpisana w budżet jednostki. Każde narodziny były odnotowywane, każda nowa małpka otrzymywała imię gubernatora, generała lub innych wyższych oficerów. Trudno w to uwierzyć, ale chore lub zranione małpy trafiały ponoć do szpitala Royal Navy, gdzie były traktowane jak każdy marynarz. Po wycofaniu się garnizonu brytyjskiego, jego rolę przejął urząd gubernatora Gibraltaru.


Dziś magoty podzielone są na kilka klanów, a każdy z nich ma swoje terytorium w rezerwacie. Nasz kierowca żartował, że wśród małp panują mafijne układy i ostrzega, żeby nie dać się zwieść ich niewinnym pyszczkom. Jest kilka miejsc, gdzie ze względu na pożywienie zawsze znaleźć można większą ilość makaków. Między innymi w miejscu zwanym Apes Den i na samej górze przy szklanej platformie widokowej Sky Walk. Faktycznie miejscowi mają specyficzne układy z małpami i bez problemu potrafią je namówić na zdjęcie, budząc zachwyt w oczach dzieciaków. Ja, znana ze swojej rezerwy do zwierząt, nawet tych domowych, trzymałam się na dystans. Niestety nie uchroniło mnie to przed atakiem jednego z osobników, który dosłownie usiadł mi na głowie, atakując od tyłu. Nie wiem jak “przepracuję’ to traumatyczne przeżycie, tym bardziej, że nawet najbliżsi obracają wszystko w żart, twierdząc, że “małpa lgnie do małpy” i nic na to poradzić się nie da. Jeśli nie chcecie mieć podobnych doświadczeń, koniecznie stosujcie się do obowiązujących w rezerwacie zasad. Nie dokarmiajcie zwierząt, nie stawajcie zbyt blisko i tak dalej, choć jak widać po moim przykładzie, stosowne zachowanie nie daje żadnych gwarancji 😜.


Tunele wydrążone w Skale Gibraltarskiej, to oprócz jaskiń, kolejna ważna atrakcją półwyspu. Miłośnicy historii będą zachwyceni, bo tuż obok siebie mają XVIII wieczne pozostałości z Wielkiego Oblężenia Gibraltaru (1779-83) i tunele z II wojny światowej. Dorzućmy do tego jeszcze znajdujące się nieopodal średniowieczne ruiny zamku Maurów i przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych dostajemy tu w pigułce. A przecież w Gibraltarze od dawien dawna działo się wiele.



Jako pierwsi potencjał półwyspu docenili muzułmanie w 711 roku to właśnie od tego miejsca berberski przywódca Tarik ibn Zijad rozpoczął arabski podbój półwyspu Iberyjskiego. “Dżabal Tarik” czyli góra Tarika, to pierwotne określenie, które ewoluowało do obecnie używanej nazwy Gibraltar. Arabska hegemonia w tym rejonie Europy trwała prawie osiemset lat, aż do czasów Rekonkwisty, kiedy Arabowie zostali wyrzuceni z powrotem do Afryki. Hiszpanie cieszyli się zdobytymi terenami nieco ponad dwieście lat. Formalnie, po latach walk, na mocy traktatu z Utrechtu Anglicy przejęli Gibraltar jako swoją dożywotnią kolonię. Z decyzją tą nigdy nie pogodziła się Hiszpania, której do dziś marzy się odzyskanie tych terenów.


Tyle w wielkim skrócie jeśli chodzi o historię i wielką politykę, ale co na to wszystko sami mieszkańcy? Mam wrażenie, że żyją w swego rodzaju schizofrenicznej rzeczywistości. Z jednej strony niemal 99% ludności w referendum z 2002 stanęło murem za swoją brytyjską tożsamością, z drugiej zaś w 2016 niemal tyle samo zablokowało wyjście Gibraltaru z Unii Europejskiej. Efekt jest taki, że łatwiej jest nam przekroczył granicę niż obywatelowi Wielkiej Brytanii, który jest poddawany szczegółowej kontroli. Dwoistość Gibraltarczyków widać także w języku. “We Speak SPANGLISH” tłumaczy nam nasz lokalny kierowca. I faktycznie jest to dziwna mieszanka, a raczej, jak wyczytałam, dialekt wielu języków, w tym również genueńskiego, hebrajskiego, arabskiego, portugalskiego i maltańskiego, zwany “yanito” lub “llanito”. Co ciekawe, sami Llanitos są w stanie w każdej chwili płynnie przejść na angielski lub hiszpański. Myślę jednak, że mimo tego rozdwojenia mieszkańcom półwyspu żyje się tu bardzo dobrze, wygodnie i dostatnio, a z czasem nauczyli się wyciskać to, co najlepsze z obu światów.


II Wojna Światowa to dla Gibraltaru czas szczególnej próby, z której, tak jak i Malta, wychodzi zwycięsko zyskując miano niezatapialnego okrętu. Dla nas Polaków Gibraltar nabiera wyjątkowego znaczenia w roku 1943, kiedy to 4 lipca późnym wieczorem dochodzi do jednej najbardziej tajemniczych katastrof lotniczych XX wieku, w której ginie Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i premier Polskiego Rządu na uchodźstwie Władysław Sikorski. Samolot, kilka sekund po starcie, spada do morza, zabierając ze sobą ciała wszystkich pasażerów. Z wypadku cudem żywy wychodzi jedynie czeski pilot Eduard Prchal. Oprócz ciała gen. Sikorskiego, które beż sekcji zwłok przewieziono do Wielkiej Brytanii i pochowano na wojskowym cmentarzu w Newark, z wód zatoki wyłowiono jeszcze dziesięć innych osób, a pięć uznano za zaginione. Minimum, bo w sumie do dziś nie wiadomo ilu pasażerów naprawdę znajdowało się na pokładzie. W toku błyskawicznego śledztwa ustalono, że przyczyną katastrofy była awaria steru wysokości. Ale jak do tego doszło? Nie wyjaśniono, a dokumenty, zgodnie z protokołem, utajniono. Cała ta sytuacja właściwe nie tylko nie uspokoiła opinii publicznej, a wręcz przeciwnie stała się podstawą do snucia różnych teorii spiskowych.


Największą tajemnicą są losy ukochanej córki i prawej ręki generała - Zofii Leśniowskiej - która najprawdopodobniej towarzyszyła ojcu w tym feralnym locie. Najprawdopodobniej, bo ciała nigdy nie odnaleziono, a żadne prowadzone w tej sprawie śledztwa historyków, nie potwierdziło oficjalnej wersji wydarzeń. Co więcej, kilka dni po katastrofie w kairskim hotelu, odnaleziono charakterystyczną bransoletkę z kości słoniowej, która z całą pewnością należała do Zofii i którą według wiarygodnego świadka miała na ręku, udając się z ojcem z Egiptu do Gibraltaru. Ten “znak” od Zofii, miał być dowodem na to, że została porwana, a wypadek w Gibraltarze był zaplanowanym sowieckim zamachem na jej ojca. Kolejnym dowodem miał być równoległy pobyt na Gibraltarze radzieckiego dyplomaty Iwana Majskiego, który miał na półwyspie międzylądowanie w drodze do… Kairu. Dla niektórych badaczy to nie przypadek. Uważają oni, że córka gen. Sikorskiego została uprowadzona do Moskwy, a po odmowie współpracy ze Stalinem, trafić do sowieckiego łagru, gdzie została rozpoznana przez agentów, którzy kilkakrotnie podejmowali bezskuteczne próby jej uwolnienia.


Ponad 80 lat po katastrofie domysły i spekulacje nie milkną. Nie pomogła nawet ekshumacja zwłok Władysława Sikorskiego z 2009 roku, która potwierdziła, że obrażenia ciała generała są charakterystyczne dla katastrof lotniczych. Jeśli w archiwach brytyjskich są jakieś nieznane dowody w tej sprawie, być może dowiemy się o nich po roku 2050. Wygląda jednak na to, że w tej sprawie nie jest nam dane poznać prawdę. Zostaje zatem oddać hołd ofiarom, odwiedzając podczas wizyty w Gibraltarze, pomnik upamiętniający te smutne wydarzenia. Memoriał Sikorskiego znajdziecie na samym końcu półwyspu, w miejscu zwanym Europa Point (dojazd autobusem linii 2).


Na koniec wracamy do centrum miasta, które sprytnie rozłożyło się u podnóża góry. Spacerujemy chwilę po Main Street ciągnącej się od Rezydencji Gubernatora, aż po Grand Casemates Square, główny plac miasta będący pozostałością po XVIII wiecznych koszarach wojskowych. Siadamy w jednym z pubów i zamawiamy klasyczne Fish and Chips. Ceny w funtach (choć w euro też można płacić), ale bliżej im na szczęście do hiszpańskich niż brytyjskich. Być może ma to związek z niskimi podatkami. Doczytuję, że Gibraltar to jeden z rajów podatkowych i na dodatek prężne centrum hazardu. Europejskie Las Vegas jedną czwartą swoich dochodów czerpie z zakładów bukmacherskich i coraz bardziej popularnego hazardu on-line. Nie dziwi więc, że gibraltarskIe PKB jest jednym z najwyższych na świecie.



Klimat "so british”, przełamuje hiszpańska pogoda i eklektyczna architektura. Można by rzec że to taki mały raj: czysty, słoneczny i bogaty. Nie ma się za bardzo do czego przyczepić. no może jest trochę ciasno i klaustrofobicznie, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Osobiście uważam, że to jedno z najbardziej symbolicznych miejsc na mapie Europy, które powinien odwiedzić każdy mieszkaniec naszego kontynentu. Bardzo się cieszę, że wreszcie tu dotarłam i Wam też serdecznie polecam wybrać się, choć raz w życiu do Gibraltaru 😊.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

Obserwuj Instagram!