GDAŃSK - 10 perełek do odkrycia


Stary poczciwy Gdańsk niezmiennie, i słusznie zresztą, kojarzony jest z legendarnym Neptunem, historycznym Westerplatte i pełną bursztynów ulicą Mariacką. Co roku tłumy turystów zjeżdżają tu latem na słynny Jarmark Dominikański. Co roku też widzą inny Gdańsk. Nie znam bowiem drugiego miasta w Polsce, które by tak dynamicznie, a jednocześnie mądrze się rozwijało, potwierdzając swój status najpiękniejszego, nie licząc mojego rodzinnego Krakowa, miasta w Polsce 😜.

Chowając do kieszeni lokalny patriotyzm zbudowany na niczym nie zmąconej miłości do stolicy Małopolski, muszę Wam się przyznać, że Gdańsk po prostu uwielbiam. Nie ja jedna zresztą zachwycam się tym miastem. Tu się po prostu miło wraca do klimatu i dobrze znanych miejsc, ale równie przyjemnie jest odkrywać, co raz to nowe perełki (a może raczej bursztynki 😜).


Jeśli wybieracie się do Gdańska po raz pierwszy, musicie oczywiście zobaczyć najważniejsze zabytki. Podajcie łapkę bogowi mórz, wejdźcie do Bazyliki Mariackiej zobaczyć słynny zegar astronomiczny i reprodukcję "Sądu Ostatecznego" Memlinga, a następnie, jeśli macie siłę, wdrapcie się na wieżę widokową (do przejścia macie ponad 400 stopni schodowych, lojalnie ostrzegam, że łatwo nie jest 😜). Nie żałujcie kasy przede wszystkim na Dwór Artusa. Nie licząc wystawy malarstwa na drugim piętrze, do zobaczenia są dwie, a właściwie jedna sala, ale miejsce dosłownie powala majestatem. To mój number one, jeśli chodzi o gdańskie klasyki.


Atrakcji w Gdańsku jest zresztą tak wiele, że nie sposób zebrać je w jednym poście, a tym bardziej zobaczyć w jeden weekend. Trzeba było zatem wybrać to, co w duszy zagrało najbardziej. Mam nadzieję, że niektóre z moich propozycji Wam też przypadną do gustu.

1. Uliczki Głównego Miasta

Gdańsk niczym nie różni się od innych miast pod jednym względem. Ludzie kłębią się na Długim Targu, że w sezonie szpilki nie włożysz. Wystarczy jednak przejść dwie przecznice dalej i od razu jakoś tak ciszej i spokojniej.

Nikogo, broń Boże, nie namawiam do pomijania głównych szlaków turystycznych. Sama zresztą za każdym razem, z uporem maniaka, pielgrzymuję na najpiękniejszą w mieście ulicę Mariacką. Nie przeszkadza mi zupełnie, że to pułapka turystyczna. Po prostu nie daję się złapać i lecę na Piwną, równie piękną, a nieco bardziej autentyczną z knajpkami otwartymi do późnej nocy. Na śniadanie wybieram Ogarną, a na wieczorny spacer uroczą ulicę św. Ducha z cudną, barokową Kaplicą Królewską i fontanną Czterech Kwartałów, nawiązującą do średniowiecznego podziału miasta na kwartały: Szeroki, Wysoki, Rybacki i Kogi, czyli Szewców.

Pozostaję niezmiennie pod wrażeniem pieczołowicie zrekonstruowanych, kolorowych kamieniczek, brukowanych ulic, gwaru portowego miasta... I za każdym razem, gdy tu jestem, dziękuję Bogu, że stworzył Gdańsk 😊.
.

2. Wyspa Spichrzów

Jednak trzeba wiedzieć, że od jakiegoś czasu serce Gdańska przesunęło się wyraźnie w kierunku Wyspy Spichrzów. To tutaj, wzdłuż nabrzeża, mieszczą się najbardziej stylowe knajpki, apartamenty i hotele.

A nie tak dawno jeszcze, strach było zapuszczać się w te rejony. Zdewastowane budynki przyciągały co najwyżej miłośników urbexowych klimatów i lokalnych meneli.


Spichlerze łatwo nie miały nigdy: pożary, powodzie, rabunki, Krzyżacy, Rosjanie a na końcu Niemcy dopełnili dzieła zniszczenia. W średniowieczu było ich na gdańskiej wyspie ponad 300. Po drugiej wojnie światowej ocalały zaledwie trzy. Jeden z nich można dzisiaj zwiedzić. "Błękitny Baranek" to jedyny magazyn, z którego ostała się nie tylko fasada, ale także wewnętrzna konstrukcja. Drewniane belkowanie można zobaczyć, odwiedzając wystawę Muzeum Archeologicznego, które w tym unikatowym wnętrzu odwzorowało średniowieczną ulicę Gdańska. Są rzemieślnicy, kupcy, mieszczanie, dawne przedmioty codziennego użytku i zwierzęta. Przechadzając się, słyszymy nawet odgłosy hanzeatyckiego miasta. Ciekawe doświadczenie.


Wyspy Spichrzów nie da się w Gdańsku pominąć. Warto zajrzeć tu szczególnie wieczorem na kolację lub drinka. Jeśli macie cierpliwość, stańcie w kolejce do najbardziej obleganej knajpki Chleb i wino, jeśli lubicie amerykańskie klimaty zajrzyjcie do Whiskey in the Jar, a miłośnicy food sharingu dobrze poczują się w Barze Leon na Stągiewnej. Jeśli nie wiecie, na co się zdecydować, wbijajcie do Słonego Spichlerza, wizytówki street foodowego jedzenia w tej części miasta.


Na koniec polecajka. W tym samym budynku co Słony Spichlerz, na ostatnim piętrze w klubie SASSY ROOF TOP zjecie całkiem niezłe sushi w przystępnej cenie. Do tego z tarasu widokowego restauracji podziwiać można obłędny widok na stare miasto, szczególnie tuż po zachodzie słońca 😊.


3. Europejskie Centrum Solidarności

Kolejny gdański klasyk, który mnie zachwycił to Europejskie Centrum Solidarności. Gdańsk to kawał historii Polski, to rzecz oczywista. Westerplatte i Muzeum II Wojny Światowej zobaczyć choć raz w życiu powinien pewnie każdy Polak. Historia Solidarności wydaje mi się jednak osobiście dużo bliższa, bardziej namacalna. Byłam przecież dzieckiem w tamtych czasach, kiedy gen. Jaruzelski mówił, że nie muszę iść rano do szkoły. To muzeum jest więc również o mnie, być może także o Was albo o Waszych rodzicach. Jest też dużo bardziej kompaktowe od innych tego typu muzeów. Półtoragodzinna multimedialna trasa jest w sam raz, aby poczuć klimat, a nie zmęczyć się tematem. Wszystko w tym muzeum mi się podoba: od milicyjnej suki, oryginalnych pilśniowych tablic z postulatami stoczniowców, po elektrokardiogram z napisem Solidarność zrobiony z biało-czerwonych karteczek, na których zwiedzający zostawiają swoje opinie i przemyślenia. Majstersztyk.


Fantastyczna jest zresztą cała przestrzeń ECS. Kształtem przypomina stalowy statek, ale jest w niej mnóstwo zieleni. To pewnie dlatego za każdym razem ciężko mi stamtąd wyjść. Tym, którzy mają podobnie, polecam muzealną czytelnię, gdzie niemal w samotności zanurzyć się można w tematyczną literaturę. Ja wynalazłam dla siebie piękny album o Gdańsku Chrisa Niedenthala, słynnego fotografa stanu wojennego, ale i współczesnej Polski. To zresztą pierwszy zagraniczny fotograf, który w 1980 roku dostał pozwolenie wejścia na teren Stoczni Gdańskiej. W muzeum znajdziecie zresztą sporo jego zdjęć, na czele z kultowym czołgiem na tle reklamy Czasu Apokalipsy Coppoli wyświetlanym w kinie Moskwa.


Możecie też wjechać na taras widokowy ECS, choć o naprawdę fajnych widokach na port jeszcze Wam opowiem. Tymczasem nie zapomnijcie na koniec wejść na teren stoczni do historycznej sali BHP. Tuż przy wejściu na półpiętrze imponująca kolekcja kolorowych "kakakasków". Idealne do instagramowej fotki 😜.


4. 100cznia

Wizyta w ECS to dopiero początek atrakcji na terenie dawnej stoczni gdańskiej, a właściwie cesarskiej, bo historia tego miejsca sięga XIX wieku. Zacznijmy od najbardziej "hot" kulinarnego miejsca w Gdańsku, czyli od foodtrakowni o wdzięcznej nazwie 100cznia. Byłam tam w tym roku pierwszy raz i jestem zachwycona. Kompleks zbudowany z kontenerów cargo z odzysku mieści w sobie kilkanaście food trucków. Jak na portowe miasto przystało, zjecie tu przysmaki kuchni z całego świata. Wszystko pyszne, a największym odkryciem były dla mnie frytki z juki. Do tego słońce i zimne piwo. Niczego więcej nie trzeba człowiekowi do szczęścia.


Przecznicę dalej, na ulicy Elektryków, latem działa kolejne, ciekawe imprezowo - kulinarne miejsce. Niestety w maju zamknięte, więc ruszamy w kierunku, naszym zdaniem, największej atrakcji portu. To punkt widokowy na olbrzymim Żurawiu M3. Wejście na tę konstrukcję to przeżycie hardcorowe, szczególnie kiedy wieje silny wiatr, ale jeśli nie macie lęku wysokości, będziecie zachwyceni, a widoki sprawią, że zapomnicie o drżącym sercu i miękkich nogach. Skupcie się tylko na tym, żeby komórka nie wypadła Wam z ręki podczas robienia najbardziej niesamowitych fotek ever 😉.


Industrialne klimaty dopełniamy wisienką na torcie, czyli rzeźbami wychodzącymi z morza. To kompozycja "Rozbitkowie" lokalnego artysty Czesława Podleśnego, które powstały na zamówienie miasta z okazji 30 rocznicy pierwszych, częściowo wolnych wyborów. Rzeźby zmontowane z elementów maszyn rolniczych i samochodów miały być tymczasowym performancem. Początkowo 7 rzeźb ustawiono przy dawnej pochylni Wydziału Kadłubowego K-2, a reszta jeździła po różnych miastach Pomorza. Rzeźby tak bardzo się spodobały, że zostały w stoczni na zawsze, a artysta już planuje kolejne instalacje. Jego prace zobaczyć można, a nawet kupić w znajdującej się nieopodal Przestrzeni Sztuki WL4.

Gigantyczny obszar dawnej stoczni ma w sobie ogromny potencjał, a alternatywna twarz Gdańska przyciąga wszelkiej maści urbexowych zapaleńców, ale też coraz większą liczbę turystów. Jeśli chcecie jeszcze lepiej poznać to miejsce polecam spacer "Szlakiem Stoczni Cesarskiej". Trasa ma 13 punktów, a jej przejście trwa około godziny. Ubierzcie tylko dobre buty i wygodne ciuchy, które można pobrudzić, bo czerwonych dywanów tu nie będzie 😊.


5. Teatr Szekspirowski i Filharmonia Bałtycka

Po industrialnych klimatach czas na kulturę przez duże K. A Gdańsk pod tym względem wypada naprawdę imponująco. Od kilku lat na mojej kulturalnej bucket list był Teatr Szekspirowski. Budynek wygląda oryginalnie, bo jest cały… czarny. Na szczęście tylko z zewnątrz. W środku ciepłe kolory jasnego drewna i totalny minimalizm odwzorowuje klasyczny teatr elżbietański. Teatr zlokalizowany jest w nieprzypadkowym miejscu, bo w XVII wieku tu właśnie mieściła się pierwsza Szkoła Fechtunku, w której odbywały się nie tylko zawody szermiercze, ale także przedstawienia teatralne z udziałem przybywających licznie do Gdańska, szczególnie w okresie Jarmarku Dominikańskiego, aktorów angielskich.

Teatr jest architektoniczną perełką, która zdobyła szereg nagród w kategorii architektura i design. W roku otwarcia (2014) za ciekawszy obiekt uznano jedynie naszą krakowską Cricotekę. Być może dlatego, że największa atrakcja teatru jest na pierwszy rzut oka niewidoczna. To ruchomy dach, który można otworzyć w 3 minuty i kolejne nawiązanie do otwartego teatru z czasów Szekspira. Polujcie więc na spektakle latem, bo niestety w zimny, majowy weekend dach ani drgnął. A jeśli nie będziecie mieli szczęścia do biletów, warto zaplanować chociaż zorganizowane zwiedzanie, które odbywa się codziennie o godzinie 15.00. Szczegóły na stronie teatru.

Drugi obiekt, który zrobił na mnie ogromne wrażenie to Filharmonia Bałtycka. Kto śledzi bloga, ten wie, że kocham operę i staram się odwiedzać teatry operowe w każdym mieście, w którym jestem. Dla filharmonii w Gdańsku zrobiłam jednak wyjątek, więc opera musi poczekać.

Nowa siedziba filharmonii, zlokalizowana na wyspie Ołowianka, przegląda się z dumą w wodach Motławy. To pięknie zrekonstruowany budynek dawnej elektrociepłowni. Zabytkowy budynek posiadał neogotycką fasadę, rozety w oknach, a nawet baszty! Dziś nowa filharmonia jest kolejną wizytówką stolicy wojewodztwa Pomorskiego, a cały zrewitalizowany obszar wokół niej, to obecnie jeden z najładniejszych zakątków Gdańska, przypominający nieco nowoczesną Kopenhagę. I nawet to koło i oklepany patent z napisem Gdańsk, aż tak bardzo mnie nie razi.



6. Muzea bursztynu

Gdańsk bursztynami stoi, wiadomo, nie tylko na Mariackiej. Można mieć więc lekki przesyt. Mimo to, do odwiedzenia nowego Muzeum Bursztynu w średniowiecznym Wielkim Młynie malowniczo położonym na kanale Raduni, zachęcam Was gorąco. To jedno z najbardziej klimatycznych muzeów jakie odwiedziłam, a bursztyn idealnie współgra tu ze starą cegłą, szkłem i lustrzanymi powierzchniami. Całość przyprawia o zawrót głowy i to niemal dosłownie, bo osoby z zaburzeniami wzroku czy błędnika mogą nawet odczuwać delikatny dyskomfort. Ja przynajmniej tak miałam 🤔.

W tej niezwykłej scenerii podziwiać możemy między innymi: najstarszą inkluzję jaszczurki sprzed 40 mln lat, największą bryłę bursztynu z Sumatry o wadze 68 kg, bursztynowego słowika - symbol festiwalu w Sopocie, bursztynową bizuterię, instrumenty muzyczne, szachy i mnóstwo innych bursztynowych cacuszek…


Będąc w Muzeum Bursztynu warto zajrzeć do znajdującego się po drugiej stronie ulicy kościoła św. Brygidy. Kościół wart jest odwiedzin przede wszystkim ze względu na historię, bo to duchowa kolebka Solidarności, ale także ze względu na przepiękny ołtarz. To największy na świecie obiekt wykonany z bursztynu. Szacuje się, że jest on trzy razy większy od legendarnej bursztynowej komnaty wykonanej w 1701 roku przez gdańskich rzemieślników dla Fryderyka I Hohenzollerna.

Jeśli nie znacie historii bursztynowej komnaty, podarowanej carowi Piotrowi I, a następnie skradzionej z Petersburga przez Niemców w czasie II wojny światowej, koniecznie zajrzyjcie 🔍 tutaj.


Idąc dalej bursztynowym szlakiem trafiam do Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego w dzielnicy Oliwa. To miejsce wyjątkowe i daleko poza utartym szlakiem, o czym świadczy fakt, że w majowy weekend byłam tu zupełnie sama.

A do zobaczenia jest naprawdę sporo. Po pierwsze Muzeum inkluzji w Bursztynie, w którym odtworzono między innymi namiastkę bursztynowego lasu. Poza tym cały hol jest rodzajem otwartej wystawy przyrodniczej rozmieszczonej na trzech piętrach budynku, a centralnym punktem jest zawieszony pod sufitem szesnastometrowy szkielet płetwala zwyczajnego. Wygląda to prawie tak jak w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i tylko znajdujący się pod ogonem stół pingpongowy przypomina, że jesteśmy w budynku uczelni, gdzie na co dzień toczy się normalne studenckie życie.

Dodam, że cała wystawa jest za darmo, a żeby cieszyć się w pełni zwiedzaniem wystarczy zeskanować QR kod dostępny na miejscu lub pobrać aplikację przez stronę internetową uczelnianego muzeum.

Przed budynkiem niewielki, ale bardzo przyjemny Eko park z kolekcją głazów, sztucznymi jeziorkami i ginącymi gatunkami nadmorskiej flory. Jestem szczęśliwa, że moja podróżnicza ciekawość świata zaprowadziła mnie do tego miejsca i mogę Wam je pokazać, jeśli jeszcze go nie znacie.


7. Zbiornik wody Stary Sobieski

Kiedy zobaczyłam to miejsce w internetach od razu wiedziałam, że muszę zobaczyć je na własne oczy. Zbiornik wodny to nie jest atrakcja oczywista, ale wejście do środka jest przeżyciem tak samo ekscytującym jak przejażdżka gdańskim kołem młyńskim. Tyle, że zamiast w powietrzu, jesteśmy w żelbetowej konstrukcji pod ziemią, w której kiedyś płynęła woda pitna dla Gdańska. Stary Sobieski to nie jedyny taki obiekt, który można zwiedzać. Równie ciekawy wydaje się być zbiornik Stara Orunia z XIX wieku, który na zdjęciach wygląda niemal jak gotycki kościół! Niestety zwiedzać go można dopiero w czerwcu, kiedy wyniosą się z niego jego sezonowi mieszkańcy, czyli nietoperze.

Stare Gdańskie zbiorniki wodne zwiedza się z przewodnikiem. Zapisy na stronie internetowej, którą znajdziecie tutaj. Polecam szczególnie technicznym zapaleńcom, choć muszę przyznać, że i dla laika będzie to ciekawe doświadczenie. Można się dowiedzieć między innym czy warto pić wodę z kranu i czym różni się muszla warszawska od poznańskiej 😉.


Tereny wokół zbiornika Stary Sobieski to idealne miejsce na spacer. Sam zbiornik jest ciekawym punktem widokowym i super terenem na piknik. Tuż obok parkingu znajdziecie wejście do najmłodszego parku w Gdańsku. Maleńki Park nostalgiczny powstał w 2018 roku na dawnym cmentarzysku, gdzie zachowało się, wtopionych w zieleń, kilkadziesiąt płyt nagrobnych.

Jeśli macie więcej czasu, koniecznie zaplanujcie wędrówkę po znajdującym się nieopodal parku w Dolinie Jaśkowej. Zabytkowa infrastruktura parkowa, punkty widokowe, stara architektura sprawiają, że to prawdziwa gdańska perełka z dala od utartych szlaków.


8. Nowy Stary Wrzeszcz

Niestety na Dolinę Jaśkową zabrakło mi tym razem czasu. Schodząc ze zbiornika Stary Sobieski zamiast w lewo do parku, skręciłam w prawo do centrum starego Wrzeszcza. To część Gdańska, która od kilku lat jest mega "trendy" i bardzo chciałam sprawdzić, co takiego przyciąga tu ciekawskich.

Wrzeszcz to dzielnica pełna kontrastów, po jednej stronie perełki architektury, po drugiej rudery, ale mnie kupiła jeszcze zanim dotarłam na słynną ulicę Wajdeloty. Po pierwsze to tu zlokalizowana jest Opera Bałtycka (o czym już w tramwaju dumnie wyśpiewuje się w takt arii z opery Carmen - tej o byku 😉), a po drugie niespodziewanie zupełnie przywitał mnie tu mój ziomal Zbigniew Wodecki, uśmiechając się pogodnie z murala przy ul. Do Studzienki. Człowiek od razu poczuł się jak w domu.


Sama ulica Wajdeloty albo Was rozczaruje albo zaczaruje. Od czasu rewitalizacji w 2013 roku konkuruje z samą Mariacką o miano najpiękniejszej ulicy w mieście. Niestety to, co naprawiono, skutecznie niszczą lokalni wandale, a do ideału jeszcze daleka droga. Niemniej jednak pasjonaci przedwojennej architektury będą czuć się tu jak w raju. Miłośnicy literatury powinni podejść pod dom Güntera Grassa przy ulicy Lelewela 13. Warto również poszwendać się po innych uliczkach, w których ukryte są klimatyczne kawiarnie i restauracje. Okolica uchodzi za miejsce przyjazne weganom, więc idąc tym tropem,  wstąpiłam do Avocado Vegan Bistro na całkiem przyjemne małe co nieco.

Niektórzy zachęceni ochami i achami z internetów mogą poczuć lekki niedosyt, bo przyznam, że w długi majowy weekend w zabytkowych zaułkach Wrzeszcza nie było prawie nikogo, oprócz mieszkańców i garstki stałych bywalców. Totalnie zniszczona okazała się również słynna różowa ściana, która uważana jest za jeden z najbardziej instagramowych kadrów w mieście. Sklep ze starociami zamknięty na cztery spusty, bladoróżowy tynk sypie się ze ściany, a na tyłach rupieciarnia dopełnia smutnego widoku. Nie wiem, może w sezonie legendarny "pan Sławek" odmaluje ten kącik i znów będzie pięknie jak w social mediach. Póki co, rzeczywistość skrzeczy.


9. Olivia Star

Po odrobinę luksusu ruszamy znowu kierunku Oliwy. Jeśli nie znacie tej dzielnicy, warto zajrzeć do katedry oliwskiej, która uchodzi za najdłuższy kościół na świecie i do zjawiskowego parku oliwskiego. My natomiast, tym razem, udajemy się do najwyższego budynku w Gdańsku, czyli do Olivia Star.

Atrakcje czekają na nas już na parterze, gdzie można wychillować w tropikalnym Olivia Garden. Pełen zieleni ogród to idealny wstęp do dalszej części wieczoru, ale także miejsce, w którym zapracowani Gdańszczanie mogą, przy drinku i delikatnej muzyce, odpocząć po pełnym presji dniu spędzonym w jednym z okolicznych biurowców.


Ruszamy wyżej. Wjazd na 32 piętro Olivii Star, a tym samym wejście na taras widokowy jest płatne, ale uwierzcie mi, że panorama miasta z tej perspektywy jest warta każdych pieniądzy. Warto jednak zarezerwować wejście wcześniej, wtedy można trafić na fajne promocje, gdzie w cenie biletu dostaniecie na przykład kieliszek prosecco. Z aplikacją Olivka pierwszy wstęp macie za darmo, a stali bywalcy mają możliwość zbierania punktów w programie lojalnościowym.

Na górze czeka na Was restauracja Vidokówka serwujaca danie kuchni włoskiej. Do dyspozycji gości jest ciekawie zaaranżowana przestrzeń: zielona od strony lasu i niebieska od strony morza. Stylowy bar przenosi nas w klimaty pasażerskiego statku MS Batory, a huśtawki do lat beztroskiego dzieciństwa.

To nie koniec atrakcji w Olivia Star. Jest przecież jeszcze 33 piętro, a tam ekskluzywny tapas bar Trenta i Tres oraz według mnie najlepsza obecnie restauracja w Polsce Arco by Paco Perez. O tym kulinarnym raju, który mieliśmy okazję odwiedzić, poczytać będziecie mogli już niedługo.


10. Wyspa Sobieszewska

Gdzie w Gdańsku nad morze? Tylko do Sopotu - słyszę od większości znajomych z południa Polski. I ja im na to przytakuję, bo dzięki temu reszta wybrzeża jest tylko dla mnie i tych, którzy nie przepadają za lansem pośród spoconego tłumu. I choć Gdańsk ma własne, całkiem fajne zresztą, molo w Brzeźnie i znaną plażę w Jelitkowie, moje serce rwie się dokładnie odwrotnym kierunku. Wyspa Sobieszewska to raj, nie tylko dla ptaków, ale dla wszystkich, którzy kochają niczym nie zmąconą naturę. To kilometry zielonych lasów, bagien i prawie pustych plaż zaledwie 40 minut od Gdańska. Zaplanować można tu kilka godzin w rezerwacie Ptasi raj czy Mewia łacha albo cały dzień, przemierzając 14 kilometrowy szlak PTTK. To również idealny pomysł na rowerowy weekend. Można również nie robić nic i przesiedzieć cały dzień na plaży, patrząc w morze. Samemu lub, tak jak ja, w towarzystwie najlepszych przyjaciół, którzy towarzyszyli mi dzielnie w tej gdańskiej przygodzie 😍.




Garść informacji praktycznych

Jak dojechać?
Najbardziej optymalnym środkiem transportu wydaje się kolej, ale zawsze warto sprawdzić tanie linie lotnicze. Bywa, że bilet będzie w podobnej cenie, a czasem nawet tańszy. Lot z Krakowa trwa godzinę, więc naprawdę warto. No chyba, ze co do zasady ograniczacie korzystanie z samolotów.

Gdzie spać?
Gotyk house - nie spałam, ale przechodziłam obok wielokrotnie odwiedzając ul. Mariacką. Po przejrzeniu zdjęć w internetach, juz wiem, że to bedzie mój następny nocleg w Gdańsku

Apartamenty Baszta  - właściwie Dom Harcerza. Tani, ale bardzo wygodny nocleg w samym centrum miasta. Jedyny minus to brak windy. Plusem jest fakt, że można zostawić bagaż w tutejszej przechowalni.

Hilton - jak chcecie zaszaleć, zarezerwujcie koniecznie pokój z widokiem na Filharmonię Bałtycką. Bajka…

Apartamenty na Wyspie Spichrzów - pasjonaci designu mogą poszukać fajnego noclegu na Wyspie Spichrzów. Jest tu naprawdę sporo "wypasionych" apartamentów. Najsłynniejsze kompleksy takie jak Granaria czy Deo Plaza są bohaterami wielu publikacji i wnętrzarskich programów telewizyjnych.


Gdzie zjeść?
Tym razem wszystkie adresy znajdziecie w tekście i na chwile obecna nie mam w tym temacie nic do dodania 😉.

Ten post nie jest reklamą, a wyłącznie moją osobistą rekomendacją.

Komentarze

  1. Jako gdańszczanka -👏👏👏 myślałam, że nic mnie nie zaskoczy. A jednak! Dziękuję za informacje o wystawie na Wydziale Biologii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznanie lokalsa = satysfakcja 1000%. Dziękując za miłe słowa, powiem tylko, że ten płetwal wiszący w holu uczelni centralnie nad stolem pingpongowym, rodem z londynskiego Muzeum Historii Naturalnej naprawdę rozwala system. Rzecz warta zobaczenia na własne oczy 😃😃😃

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwuj Instagram!